Amerykanie wychodzą z paniki paliwowej. Może nawet przestaną tankować do wiader i torebek
Jeśli sądziliście, że Amerykanie są umiarkowanie lotni, to myliliście się. Oni są zupełnymi nielotami.
Hoarding: to słowo robi furorę w ostatnich dniach. Hoarding oznacza niekontrolowane gromadzenie zapasów, często bez najmniejszego powodu. Wystarczyła iskra (doceńcie ten słaby pancz) w postaci wiadomości o utrudnieniach w transporcie paliw z powodu ataku hakerskiego na rurociąg, żeby amerykańscy klienci rzucili się w panice kupować paliwo. Logiczne: jeśli paliwa zaraz zabraknie, to trzeba jak najszybciej natankować swój samochód, żeby zabrakło dla innych, ale nie dla mnie. Ale żeby jeszcze bardziej zabrakło dla innych, to na wszelki wypadek wezmę na pakę mojego pickupa jeszcze dziewięć... no dziesięć kanistrów, tamten ostatni jest trochę dziurawy, ale to nie szkodzi. Ważne, żeby mieć DUŻY ZAPAS PALIWA!
Jeśli nie masz kanistrów, pozostaje tankowanie do torebki
Najlepsze będą grube, foliowe torby. Wlewasz do nich benzynę, zawiązujesz mocno uszy i jedziesz ostrożnie, żeby płyn energetyczny nie wylał się na pakę lub do bagażnika. Niestety, jeśli chwyci cię wstrętna policja/rasistowska policja (do wyboru), to zabiorą ci ten ładunek, żeby zapobiec eksplozji. Problem w tym, że torby foliowe nie odprowadzają napięcia elektrycznego i wszystko może wybuchnąć. Policjanci zapowiedzieli, że nie będą również pobłażliwi wobec osób, które wlały benzynę do otwartych wiader, misek, wanienek, korytek i tego typu urządzeń, i przewożą ją w postaci wychlapującej się. Niesympatyczny policjant nie wykaże zrozumienia, że jako Amerykanin bez benzyny nie jesteś w stanie przeżyć nawet jednego dnia i twoje cenne zapasy zostaną skonfiskowane.
Sytuacja ma się powoli uspokajać, bo przesył paliw wrócił
Chodzą słuchy, że Colonial Pipeline zapłaciło hakerom pięć milionów dolarów okupu. Nikt oczywiście żadnej faktury nie widział, ale to brzmi prawdopodobnie. Na wszelki wypadek zapytałem jednak znajomego mieszkającego w Stanach Zjednoczonych, czy sytuacja faktycznie była aż tak fatalna. Odpowiedział, że nie – owszem, zdarzają się kolejki, ale po prostu wystarczy odczekać parę dni i po prostu na jakiś czas zrezygnować ze zbytecznej jazdy samochodem. Akurat kolega ma tę dobrą sytuację, że do pracy ma blisko, podobnie jak jego dzieci do szkoły. Jeśli ktoś musi daleko dojeżdżać, to pewnie jest niezbyt zamożny, gorzej wyedukowany i bardziej podatny na masową panikę. „Gas is for poor people”, można by powiedzieć.
Jestem też w kilku grupach dotyczących amerykańskiej motoryzacji i obserwowałem posty na ten temat. Tak naprawdę źle było tylko w południowo-wschodnich stanach, jak Karolina, Georgia i tego typu, gdzie faktycznie 2/3 stacji w pewnym momencie nie miało paliwa. Wystarczyło to przeczekać. Jednak zachowanie amerykańskich kierowców jest bardzo podobne do zachowań klientów z początku pandemii, kiedy to również Polacy rzucili się na makaron i papier toaletowy. Oczywiście niektóre stacje wykorzystały to i podniosły ceny do szalonego poziomu. Jedna ze stacji z logo BP przez chwilę sprzedawała paliwo po 6,99 dolara za galon. Ile to będzie na polskie pieniądze? 7 złotych za litr. Naprawdę Amerykanów nie byłoby stać na paliwo po 7 zł za litr? Ono powinno tyle kosztować minimum. Przeciętny samochód, którym można dojechać do pracy, spala 6 l benzyny na 100 km. 6 x 7 to 42 zł za 100 km, albo 18 dolarów za przejechanie 100 mil. To ma być dużo? (podpowiedź: nie ma obowiązku jeździć SUV-em, który pali 20/100, jeśli cię nie stać. Amerykański Prius C spala mniej niż 5 l/100 km).
Na tym tle szczególnie śmieszne są przechwałki właścicieli aut elektrycznych
„Mnie to nie rusza, mam EV”, rechoczą użytkownicy produktu motoryzacyjnego „Elon”. Gdyby jednak sytuacja się przeciągnęła i paliwa nie było na przykład przez dwa tygodnie, ich wspaniały pojazd elektryczny byłby bezużyteczny, ponieważ zabrakłoby jedzenia w sklepach, stanąłby też sektor handlowy i usługowy. Nieważne jest bowiem czym napędzasz swój prywatny pojazd, tylko czym napędzana jest gospodarka, dzięki której funkcjonujesz. Dlatego twierdzenie, że właściciele aut elektrycznych nie mają się czym martwić, jest bzdurne dokładnie tak samo, jak nalewanie benzyny do foliowej torby. No ale o lotności Amerykanów to już chyba mówiłem na początku.