Stellantis chce zamieszkać z kozą. Chyba mają zbyt dużo miejsca w salonach
Co robisz, jeśli masz w portfolio zdecydowanie za dużo marek samochodów, zjadających się nawzajem? To oczywiste, dobierasz sobie jeszcze jedną, tym razem zupełnie nieznaną.
Spodziewam się, że większość czytelników zna kawał z rabinem, który doradzał, aby narzekający na ciasnotę żyd wziął sobie do domu najpierw teściową, potem służącą, a potem jeszcze kozę. Gdy doprowadził już mężczyznę na skraj cierpienia, kazał mu wygonić teściową, odprawić służącą, a kozę sprzedać, tym samym sprawiając, że wcześniejsza ciasnota zdała mu się królewskimi warunkami. Wydaje się, że Stellantis jest w podobnej sytuacji: mając na europejskim rynku co najmniej pięć konkurujących ze sobą popularnych marek (sześć, jeśli wliczyć DS), ma zamiar wziąć sobie do domu kozę pod nazwą Leapmotor.
Dlaczego?
W październiku zeszłego roku doszło do zakupu udziałów chińskiej firmy Leapmotor przez Stellantis. Europejsko-amerykański koncern kontroluje teraz 21 proc. Leapmotor, co daje mu decydujący głos. I ten głos decyduje, że skoro mają już prawa do takiej marki, to chcą z nią coś zrobić. Jednym z coraz częściej pojawiających się pomysłów jest wprowadzenie marki Leapmotor na rynek europejski, głównie po to żeby zagospodarować niezbyt potrzebną obecnie fabrykę w Mirafiori. W zamyśle Carlosa Tavaresa Leapmotor miałby być tanią marką samochodów elektrycznych. Nie bardzo wiem w jaki sposób nie kłóci się to z Citroenem, który już jest tanią marką samochodów elektrycznych, oferując pięciodrzwiowego e-C3 i czterokołowiec Ami, ale może się nie znam i koza jest dokładnie tym, czego w swoim mieszkaniu potrzebuje Stellantis.
Zastanawiam się też, jaki sens ma wpychanie Europejczykom nieznanej chińskiej marki
Ludzie w Europie znają Citroena, Peugeota, Opla, Fiata – i co więcej, te auta wciąż nie najgorzej się sprzedają. Rozumiem, że Tavares liczy na efekt nowości podobny jak w przypadku Tesli, ale raczej ten trik może się nie udać. Tesla to jednostkowy przypadek, a tanich chińskich marek w Europie to już mamy sporo i Leapmotor niewiele zmieni.
Stawiam jednak, że cały ten manewr idzie w zupełnie przeciwnym kierunku niż sądzimy. To nie Stellantis chce wprowadzić do Europy chińską markę. To raczej Chińczycy, którym grozi szybkie wyrzucenie głównym wyjściem, chcą się tutaj zapakować przez okno. Przypomnę, że Unia Europejska głosem Ursuli von der Leyen grzmi, że chińskie samochody są zbyt tanie, subsydiowane przez chiński rząd i że Europa na to nie pozwoli. Wprawdzie one w Chinach właśnie mają realne ceny, a w Europie są dwa razy za drogie (co znajduje odzwierciedlenie w zyskach producentów) ale niech prawda nie stanie na przeszkodzie do ochrony europejskiego rynku. Ale jeśli Leapmotor jako część Stellantis będzie produkował swoje auta we Włoszech, to wszystko będzie w porządku. Wprawdzie ta produkcja we Włoszech ograniczy się pewnie do montażu z chińskich komponentów, ale o tym to już lepiej nie mówić. Z punktu widzenia przepisów wszystko będzie idealnie.
Co więcej, nie brakuje doniesień że samochody Leapmotor będą składane w Polsce
Podał to choćby Reuters. Polska fabryka Stellantis też średnio ma co robić po zakończeniu produkcji spalinowej pięćsetki, więc czemu by im nie wrzucić czegoś taniego na prąd, żeby lepiej wyglądało w statystykach emisji CO2? Plotki głoszą, że chodzi o model T03 – malutki, pięciodrzwiowy samochód przypominający kei-cara. Może ja się nie znam, ale czy nalepianie na niego nieznanej marki to na pewno recepta na sukces? Czemu nie mógłby po prostu nazywać się Fiat Panda?
Widocznie trzeba nas już przyzwyczajać do chińskich marek, bo i tak nic innego nas nie czeka. Proszę wprowadzać tę kozę.
Zdjęcie kozy: Texas A&M Veterinary Medical Diagnostic Laboratory