REKLAMA

Podobno drogi w Rumunii są kiepskie. Serio? A byliście kiedyś w Łodzi?

Jedną z często powtarzanych prawd na temat Rumunii jest teza, że ten kraj ma kiepskie drogi. Miałem okazję to sprawdzić. Oto wnioski.

Droga Transfogarska
REKLAMA

Miałem przyjemność przejechać niedawno kilkaset kilometrów przez Rumunię. Po jej szybkich dwupasmówkach, drogach krajowych, górach, graniach, centrach miast. Spodziewałem się, że stan nawierzchni dróg w tym kraju będzie fatalny.

REKLAMA

Wszyscy mówią, że drogi w Rumunii są w kiepskim stanie. Czy naprawdę tak jest?

Jednym z celów naszej podróży było przejechanie kultowej drogi Transfagaraskiej i nawet organizator wyjazdu mówił, że trzeba uważać, bo miejscami nawierzchnia jest naprawdę kiepska. Jestem z Łodzi i jak ktoś mi mówi, że nawierzchnia będzie naprawdę kiepska, to spodziewam się nieoznakowanych kraterów głębokości kilkudziesięciu cm. Oczami wyobraźni widziałem, że może droga się osuwa, albo pękła na pół. Liczyłem też na sterty słupków na środku pasów, którymi oznaczone są takie miejsca, co to lepiej je omijać. Zasadniczo byłem przygotowany, że muszę jeździć jak po Łodzi - lampić się cały czas na asfalt i jeździć slalomem, żeby nie urwać gdzieś zawieszenia.

Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że rumuńskie drogi są... w dużo lepszym stanie niż łódzkie. Nasza wycieczka zaczęła się od wyjazdu z miasta Kluż-Napoka. Pierwszy odcinek to wyjazd z lotniska i miasta - obyło się bez dziur. Potem 100 km po równej jak stół dwupasmówce na południe, gdzie ani razu nie musiałem hamować przed dziurą, ani nic omijać. Dalej wcale nie było gorzej, bo po dojechaniu do średniowiecznego miasta Sibiu okazało się, że drogi są nowe i zupełnie nie średniowieczne. Asfalty są równe, a oznakowania są poprawne - zero powodów do narzekań. 

Dalsza droga to już wspinanie się na ponad 2000 m n. p. m. kultową drogą Transfogaraską

Czy asfalt na tej szosie jest idealny? Nie jest. Czy jest jednolity? Nie jest. Czy jest pozbawiony ubytków? Nie jest. Jednak 99 proc. z tych niedoskonałości to są rzeczy, które jedynie dodają uroku. Nie stanowią one niebezpieczeństwa, nie sprawiają, że można urwać sobie koło. Dla łodzianina szosa była bezproblemowa, serio. 

Jedyne, do czego można się przyczepić to oznakowanie robót drogowych

W tej kwestii Rumunia naprawdę leży i kwiczy. Pracownicy robią co chcą, jak chcą i kiedy chcą. Widok płonącego ogniska na poboczu albo drogowców pozujących do zdjęć nikogo nie dziwi. Na to faktycznie trzeba uważać. Należy skupić się podczas omijania remontów nawierzchni, bo ich oznakowanie jest kiepskie, ale nie jest poziom gorszy od polskiego. Ani razu nie dojechałem do progu pomiędzy starą i nową nawierzchnią, który sprawiłby, że zawieszenie dobiło do samego końca, a felgi i opony ledwo wytrzymały. A takie rzeczy dzieją się w Polsce często.

Czytaj więcej o drogach:

Wyjazd z gór oraz dojazd do stolicy Rumuni kolejny raz potwierdził, że jest nieźle. Była jedna miejscowość, w której drogowcy dziwnie przeprowadzali odbudowę drogi i jechało się dwoma kołami niżej po jakimś rozlanym asfalcie, a dwoma wyżej po chodniku, ale dalej było zupełnie dobrze. 

Na koniec przejazd przez Bukareszt

REKLAMA

W stolicy Rumunii dziurawych dróg nie stwierdzono. Serio - asfalty są przyzwoite i można jechać nimi bez ciągłego skanowania. Tego samego nie można niestety powiedzieć o kierowcach. W godzinach szczytu Bukareszt jest trudny. Ludzie cały czas wciskają się i wymuszają dla siebie miejsce. Poza tym wielu z nich jeździ na żyletki. Widok autobusu, który (w korku) wyprzedzał mnie prawym pasem w odległości ok. 3 cm od mojego lusterka, mam w pamięci do teraz. Minę jego kierowcy również, a konkretnie ten dziwny uśmiech. Tak się jeździ i koniec. Jeżeli miałbym narzekać na stan czegokolwiek w stolicy Rumunii, to wybrałbym zabudowania. Sporo budynków jest w fatalnym stanie, za to ulice są naprawdę przyzwoite.

Gdybyście jechali do Rumunii, to pewnie dowiecie się od innych, żeby uważać, bo ten kraj ma drogi w fatalnym stanie. Z mojego doświadczenia wynika, że jest zupełnie przyzwoicie, a z pewnością lepiej niż w Łodzi. Może właśnie to ta łódzka perspektywa... a może niskie oczekiwania? Nie wiem...

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA