Śnieżyca w mieście to podobno coś wspaniałego. Aktywiści mają głośne argumenty, ale najpierw usiądźcie
Aktywiści stwierdzili, że śnieżyca w mieście to coś wspaniałego, bo ludzie jeżdżą powoli i emitują mniej hałasu. A może po prostu wszystkich wysiedlić? Wtedy będzie jeszcze ciszej.
"Miasto jest nasze” na swoim profilu w X.com opublikowało wpis o poziomie hałasu w Warszawie. Ich zdaniem było cicho, bo spadł śnieg i kierowcy byli zmuszeni do szczególnej ostrożności, zdjęli nogę z gazu. Aha i jeszcze miękki śnieg wyciszył hałas opon. Bzdurometr eksplodował, ale co z tego - posypały się lajki oraz komentarze i kliki się zgadzają.
Aktywiści i śnieżyca kontra rzeczywistość
Sęk w tym, że szerzenie wniosków tak daleko odbiegających od prawdy nie jest OK. Zacznijmy od tego, że warszawiacy "zdjęli nogę z gazu". I co silniki robiły wtedy mniej brum brum? Hałas jednostki napędowej zależy od obrotów silnika, a nie od prędkości samochodu. Wolniejsza jazda nie oznacza, że będzie mniej dźwięków generowanych przez silniki. Jeżeli już takie czołganie się w czasie śnieżycy je zwiększa, bo poruszanie się w trudnych warunkach 20-30 km/h nie jest czynnością, która przychodzi wszystkim kierowcom naturalnie. Ci często piłują swoje pojazdy na niskich biegach, żeby im nie zgasły oraz żeby mieć więcej kontroli nad maszyną. A więc nie dość, że hałasu wcale nie jest mniej, to jeszcze jest on emitowany dłużej. Powolna jazda sprawia, że więcej fal dźwiękowych przedostaje się do atmosfery w danym miejscu.
Tyle w kwestii silnika, teraz o dźwięku opon na miękkim śniegu
Prawdą jest, że opony emitują hałas i rośnie (mniej więcej) proporcjonalnie do prędkości. Ale prawdą jest również, że poziom hałasu zależy od tego jak gładka jest nawierzchnia, po której samochód się porusza. Dlatego pisanie, że hałasu jest o wiele mniej, ponieważ opony jadą po śniegu, jest bzdurą. Po pierwsze śnieg stanowi dodatkową przeszkodę dla opon, a jednak im mniej gładka nawierzchnia, tym głośniej. Po drugie na posypanych solą ulicach śnieg rozpuszcza się i robi się chlapa, która generuje mnóstwo hałasu pod kołami samochodów.
No dobrze, skoro to nie silniki i nie opony, to dlaczego jest ciszej? Ciszej jest przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszym i głównym faktycznie jest śnieg, ale nie dlatego, że jest miękki. Guma w oponach też jest miękka i jednak hałasuje.
Świeży śnieg pochłania dźwięk, ponieważ ma ażurową nieregularną strukturę. To coś w rodzaju warstwy wygłuszającej - patrz np. pułapki akustyczne w studiach nagrań. Już spadający śnieg stanowi przeszkodę powietrzną dla fal dźwiękowych, ale równie dobrze wycisza ten leżący na ziemi (i wszystkim dookoła). Fale dźwiękowe wpadają w przestrzeń pomiędzy płatkami i nie odbijają się dalej - w ten sposób śnieg pochłania dźwięk i to dlatego jest ciszej. Ubijanie go oponami wpływa negatywnie na jego właściwości dźwiękochłonne, więc działa odwrotnie.
Drugi czynnik istotny to liczba osób na mieście, a nie ich prędkość. Bo przecież jest grupa ludzi, która porzuciła pomysł o wychodzeniu z domu na widok zimowej pogody. Nie generowali oni wtedy hałasu ani jako kierowcy, ani jako piechurzy, ani jako pasażerowie zbiorkomu. A propos komunikacji zbiorowej, to zapytajcie ludzi mieszkających blisko torów kolejowych/tramwajowych, co im najbardziej przeszkadza. Samochody, spadający śnieg, czy może pojazdy szynowe? Ach ten transport publiczny, taki głośny. A nawet nie doszliśmy jeszcze do samolotów... przecież ich paliwożerne turbiny to hałaśliwe potwory zatruwające atmosferę falami dźwiękowymi no i oczywiście chemtrailsami, tak jest - nie ściemniam.
No więc ogólnie to brawo aktywiści. Teoretycznie macie sprawny słuch - zauważyliście inną ilość hałasu, ale co z tego, jeżeli jesteście głusi na fakty i logikę. W ogóle to jestem zdania, że najlepiej z hałasem w miastach poradziłaby sobie bomba atomowa. Zrzucona w godzinach szczytu będzie przez chwilę bardzo głośna, ale gdy już opadnie kurz, to nikt i nic nie będzie więcej emitować szkodliwego hałasu. Głupi pomysł? No głupi, ale nie głupszy od tego, co znalazłem w internecie.
Aha, chciałbym jeszcze dodać na koniec, że nieaktywni aktywiści zużywają mniej zasobów, np. prądu - głównie ze szkodliwych elektrowni na węgiel. Po prostu jest bardziej ekologicznie być dezaktywowanym aktywistą. A przecież tutaj przede wszystkim o ekologię chodzi, prawda?