REKLAMA

Jeździłem samochodem po Kalifornii. Pieką ich tam głowy. Oto motoryzacja of Los Angeles

Przez kilka dni miałem okazję jeździć po Kalifornii. Pomyślałem, że się podzielę tym, co widziałem. Nie wszystko zasłoniły mi gigantyczne pickupy.

Jeździłem samochodem po Kalifornii. Pieką ich tam głowy. Oto motoryzacja of Los Angeles
REKLAMA

Jeśli jesteś Amerykaninem, to masz samochód. To jest prawda oczywista i zna ją każdy. W części stanów jeszcze do tej gwarantowanej samym faktem urodzenia na terenie USA dwójki dochodzi broń palna. Tej na szczęście nie widziałem, może tylko przy pasku mijanego policjanta. Za to trochę się napatrzyłem na tamtejszą motoryzację, dokładnie na motoryzacyjny krajobraz Los Angeles. Nie jestem taki, żeby nie opowiedzieć, jak było.

REKLAMA
Cadillac Escalade z młodymi.

Teslomania w praktyce

Kalifornia jest pełna Tesli, ale to tak dosłownie. Nie jest możliwe nawet krótkie spojrzenie na dowolną ulicę, by za chwilę nie pojawiła się tam jakaś Tesla. Najczęściej to będzie Model 3 lub Y, ale zaskakujące było dla mnie wysokie stężenie Cybertrucków. Nie sądziłem, że aż tyle zdążyli ich wydać klientom. Może wszyscy byli z Kalifornii. Na pewno zdążyli już je przerobić. Większość Tesli Cybertruck miała lakier, a w oryginale zjeżdża z taśmy fabrycznej opakowana w samą stal. Widziałem kilka kameleonów, lakierów zmieniających barwę wraz ze zmianą kąta padania światła. Pierwsza Tesla Cybertruck, która ukazała się mym oczom, była czarna.

Chciałem pogadać z jedną właścicielką, która akurat podjechała pod pobliską stację ładowania, ale szybko zamknęła się w środku. Do ciekawskich spojrzeń pewnie była przyzwyczajona — w końcu pewnie po to kupiła taki samochód — ale rozmowa z jakimiś „Rosjaninem", to mogło być dla niej zbyt wiele.

Widok zajętych Superchargerów też nie był niczym niecodziennym. Ceny Tesli po kalifornijskich dopłatach są tak absurdalnie niskie, że to jest tam tani samochód. Syn człowieka, który kosi ci trawnik, tym jeździ, a u nas to ciągle luksus.

Prawie jak Cybertruck.

Naklejki na zderzakach

Początkowo nie wiedziałem, co to jest. Wiele elektrycznych samochodów miało naklejki na zderzakach. Myślałem, że to jakaś przaśna próba zakrycia odrapanego miejsca. Ale nie. Takie nalepki umieszczają po obu stronach. Niestety, to miejsce na nalepkę jest narzucone przepisami. Nalepki kosztują 22 dolary. Nie narzekajmy na nasze nalepki na szybę.

Wygląda to koszmarnie, szczególnie na jakimś drogim samochodzie, ale warto. Taka naklejka uprawnia na przykład do poruszania się pasem ruchu dla samochodów, w których przybywa więcej niż jedna osoba. Z taką naklejką nie musisz mieć pasażera, możecie jechać ty i twój prąd. Można ją wykupić również na samochód hybrydowy typu plug-in, należy też spełnić kilka warunków.

Jeep Grand Wagoneer jest naprawdę grand.

Pickupowa choroba głowy

Oni cierpią na jakiś rodzaj choroby, jeśli chodzi o rozmiar samochodów. Nie ma żadnego logicznego uzasadnienia dla takiej liczby aut monstrualnych rozmiarów. W większości tych wielkich pickupów jeździ tylko kierowca, a przestrzeń bagażowa jest pusta. Te pickupy to urządzenia do wożenia prestiżu. Na palcach jednej ręki policzyłbym wozy, które służyły do pracy i faktycznie dźwigały jakieś narzędzia, typu drabina, czy wiadra.

Mini pickup dla kontrastu.

Zawsze kiedy już mi się zdawało, że widziałem największego pickupa, pojawiał się następny, który go przebijał. Nie ma już większego rozmiaru? To nie problem, wsadźmy koła wielkości drzwi, żeby się wyróżnić. Przy takich rozmiarach aut, trudno się dziwić, że mało kto chce jeździć niewielkim samochodem. W razie wypadku dochodzi wtedy do zderzenia tekturowego naparstka z butem ochronnym. Ale to nie znaczy, że małych samochodów tam nie ma.

Jeśli jesteś pracownikiem miesiąca, należy ci się specjalne miejsce do parkowania.

To nieprawda, że nie ma tam małych samochodów.

Jeżdżenie małym autem wydaje się tam nieco szalonym pomysłem, ale bywa on realizowany. Auta, które udało mi zobaczyć, to oczywiście bardziej rodzynki niż trend, ale nie brakuje też samochodów większych. W sznurze aut na autostradzie da się bez większego trudu zauważyć te bardziej kompaktowych rozmiarów.

 class="wp-image-618918" width="819"
To nie był jedyny egzemplarz Chevroleta Sparka, jaki widziałem.

Kultura tuningu wciąż żywa

Nie widać tego na ulicach, trzeba przyznać, ale trafiłem we wspaniałe miejsce. Przy okazji zwiedzania muzeum Petersena załapałem się na zlot fanów japońskiej motoryzacji. To co, tam zobaczyłem, przyprawiało o zawroty głowy. Style były różne, od klasycznej renowacji, po totalne przegięcie, ale łączyło je jedno, poziom był wysoki.

Amerykanie wydają się nie uznawać innej japońskiej marki niż Nissan. Widać to na ulicach, widać było też na tym pokazie. Nissany GT-R wręcz wysypywały się na rozgrzany beton parkingu przed muzeum.

Dlatego wolałem zrobić zdjęcie Datsunowi 510 kombi. Był doskonały.

Tak, na marginesie, jeśli wybieracie się do muzeum Petersena, koniecznie musicie zobaczyć wystawę Vault. Może nie wszystkie eksponaty z muzeum mnie zachwyciły, ale w krypcie jest prawdziwe urwanie głowy.

Przy trasie S19 jest miejscowość poświęcona temu projektowi. Nazywa się Nisko.

Dwa światy

W relacji z pierwszych jazd Volvo EX90 pisałem, że to kraj sprzeczności, bardziej niż kraj bogaty. Nie wszyscy mogą jeździć nowiutkimi, lśniącymi samochodami. Mimo korzystnych opcji finansowania — samochód tam jest bardziej miesięcznym kosztem stałym niż zakupem — wciąż wiele z tych aut to graty. Trzymają się dobrze, wolne od zim i rdzy. Jeśli nie masz rocznych dochodów powyżej określonego umownie progu, jesteś w drugiej lidze motoryzacyjnej, jeśli nie w trzeciej. A za tym idzie, trochę brudniejszy jest twój świat. Proszę, tak wygląda tam serwis samochodowy, podobnie, jak cały kraj.

Smog, we say yes.

A u nas zaczynasz myśleć o zmianie stacji kontroli pojazdów, jeśli w trakcie badania technicznego nie podadzą ci kawy. Zobaczcie też to, tam ciągle ludzie samodzielnie wykonują czynności obsługowe przy samochodach, jak zwierzęta. To miejsce, gdzie mogą przywieźć przepracowany olej.

 class="wp-image-618923" width="819"
Unikalna kolekcja.
REKLAMA

Amerykańskie przywiązanie do samochodu nie wynika tylko z ich skrzywienia w głowie. Transport publiczny ma pewne istotne wady, a odległości do przebycia są spore. Może ich motoryzacyjne wybory są trochę na bakier z sensem, ale za to można pozazdrościć im różnorodności i możliwości wyboru. Każde motoryzacyjne skrzywienie zostanie tam zaspokojone, ale uparli się zaspokajać pickuapami i Teslą.

Skutery też mają.
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA