REKLAMA

Jadąc trasą S8 w Warszawie, wyczekuję początku odcinkowego pomiaru prędkości. Jest świetny

Jadąc trasą S8 w Warszawie, tylko czekam na fragment z odcinkowym pomiarem prędkości. Komfort jazdy rośnie wtedy 120-krotnie.

s8 odcinkowy pomiar
REKLAMA
REKLAMA

To wspaniale, że trasa S8 biegnie przez Warszawę. Gdy akurat nie ma na niej korka, umożliwia szybkie przedostanie się na drugi koniec miasta. Mieszkam blisko jednego z wjazdów, więc czasami mam wrażenie, że działa trochę jak teleport. Wyjeżdżam z garażu, skręcam trzy razy, potem jadę prosto… i za chwilę jestem zupełnie gdzie indziej.

Niestety, codzienność na S8 nie jest kolorowa

Teleport rzadko pracuje tak, jak powinien. Na trasie zwykle albo jest korek, spowodowany stłuczką, wypadkiem lub nawet autem zatrzymanym na poboczu (może być po drugiej stronie, to nie ma znaczenia, ludzie i tak zwalniają, by popatrzeć), albo ruch jest tak płynny, jak wypowiedź najgorszego ucznia przy tablicy.

Jeżeli ktoś chce potrenować jazdę samochodem przed wybraniem się na wakacje np. do Indii czy do innego kraju słynącego z chaosu na ulicach, nie znajdzie lepszego miejsca na ćwiczenia refleksu i sprytu niż właśnie warszawski odcinek S8. Jedni pędzą tam 180 km/h, drudzy wloką się starymi ciężarówkami trzy razy wolniej. W tym samym czasie ktoś zmienia pas bez patrzenia w lusterka, inny hamuje na lewym pasie, bo w ostatniej chwili zobaczył zjazd, kierowca Audi A3 gra w zobacz, jak blisko potrafię podjechać do zderzaka, a kierowca BMW E60 z kierownicą po prawej stronie bawi się w autostradowy slalom gigant. Cudownie.

Na szczęście na fragmentach trasy pojawił się odcinkowy pomiar prędkości

Bałem się, że pomiar pogorszy sytuację na S8. Wyobrażałem sobie, że większość kierowców będzie jechać stanowczo zbyt wolno. Obawiałem się też panicznego hamowania tych, którzy w połowie odcinka zorientują się, że są mierzeni…. no i myślałem, że powstanie ogólny bałagan (tak, jakby niby mogło być jeszcze gorzej niż wcześniej!). Nic takiego się nie stało.

Odkąd zamontowano radary, jechałem bemowskim odcinkiem S8 już kilkanaście razy, a tym na Targówku - pewnie kilka. Na znak oznaczający rozpoczęcie pomiaru czekam z wytęsknieniem.

Samochód Google jechał tamtędy chyba po wybuchu bomby atomowej. Tak mały ruch na S8 się nie zdarza.

Nagle cały ruch na S8 bardzo się uspokaja

Kończy się skakanie po pasach, a odległości między autami się zwiększają. Nikt nie siedzi sobie na zderzaku, a największą zaletą jest fakt, że można spokojnie wjechać na lewy pas i wyprzedzać inny samochód, bez obaw o to, że jadący z tyłu kierowca zacznie błyskać światłami, bo musiał wyhamować z dwustu. Uff. Można odetchnąć.

Przez te kilka kilometrów, czuję się jak na zachodzie Europy. Przypomina mi się spokojny, kulturalny ruch na autostradach Hiszpanii czy Portugalii. Czy w obawie przed mandatami inni jadą zbyt wolno? Niekoniecznie. Środkowy pas porusza się z prędkością ok. 100-110 km/h, więc można spokojnie jechać lewym z przepisowymi 120 km/h na liczniku i wszystkich wyprzedzać. Tak naprawdę to całkiem przyjemna prędkość. Do ideału brakuje tego, by niektórzy „wyjątkowo ostrożni” kierowcy zjechali czasem na prawy pas, gdy jest wolny. Ale to kłopot całego S8 i chyba każdej trzypasmowej drogi w Polsce. Może za 10 lat będzie lepiej i ludzie zobaczą, że prawa strona drogi nie parzy ani nie kończy się nagle ścianą.

REKLAMA

Co się dzieje, gdy pomiar dobiega końca?

Mam wrażenie, że niektórzy albo nie zauważają, że „to już”, albo przyzwyczajają się do wolniejszej jazdy i widzą, że przy 120 km/h świat wcale nie stoi w miejscu. Po zakończeniu odcinka, na którym radary mierzą prędkość, ruch i tak się uspokaja. I bardzo dobrze, choć oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto musi nadrobić straty. Na odcinku biegnącym przez miasto, pełnym zjazdów i rozwidleń, radary mogłyby być co chwilę. Są fragmenty trasy, na których pomiar jest jeszcze bardziej potrzebny niż tam, gdzie zamontowano go w tej chwili. Za miastem… już niekoniecznie. A może jednak?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA