Wokół centralnego ronda w Warszawie powstaną przejścia dla pieszych. Koncepcja jest straszna
Ale nie z takiego powodu, o jaki mnie podejrzewacie.
Rondo Dmowskiego w Warszawie budzi kontrowersje z wielu powodów. Po pierwsze za sprawą swojego patrona, którego określone siły polityczne kochają, a inne go nie cierpią i uważają, że należy zmienić nazwę tego ronda na Rondo Praw Kobiet. Jestem za, bo nie trzeba będzie zmieniać żadnych adresów, więc to zupełnie wszystko jedno. Jednak znacznie więcej sprzeciwów od lat budziła sprawa braku naziemnych przejść dla pieszych w tym rejonie. Pod rondem Praw Kobiet Dmowskiego znajduje się duży i popularny pasaż handlowy z mnóstwem sklepików, ale faktycznie, górą przejść się po prostu nie da. Aktywiści od lat walczyli o „zebry” przy rondzie.
To, co zaproponował Zarząd Dróg Miejskich, wygląda jak beka z postulatów
Powiem tak: jest mi zupełnie obojętne, czy przy rondzie Dmowskiego będą zebry czy nie. Już tam nie mieszkam oraz tamtędy nie jeżdżę częściej niż 2-3 razy w roku. Ale spójrzcie na ten projekt i zapłaczcie.
Zebry zaznaczono na żółto. Oznacza to, że nie będą one przy rondzie, tylko dobre 80-100 metrów od jego wyspy centralnej. Co za straszny pomysł. Oznacza to kolejne cztery sygnalizacje świetlne, które zmuszą całą komunikację zbiorową do zatrzymania się. Dziesiątki linii tramwajowych i autobusowych, które tędy przejeżdżają, będą musiały zatrzymywać się przed pieszymi i stać. Zwracam uwagę, że w ogóle nie biorę tu pod uwagę aut prywatnych – ja bym je w ogóle stąd wyrzucił i zostawił samą komunikację publiczną. Przy obecnych założeniach projektu wszystkim będzie gorzej: kierowcom i pasażerom komunikacji miejskiej – z powodu konieczności stania na dodatkowych światłach, pieszym – bo będą mieli do „wyboru” obejście ogromnego obszaru lub skorzystanie z przejścia podziemnego.
Przejścia powinny być wyznaczone na rondzie
Wszystkie cztery zebry na projekcie są zbyteczne. Potrzebne są przejścia dla pieszych po powierzchni ronda i jego przebudowa w taki sposób, żeby piesi mogli iść górą na wprost zarówno wzdłuż al. Jerozolimskich, jak i ulicy Marszałkowskiej. Jak napisał znany aktywista na Facebooku:
Obecny projekt nie rozwiązuje problemu, gdy pieszy chce iść ulicą Marszałkowską lub alejami, a nie chce schodzić do podziemi. Oczywiście można zapytać, czemu miałby nie chcieć schodzić do podziemi – tu różnie bywa, może akurat jeździ na wózku, albo prowadzi ciężki wózek, a winda nie działa, albo coś. Powodów jest sporo. Najważniejsze jest jednak to, że gdyby przejścia wyznaczyć faktycznie na rondzie, to nie trzeba byłoby dorabiać licznych dodatkowych sygnalizatorów i jeszcze bardziej spowalniać ruchu, i tak mocno natężonego w tym miejscu. Nie zazdroszczę zwłaszcza motorniczym tramwajów. Ponadto przejścia są i tak kawał drogi od przystanków tramwajowych, które znajdują się praktycznie na wlotach na rondo Dmowskiego.
Wszystko jest źle
Zarząd Dróg Miejskich chciał być nowoczesny i przypodobać się aktywistom. Zamiast tego stworzył kolejny koszmarek, a aktywiści narzekają i – niestety – mają rację.