REKLAMA

1 punkt ładowania na 10 elektrycznych samochodów w Berlinie. Zbliża się czas wielkiej ciasnoty

Berlin planuje postawić 1 punkt ładowania na każde 10 samochodów elektrycznych. Gdzie to wszystko pomieścić?

Berlin: 1 punkt ładowania na 10 elektrycznych samochodów
REKLAMA
REKLAMA

Samochodów elektrycznych będzie przybywać. Żeby dało się z nich w miarę komfortowo korzystać, musi rozwijać się też infrastruktura ładowania. Niemcy poszli odważnie do przodu, wyjątkowo, jak na siebie, chcąc ograniczyć swą życiową przestrzeń. Pragną by było ciasno.

Izba Deputowanych w Berlinie stawia ambitne cele. Deputowani chcą dalej rozbudowywać infrastrukturę ładowania samochodów elektrycznych. Słusznie, to rozsądne, bez infrastruktury będzie kłopot z popularyzacją elektrycznego napędu. Dlatego chcą przyjąć, że do 2030 roku co najmniej jeden punkt ładowania ma przypadać na każde 10 zarejestrowanych tam elektrycznych samochodów.

Takie natężenie punktów ładowania ma być najwyraźniej wystarczające by wszyscy właściciele samochodów elektrycznych mieli zapewnioną możliwość ich ładowania. To bardzo miło, tylko ten przelicznik jest trochę niepokojący.

Punkty ładowania w Berlinie

30 procent planu ma zostać wykonane do 2025 roku. To może oznaczać duży lub mały wzrost punktów ładowania w Berlinie, zależnie od tego, jak wzrośnie tam liczba samochodów elektrycznych. Tylko że w przyszłości wszyscy mamy jeździć elektrycznymi samochodami, a z zastosowanego w Berlinie przelicznika wynika, że będziemy się potykać o kable.

Nasz, i niemiecki też, stan docelowy to likwidacja samochodów spalinowych. Każdy samochód ma być elektryczny. Gdyby do takiej sytuacji doszło w Berlinie, zrobiłoby się bardzo ciasno i to nie z powodu samochodów. Miejski krajobraz mocno by się zmienił.

W tej chwili w Berlinie zarejestrowanych jest około 1,2 mln samochodów osobowych. Jeśli wszystkie z nich byłyby elektryczne, a przecież tego gorąco pragniemy, oznaczałoby to, że trzeba w Berlinie postawić 120 tys. punktów ładowania. To dużo, czy mało? (Dużo!)

Stacja ładowania samochodów elektrycznych. Zdjęcie: Éloïse Ruby, CC0. To nie musi zajmować aż tak dużo miejsca.

Czym jest punkt ładowania?

Miejscem, gdzie naładujemy samochód elektryczny, można odpowiedzieć najprościej. Z deklaracji Izby Deputowanych nie wynika, czy przez punkt rozumieją stację ładowania, przy której może się ładować więcej niż jeden samochód jednocześnie, czy też punkt to gniazdko, wtyczka, niezależnie, czy występuje sam, czy w sąsiedztwie innych gniazdek. Nie mówią też o mocy ładowania i rodzaju prądu. Po prostu będzie ich dużo. Zapowiada to prawdziwy atak infrastruktury ładowania.

Punktów ładowania więcej niż paczkomatów i ulicznych latarni

Jeśli 1 punkt na 10 samochodów to jest dobra proporcja, a Berlin zostanie europejskim wzorem, to chyba jesteśmy w lekkich tarapatach. Mówi się o paczkomatach, że szpecą miejską przestrzeń, co będzie się mówić o punktach ładowania, gdy nieuchronne nadejdą i gdzie te wszystkie punkty pomieścić?

Inpost w lutym tego roku podał, iż ma już 11 tys. paczkomatów, ale w Polsce, nie w stolicy kraju, czy innym dużym mieście. Nasycenie jest spore i już zaczynają się obawy, czy nie szpecą one miast i pojawiają się projekty pokazujące, jak schludnie wtapiać je w miejską infrastrukturę.

Jak wyglądałaby Warszawa, gdyby ustawić w niej 150 tys. punktów ładowania, czyli kilkanaście razy więcej niż paczkomatów w Polsce? Gdzie to ukryć, jak projektować, jak z taką liczbą kabli, słupków i gniazd żyć?

Warszawa posiada 100 tys. latarni i punktów świetlnych. Spróbujcie sobie wyobrazić, że każdej latarni towarzyszy punkt ładowania i zajmuje go jeden z tych 10 przewidzianych na niego samochodów.

Część na pewno ukryje się w osiedlach mieszkaniowych, niemiecki projekt przewiduje dofinansowanie punktów na prywatnych terenach, nie należących do miasta. Może latarnie staną się punktami ładowania i wszystko da się ładnie ukryć?

Zacznijmy o tym myśleć

Do kłopotów typu, gdzie to wszystko upchnąć, trzeba dodać też stacje ładowania prądem stałym wzdłuż głównych dróg. Żeby sprostać liczbie elektrycznych samochodów i ich prędkości ładowania, trzeba postawić ich sporo, a rotacja i tak będzie mniejsza niż na stacji benzynowej, przynajmniej dopóki nie nastąpi wielki technologiczny przełom, na który się chwilowo nie zanosi. To oznacza wzrost zapotrzebowania na przestrzeń.

REKLAMA

Do 2025 roku zapewne Berlin nie utonie jeszcze pod płaszczem z kabli, w 2030 już nie wiadomo. Wiele do tego czasu może się wydarzyć, liczba samochodów elektrycznych musi wzrosnąć, bo producenci muszą je sprzedawać. Możliwe są też kolejne ograniczenia we wjeżdżaniu samochodami spalinowymi do miast, niedługo może się nie opłacać jeździć innym niż elektrycznym samochodem. Narzucone tempo sprzedaży i rejestracji spowoduje, że Berlińczycy zostaną zasypani punktami ładowania.

Nawet 100 tys. zarejestrowanych tam pojazdów elektrycznych będzie oznaczać , że w Berlinie stanie prawie tyle samo punktów ładowania co paczkomatów w całej Polsce. Proponowałbym już się zastanawiać, jak to wszystko zgrabnie wkomponować w miejską przestrzeń.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA