REKLAMA

Przegląd ogłoszeniowy: auto na majówkę do 15 tysięcy złotych

Znajomy pisze do mnie: interesuje mnie auto na majówkę, którym mógłbym dojechać w 5 osób na 5 dni do Chorwacji. Nie masz czegoś do pożyczenia? Osobiście nie mam, ale popatrzmy co tam w ogłoszeniach...

Przegląd ogłoszeniowy: auto na majówkę do 15 tysięcy złotych
REKLAMA
REKLAMA

Na początek przyjąłem takie założenie: nikt raczej nie chciałby jechać do Chorwacji w pięć osób gniotąc się stale z tyłu na kanapie w trójkę. Wiadomo, że się da, ale czy trzeba, skoro rynek oferuje tyle modeli z trzema rzędami siedzeń lub z oddzielnymi fotelami z tyłu? Dlatego skupiłem swoje poszukiwania tylko na autach, w których trzy osoby mogą z tyłu usiąść wygodnie... albo po prostu jedna za drugą. A czemu 15 000 zł? To proste: okolice 15 000 zł są od lat najpopularniejszą ceną transakcyjną auta używanego w Polsce. No to bijemy!

Zaczynamy od czegoś skrajnie głupiego: Tarpan Honker w wersji sanitarnej jest brzydki, wolny, głośny, niewygodny i na pewno zepsuje się w drodze do Chorwacji. Przytoczę Wam jednak rozmowę, którą miałem z innym znajomym na temat tego planowanego wyjazdu:

kolega: strzelam, że wysoko cenią sobie po prostu dojechanie na miejsce w jednym kawałku

ja: to co to za przygoda, jak wszystko się udaje

I tak właśnie jest z Honkerem. Po pierwsze jedziesz w nim na leżąco, leżąc z tyłu na noszach. Raz na jakiś czas idziesz do szoferki zamienić się z kimś, żeby nie oszaleć. Po drugie pojazd wydaje cały czas jednostajne wycie, tzw. rezonans parametryczny, łuułuułuułuu i tak przez kilka dni. Po trzecie możesz jechać nim „na azymut”, byle krócej, bo autostradą i tak nie ma sensu. Szybciej niż 80 km/h nie poleci, a poza tym powyżej tej prędkości już przestaje hamować. Raz na jakiś czas wyjmujesz narzędzia i naprawiasz coś w szczerym polu. Po pięciu dniach podróży jesteś już prawie na Węgrzech. Cofasz się więc w czasie i porzucasz pomysł wyprawy do Chorwacji, dzięki czemu zaoszczędzasz mnóstwo kasy. Zostajesz w Polsce i grasz w gry na konsoli. Ćwiczysz, ćwiczysz, ulepszasz swoje umiejętności, zostajesz e-sportowcem, zarabiasz mnóstwo hajsu, nie musisz pracować, możesz kupić sobie Honkera i tłuc się nim do Chorwacji choćby miesiąc. Przy okazji polecam ten silnik Iveco-Sofim. To ogniwo łączące Honkera z Raytonem-Fissore. Przejechałem sporo kilometrów dzięki temu silnikowi i potwierdzam, że jako paliwo można stosować w nim rosół, a jako olej – drobne kamyki z rzeki. I tak będzie działał.

Tarpan Honker

Lewy prosty: Toyota Sienna 3.0 V6

Przejdźmy jednak do rozsądniejszych propozycji. Oto Toyota Sienna pierwszej generacji, czyli następczyni pierwszej Previi na rynek północnoamerykański. Od Previi różniła się tym, że nie miała idiotycznej konstrukcji z silnikiem zajmującym połowę kabiny, a od aktualnej Sienny różni się tym, że nie ma rozmiarów gwiezdnego niszczyciela Lorda Vadera. Uwielbiam amerykańskie konfiguracje: beżowe nadwozie z beżowym wnętrzem w welurze. I te fotele są tak cudownie miękkie, a w dodatku dźwignia od „automatu” znajduje się przy kierownicy. Samochód ten pochodzi z czasów, kiedy Toyota robiła swoje auta JESZCZE bezkompromisowo dobrze. Spodziewam się, że na niektóre części trzeba będzie poczekać, ale wątpię, żeby takiemu autu groziła jakakolwiek poważna usterka w dającej się przewidzieć przyszłości. Stosowano tu silnik 1MZ-FE, bardzo solidny, ale zarazem czuły na jakość oleju. Ale Amerykanie wymieniają swoje oleje co 5000 mil, więc taka Sienna z przebiegiem 300 000 km polata jeszcze kolejne 300. Ten wóz ma sens. Dojedzie nie tylko do Chorwacji, ale też np. jeszcze do Nigerii, gdzie możesz sprzedać go trzy razy drożej. Polecam Google Street View z Lagos: co 3. samochód to Sienna.

Toyota Sienna

Szukasz świeżego samochodu, bo nie lubisz starych? Mam dobrą wiadomość: możesz mieć Caddy Maxi z 7 miejscami z 2012 r. za jedyne 14 000 zł. Owszem, ma kolor kości słoniowej i nalatał 607 000 km jako taryfa, ale skoro – powiedzmy uczciwie – przejeździł aż tyle, to czemu miałby nie dojechać do Chorwacji? A podobno nowoczesne samochody są nietrwałe. Jechałem ostatnio na taksówce Mercedesem W212 z przebiegiem 628 000 km. Auto jechało normalnie. Podobnie pewnie jest z Caddy, to jest konfiguracja którą zawsze odradzam: 2.0 TDI z DSG. I oczywiście mamy tu tzw. dowód anegdotyczny, czyli jest co najmniej jeden samochód, który przejechał z tym układem napędowym ponad 600 000 km i jeździ dalej. A zatem moja negatywna opinia jest błędna.

Niestety mam jeszcze jedną negatywną opinię na temat Caddy, tyle że to akurat nie każdemu przeszkadza. Ten samochód to najbliższe, co można kupić, żeby poczuć się jak aucie chińskim. Sposób wykończenia, materiały, zabezpieczenie antykorozyjne itp. – wszystko to jest w Caddym po prostu koszmarne. I te resory z tyłu, które są zarazem twarde i bujające. No ale do Chorwacji się dojedzie, tyle że to będzie już proszę pana w drugiej strefie. A poza tym ja do Chorwacji nie jadę, bo zjeżdżam na Grochów.

Volkswagen Caddy

Lewy sierpowy: Opel Zafira OPC

Niewiele było firm, które zdecydowały się na wypuszczenie swoich vanów w wersjach usportowionych. Możemy tu wymienić Opla i... eee... tak. Pamiętam moment, w którym odebrałem testową Zafirę OPC. Było zimno i padał deszcz, a droga do wyjazdu z parkingu prowadziła po kostce typu kocie łby. Na końcu tej drogi stało jakieś auto szykując się do wyjazdu. Miałem do niego jeszcze daleko, więc trochę „wcisnąłem”, nie wiedząc czym to się skończy. Była to najbliższa w moim życiu sytuacja, że bym się w kogoś załadował, bo Zafira jest całkiem szybka, ale ma tragiczne hamulce. Trzeba po prostu uważać. Natomiast sama konfiguracja vana z mocnym silnikiem 2.0 Turbo przemawia do mnie na tyle, że jestem nawet gotów przymknąć oko na fakt, że to Opel.

Silnik w tym wozie to Z20LET z Astry Coupe Bertone. Całkiem przyjemne są fotele, kontrastując z depresyjnym smutkiem tablicy przyrządów. Każda Zafira ma 7 miejsc, więc spełnia nasze kryteria. Te wielkie felgi i instalację gazową najlepiej od razu sprzedać i potraktować ten wóz jako auto z potencjałem na youngtimera. Serio nie ma więcej sportowych vanów, chyba że... Zafira B OPC. W drodze do Chorwacji łapiemy kilka mandatów za prędkość i chwalimy się znajomym „zobacz, leciałem sobie moją Zafirą dwa dwadzieścia i mnie nie doszli, musieli kolczatki rozstawiać!”.

Opel Zafira

Prawy hak: Honda FR-V

Przed nami dwa ogłoszenia z „hakiem”, czyli wszystko niby dobrze, ale jest hak i nie chodzi o ten od przyczepy. Na początek Honda FR-V. Nie ma 3 rzędów siedzeń, ale ma 2 x po 3 osobne fotele, więc można przesiadać się w różne konfiguracje, żeby nie znudzić się podczas podróży do Chorwacji. Poza tym dzięki temu 3 osoby mogą siedzieć z przodu, żeby miały tak samo źle jak ci z tyłu. Ale zaraz, zaraz - powie ktoś - przecież FR-V są droższe niż 15 000 zł? Tak, chyba że jest hak. W tym przypadku hakiem jest rozwinięta rdza. Niestety Hondy z początku obecnego wieku mają blachę cienką jak papier. FR-V, HR-V już korodują. Kwestią niedługich lat jest byśmy zobaczyli Civiki VIII gen. tzw. UFO z dziurami w nadwoziu na wylot. Tutaj rdza dokonała wyjątkowych spustoszeń wizualnych. Trudno powiedzieć, co z podłogą i czy do Chorwacji nie dojedziemy szorując tylnymi częściami ciała po asfalcie. Za to sprzedający całkiem uczciwie pisze, że samochód jest „nieteges”. Wzruszyło mnie to. Na Allegro i Otomoto powinien być oddzielny parametr „nieteges”, który zaznaczałoby się, gdyby wóz wyglądał jak na poniższym zdjęciu:

Honda FR-V

Ciekawostka o tym aucie: pod maską siedzi 2.0 i-VTEC typu K20A9. Oznacza to, że teoretycznie można by tu włożyć bez większych przeróbek 200-konnego K20A2 z Hondy Civic Type-R i mieć najbardziej zardzewiałego, najszybszego vana w mieście.

Dwa litry i boxer z tyłu. To brzmi prawie jak 911-tka. Zużycie paliwa też ma podobne. Jak to mówią – samochód może i wolny, ale za to dużo pali. W dodatku ma automatyczną skrzynię biegów, pochodzi z 1981 r., a kwit jest od fury z 1989 r. (czyli zapewne składak). Co może pójść nie tak? Cena wydaje się naprawdę bardzo okazyjna. No i jaka stylówa. Można przy okazji wystąpić w jakiejś reklamie. Volkswageny busy z silnikiem z tyłu to chyba najczęściej występujące w reklamach samochody. Uwielbiam takie reklamy, że grupka jakichś młodych ludzi mających zerowe pojęcie o mechanice nagniata te-dwójką na koniec świata. Zepsułaby się im już gdzieś między Radomiem a Szydłowcem.

Ale niestety, w tym ogłoszeniu jest hak: auto ma owszem dwa gaźniki, ale trzeba je sobie dopiero zamontować. Następnie wyregulować. Potem wyregulować ponownie. Potem będzie się zalewało na wysokich obrotach i dławiło na niskich. Na ostatnią noc przed wyjazdem do Chorwacji ogarniesz fachowca, który regulował je jeszcze w Wolfsburgu (wiem, że robili je w Hanowerze). Wytargasz go spod ziemi i zapłacisz mu tysiaka żeby jednak je zrobił, i on je zrobi, i wszystko będzie chodziło idealnie i cudownie, a potem między Radomiem a Szydłowcem pęknie króciec i całe paliwo wyląduje na ziemi, a ty w wariatkowie. Biorę dwa.

volkswagen t3

Mam słabość do zdjęć z „rybiego oka”. Mam słabość do głupich japońskich samochodów w głupich kolorach. Nie lubię tylko LPG, ale trudno. Poza tym tutaj jego obecność jest o tyle zabawna, że Mitsubishi po nieudanych kombinacjach z wtryskiem bezpośrednim wróciło do wtrysku tradycyjnego na długie lata i o ile ostatni Space Wagon miał GDI, o tyle Grandis jest MPI i można go „gazować”. W tym samochodzie podoba mi się wszystko: poczynając od niesprzedawalnego koloru (spróbujcie dokupić błotnik „pod kolor”), przez niespotykaną na europejskim rynku konfigurację „minivan, benzyna, automat” aż do tego, że nie ma w nim środkowego tunelu – podobnie jak np. w Toyocie Previi – i można się po prostu przesiadać z lewego na prawy fotel gdy ktoś ma taką chęć. Ogólnie Grandis był udanym samochodem, którego wykończył zbyt dziwny wygląd i wysokie ceny. Klienci nie znaleźli dostatecznej liczby powodów, by go kupić. Ci, którzy go mają, są zazwyczaj zadowoleni, do momentu gdy nie trzeba kupić jakiejś części charakterystycznej tylko dla tego modelu. Ale nie znajdziemy jej dokładnie tak samo w Polsce, jak i w Chorwacji.

REKLAMA
Mitsubishi Grandis

Najsmutniejsze w tym ogłoszeniu jest to, że ktoś pododawał do niego jakieś zastrzeżenia typu „firma nie odpowiada, robimy tylko zdjęcia”. Jako klienta guzik mnie to interesuje. Albo wystawiacie auto na sprzedaż i macie do tego prawo oraz odpowiadacie za to, albo jest to przekręt. Koniec kropka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA