Przegląd ofert: wpisałem w wyszukiwarkę CENA OSTATECZNA. Wypadły mi trzy ostatnie włosy
Odkąd mam wystawiony mało popularny samochód na sprzedaż, zapoznałem się bliżej z koncepcją „jaka cena ostateczna” lub „za ile do oddania”. Zaciekawiła mnie ona do tego stopnia, że aż wpisałem to w wyszukiwarkę. Wyniki zjeżyłyby mi włosy na głowie, gdybym je posiadał.
Jest to zaskakująca sytuacja: potencjalny klient pisze do mnie „jaka cena ostateczna?” w różnych wariantach tego wyrażenia. Pojawia się wtedy z jego strony oczekiwanie, że ja sam, w jego imieniu, będę negocjował ze sobą cenę auta w dół. Nie bardzo wiem dlaczego miałbym to robić, byłoby to wbrew moim interesom. Jeśli za samochód chcę przykładowo 20 tys. zł, to tyle wynosi moja cena. Nie jest to 17 tys. ani 14 200 zł, tylko tyle, ile napisałem w ogłoszeniu. A jednak ciągle jestem nagabywany o to, ile wynosi „cena ostateczna”.
Nie ma czegoś takiego jak cena ostateczna
Może dojść do sytuacji, w której mój samochód za 20 tys. zł sprzedałbym z różnych powodów za 10 tys. zł i nadal byłbym zadowolony. Może dojść do sytuacji, w której cenę podwyższę i z 20 w ogłoszeniu zrobi się 22 500 zł. Wszystko zależy od interakcji z kupującym i sytuacji, w jakiej się znajdziemy. Dlatego próby w rodzaju „ILE CENA OSTATECZNA” wydają mi się mało skuteczne, ale pewnie nie jestem właściwą osobą, żeby o tym mówić, bo zwykle nie targuję się przy samochodach – kupuję za tyle, za ile jest wystawione.
Wpisałem jednak „cena ostateczna” w wyszukiwarkę OLX, żeby zobaczyć, jak to wyrażenie traktują sprzedający. Używają go bardzo często, z dwóch powodów:
- auto jest mało chodliwe, więc obniżają cenę w stosunku do pierwotnej propozycji i wtedy piszą CENA OSTATECZNA, żeby było jasne, że już taniej nie będzie. Często dodają „nie do negocjacji” albo „tylko do niedzieli”.
- dostają dużo wiadomości o treści „no to za ile do oddania”, więc w samym tytule ogłoszenia już piszą, że to cena ostateczna.
Zapraszam na przegląd dziwnych ofert z ceną ostateczną
Zaczniemy od czegoś taniego. 6000 zł to cena ostateczna za Peugeota 307 SW w wersji 2.0 benzyna. Ten wóz w swoim czasie to było coś: kompaktowe kombi z siedmioma miejscami, dużym benzynowym silnikiem i bogatym wyposażeniem. Jest nawet szklany dach. Dlaczego nikt go nie chce? Któż dręczy sprzedającego o podanie ostatecznej ceny? Ja wiem, że taki Peugeot to nie będzie jakimś wzorem niezawodności, ale to jednak nadal kawał samochodu. Co więcej, stawiam 6 zł, że gdyby sprzedający zrobił zdjęcia, na których coś faktycznie widać, to pewnie auto by sprzedał. Na tę chwilę możemy jego wygląd jedynie ekstrapolować. Co nie zmienia faktu, że 307 to najprzestronniejszy samochód w swojej klasie i nie zapraszam do dyskusji. Szkoda, że ten egzemplarz nie ma LPG.
Wypytywacza i ogladacza dziekuje
Przechodzimy do głębszych rewirów. Tu zaczynają się opisy, od których włosy same opuszczają skórę głowy. Wypytywacza i oglądacza dziękuję – pisze sprzedający Renault Lagunę. Zaprasza tylko osoby realnie zainteresowane zakupem pozdrawiam. Ja jestem realnie zainteresowany, czemu w opisie jest zaznaczone „Nieuszkodzony”, skoro ewidentnie na zdjęciach widać, że samochód jest uszkodzony prawym bokiem. Nie dowiem się tego, bo jako osoba nierealnie zainteresowana zakupem nie będę zawracał głowy sprzedającemu. Aha, cena jest do jutra. A to jutro to kiedy nastąpi? Jak mówił Sławomir Mrożek: jutro to dziś, tyle że jutro. A znowuż mój inny znajomy, też Sławomir, mówi żeby tego 2.0 w Lagunie III to nie gazować.
To prawie jak dama z łasiczką, tyle że zamiast damy jest 370Z, a w roli łasiczki mamy łabędzia. Cena ostateczna za Nissana z 2015 r. to 86 900 zł. Jestem na tyle mało obeznany w cenach aut sportowych, że aż musiałem sprawdzić, czy to dużo, czy mało. Wygląda na to, że za rocznik 2015 to całkiem dobra cena, bo oczywiście tańszych aut nie brakuje, ale są zwykle z lat 2010-2012. Jeśli trafia się coś nowszego, to jest uszkodzone. Nie bardzo rozumiem opis, że samochód nigdy nie był jeżdżony na zimnym. Wkładali grzałkę do miski olejowej? Poza tym jednak, to całkiem ciekawa oferta, bo w dzisiejszych czasach typowe sportowe coupe z silnikiem V6 i napędem na tył jest gatunkiem bliskim wymarłemu, a jeśli jakieś nowe się jeszcze trafiają, to kosztują miliardy.
Podnoszę poziom trudności o 164 punkty
I oto do sprzedania jest Mercedes ML generacji W164 za 18 500 zł. Jaka to cena, na pewno już wiecie. A teraz fragmenty z opisu:
- po wymianę oleju w skrzyni biegów i mostach uszczelnienie turbo.co dziennie jedzi felgi 19 ładne
Rozłożyłem to zdanie i ma ono dziwny szyk, ale wynika z niego, że uszczelnienie turbo codziennie jeździ po wymianę oleju w skrzyni biegów i mostach. Ja bym wolał, żeby moje uszczelnienie turbo to jednak zajmowało się uszczelnianiem turbo.
- cena nie podlega negocjacji i nie odam go czy 17 18 tylko konkretny kupiec .
Tu fascynujące jest zestawienie „nie odam go czy 17 18” oraz „tylko konkretny kupiec”. Jaki to jest konkretny kupiec? Ano taki, który zapłaci dokładnie cenę z ogłoszenia. Nie będzie pytał ani się targował, ani nawet oglądał samochodu – wypytywacza i oglądacza dziękuję – tylko wyjmie pieniądze i go kupi. auto do porobieniaDlatego jest taka cena i poprawki lakiernicze.
Jaka cena była do 8 grudnia?
Pękam z ciekawości. W opisie tego Audi Q7 4.2 TDI jest napisane, że cena obowiązuje tylko do 8 grudnia. Mamy 15 grudnia i ogłoszenie nadal wisi, więc zapewne tamta cena sprzed 8 grudnia już zniknęła i teraz auto jest wystawione za większą kwotę. Ale jaką? Próbowałem to znaleźć i się nie da. A może ta obecna to właśnie ta niższa, tyle że według tytułu obowiązuje do końca tygodnia? Piszę ten przegląd w niedzielę wieczorem, więc jeśli czytacie go w poniedziałek, to sprawdźcie, bo może z 41 tys. zł zrobiło się więcej. Ale nie to mnie nurtuje, tylko zupełnie inna kwestia: dlaczego wrzuca się na główne zdjęcie w ogłoszeniu zrzut ekranu z telefonu? Przecież to aż krzyczy „uciekaj”.
Cena ostateczna bez negocjacji na miejscu: 13 999 zł. Widzę to. Kupujący odlicza pieniądze, sprzedający bierze te 14 tys. zł, a wtedy kupiec mówi: chwila, a moja złotówka? Nie podpiszę umowy, póki nie dostanę reszty. Biorąc pod uwagę, że cała rzecz dzieje się w Krakowie, ten scenariusz wydaje się w pełni prawdopodobny. Mniej prawdopodobne wydaje mi się natomiast, że ktoś kupi Toyotę iQ. To znaczy ten samochód mnie akurat się bardzo podoba, bo on ma jednocześnie klimat mikrosamochodu typu Aixam, Ligier itp., ale jeździ jak normalne auto. Jeździłem tym wielokrotnie i wspominam znakomicie – zwrotność, pozycję za kierownicą czy dynamikę. Jedyne, co przeraża, to obecność dużo większych samochodów, których kierowcy uznają, że takie iQ to zawalidroga do usunięcia. Nie od dziś wiadomo, że im większy SUV, tym mniejsze iQ.
I na koniec zaprzeczenie ceny ostatecznej
Cena nie jest ostateczna + uśmieszek. Tak zachwala swoją Fiestę sprzedający z województwa opolskiego. Auto nie należy do najbardziej poszukiwanych, ale kosztuje 2600 zł nieostatecznie, czyli można jeszcze pewnie co nieco urwać. Wątpię, żeby ten wzruszająco poobijany grat przeszedł jakieś badanie techniczne, ale w sumie nie wiem jakie są realia w województwie opolskim. Może wystarczy, żeby dojechał o własnych siłach do stacji kontroli pojazdów. Uznaję jednak, że tak mocna deklaracja w tytule, czyli zaproszenie do kłócenia się o cenę, wyjdzie sprzedającemu bokiem i dostanie milion wiadomości w rodzaju „gratis to uczciwa cena”, „dam 200 i jestem zagodzine” i tak dalej. Ale w obliczu zbliżającego się terminu zapłaty OC czasem ten gratis to jest naprawdę sporo pieniędzy.