Kabriolety wyszły z nor na słońce. Oto graty unikaty bez dachu
Wiosna to moment idealny dla dwóch grup miłośników motoryzacji - posiadaczy kabrioletów i graciarzy. A co jeśli jesteś jednym i drugim - kochasz graty bez dachu? W takim razie zapraszam, proszę się rozgościć.
W ostatnich dniach wiosna weszła do naszego kraju z drzwiami, dając nam wyczekiwane słońce i przyjemne temperatury. Z tej okazji warto przyjrzeć się ofertom kabrioletów. Oczywiście, można by zrobić przegląd jakichś pospolitych zabawek dla szpanerów, ale wy tu nie przyszliście dla BMW E90, czy Audi A4, prawda?
Więcej o samochodach bez dachu przeczytasz tutaj:
Czego jeszcze można nie mieć w Maluchu? Dachu
Na początek temat wszystkim znany - Maluch. O tym samochodzie powiedziano już chyba prawie wszystko. Pewnie każdy czytający ten artykuł wie, że Polski Fiat/Fiat 126p miał swoją wersję bez dachu. Ale jeśli nie wie - to w 1991 w Ośrodku Badwczo-Rozwojowym Samochodów Małolitrażowych stworzono mały kabriolet, sprzedawany także pod marką BOSMAL.
Jednak prezentowany egzemplarz nie powstał w BOSMAL-u. Tu mamy do czynienia z autorską przeróbką, dokonaną przez właściciela. Nie podaje on jednak wielu informacji o swoim samochodzie - oprócz tego, że nie odpala. Za swój projekt żąda 2 tys. zł. Jeśli zawsze chciałeś Malucha, ale brakowało ci miejsca nad głową, to ta oferta jest skierowana do ciebie.
Grat bez dachu, ale nie do końca kabriolet
Renault 4 to klasyk pełną gębą. Z liczbą 8 milionów egzemplarzy wyprodukowanych w latach 1961-1992 jest też drugim najpopularniejszym francuskim samochodem w historii (wyprzedził go tylko Renault 5). Posiadał on wersje bez dachu, jak Plein Air czy korzystający z jego techniki plażowy model Rodeo. Prezentowany egzemplarz to też swoista wersja cabrio, gdyż posiada ona tak zwany faltdach - czyli brezentowy dach, który można złożyć. Można mieć wiatr we włosach? Można. Czyli jest to kabriolet, dziękuję bardzo.
Ten konkretny egzemplarz pochodzi z 1969 r., co oznacza, że jest najstarszym samochodem w tym zestawieniu. Został finezyjnie pomalowany w prążki niczym zebra. Właściciel podaje, że silnik (klasyczny Billancourt, 850 cm, 34 KM) daje się uruchomić, lecz wymaga uwagi. Cena to 4200 zł.
Kiedy nie liczy się wnętrze
Kolejny wybór to Opel Kadett. Przy czym nie jest to zwykły, bazowy model, tylko GSi - ten wzmocniony. Prezentowany egzemplarz pochodzi z 1990 r. i jest to model ostatniej generacji Kadetta E, produkowanej do 1993 r. (w latach 1991 - 1993 tylko wersje cabrio). Projekt tej wersji nadwozia Niemcy zlecili projekt jednemu z włoskich geniuszy designu - Bertone. W wersjach GSi montowano w nim silnik dwulitrowy o mocy 156 KM.
Samochód został sprowadzony w Austrii i jest w złym stanie wizualnym, ale sprzedający zapewnia, że technicznie jest sprawny, a i dach jest w dobrym stanie. Ciekawostką we wnętrzu jest brak wszystkiego - większość wnętrza wyciągnięto w celu sprawdzenia ognisk korozji i pozostawiony został jedynie fotel kierowcy. Cena to 8600 zł.
Ford z krainy kangurów
Ford Capri - stylowe coupe z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, za którym niejeden obejrzy się na ulicy. Prezentowany samochód to również Capri od Forda, tylko że nie nosi marki Ford. Nie został również wyprodukowany ani w Ameryce, ani Europie.
Chodzi tu o samochód Mercury Capri, stworzony przez australijski oddział Forda na bazie tamtejszego modelu Laser. Chociaż na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest dziełem innego producenta na F - za lewym przednim kołem umieszczono na nim charakterystyczne logo z koniem, należące do Ferrari. Produkowany był w Australii, ale eksportowano go także do USA, skąd najprawdopodobniej trafił do Europy. Gdy był oferowany w USA, był jedynym modelem Mercury nieposiadającym swojego odpowiednika w gamie Forda.
Ten egzemplarz przyjechał do nas zza Odry i jest w najlepszym stanie ze wszystkich prezentowanych samochodów - zarówno wizualnym, jak i mechanicznym. Pochodzi z rocznika 1991, a pod maską ma silnik Mazdy o pojemności 1.6 l i mocy 105 KM - w Europie znany w Mazdzie MX-3. W swoim wyposażeniu posiada m.in. klimatyzację. Jak na tak atrakcyjną ofertę, cena wydaje się relatywnie niska - równo 8000 zł.
W rytmie Italo Disco
Na zakończenie wybór moim zdaniem najciekawszy - Fiat Ritmo Cabrio. Tworząc zestawienie kabrioletów nie można nie wspomnieć o niczym włoskim - w końcu półwysep apeniński to jedna z najpopularniejszych destynacji wakacyjnych, słynąca z pięknej pogody. Choć w czterocyfrowej cenie próżno szukać Alfy Romeo Spider, to i tak można znaleźć coś ciekawego.
Podobnie jak wyżej wspominany Kadett, wyszedł spod ręki samego Bertone. Przy czym Ritmo Cabrio było nawet sprzedawane pod marką Bertone, a nie Fiat - świadczyć może o tym chociażby logo Bertone na przednim grillu. Choć nie jest to ten ładniejszy model przed liftingiem, to i tak jego design zasługuje na docenienie.
Prezentowany egzemplarz to wersja Ritmo 85 S, co oznacza, że pod maską znajdziemy silnik 1.5 o mocy 85 koni mechanicznych. Jest to model po pierwszym liftingu, z ostatniego rocznika tej serii - 1985.
Samochód jest w słabym stanie blacharskim - widać, że miał stłuczkę, podczas której ktoś mu wjechał w lewy bok, czym nikt się nie zajął i pojawiła się korozja. Ale poza tym wydaje się całkiem w porządku, z niewielkim przebiegiem (106 tys. km), i dobrym stanem wnętrza. Do tego, sprzedający podaje, że posiada wszelkie dokumenty, kluczyki oraz książki serwisowe. Jest jednak pewien problem - samochód nie był uruchamiany od kilku lat. Oznacza to, że jego stan mechaniczny to jeden wielki znak zapytania.
Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto zaopiekuje się tym Fiatem. Jemu po prostu potrzeba odrobiny miłości i żeby ktoś się nim zajął tak jak trzeba. Wtedy ten ktoś otrzyma naprawdę stylowy i unikatowy kabriolet. Wygrywa to zestawienie.