REKLAMA

To nie prima aprilis. Naprawdę do kupienia jest kabriolet i pickup w jednym

Dodge Dakota – kupi go tylko... amerykański patriota. Ale gdy mowa o wersji cabrio, może go kupić tylko miłośnik naprawdę oryginalnej motoryzacji.

dodge dakota convertible
REKLAMA
REKLAMA

Link do tego ogłoszenia zauważyłem wczoraj na fanpage Stado Baranów i postanowiłem mu się bliżej przyjrzeć. Uwielbiam amerykańskie samochody z okresu „malaise” czyli mniej więcej lat 1973-1994 (od kryzysu paliwowego do wprowadzenia obowiązkowego OBD-II). Powstały wtedy dziesiątki dziwacznych konstrukcji, tak jakby producenci amerykańscy mówili w ten sposób „skoro jest źle, to niech przynajmniej będzie śmiesznie”. No i było: gigantyczne pojemności o żenującej mocy typu 5.0 130 KM, Mustang o wyglądzie kucającego psa, stylizowane na retro potworki od Lincolna z udawanym kołem zapasowym na tylnej klapie, a nawet pickupy w wersji cabrio.

Dodge Dakota Convertible – co to takiego?

Ktoś pod koniec lat 80. uznał, że to, co jest naprawdę potrzebne Amerykanom, to pickup bez dachu. Raczej nie poparł tej tezy żadnymi badaniami rynku, biorąc pod uwagę, że ostatecznie sprzedało się tylko 3700 sztuk – ale tak, naprawdę w 1989 r. można było wejść sobie do salonu Dodge'a i nabyć pickupa ze składanym dachem. To miał być ostateczny pojazd dla młodych i aktywnych. Nie dość, że na skrzynię możesz wsadzić sobie rowery albo małe motocykle crossowe, to jeszcze masz otwarty dach i wiatr we włosach. Żyć nie umierać, tylko szkoda że samochód wyglądał tak nudno i miał równie mało ekscytujący silnik 3.9 V6 z czterobiegowym automatem. Najlepsze było to, że Dodge nie konstruował Dakoty Convertible w swoim studiu projektowym, tylko wysyłał normalne Dakoty do firmy American Sunroof Company, gdzie ucinano im dach blaszany, a jego miejsce zajmował dach miękki i pałąk przeciwkapotażowy. Nikt przesadnie nie przejmował się przy tym zmniejszoną sztywnością szoferki. Dokładali jeszcze trochę sportowego wykończenia – czy też raczej udającego sportowe, i cyk, do klientów.

Jakby nie dość było dziwności, to Dodge Dakota Convertible miał w swoich czasach nawet konkurencję. Był nią Ford Skyranger, przy czym słowo konkurencja jest tu lekko naciągane, bo zrobiono 17 lub 18 egzemplarzy takiego Skyrangera. Ten jeden, który był na sprzedaż, miał symboliczny przebieg i cenę 40 tys. dolarów.

Do kupienia jest Dodge Dakota Convertible w rzadkim białym kolorze

Większość tych aut była czerwona. Chyba wszystkie miały czerwone wnętrze, a przynajmniej te, które można znaleźć w internecie. Oferowany wóz jest w bardzo dobrym stanie, a sprzedający przy cenie 77 500 zł dorzuca jeszcze dwa uchwyty na rowery. Czy przesadził z ceną – nie wiem, ale wiem że na Cars and Bids takie Dakoty nie przekraczają raczej 8000 dolarów, chyba że mają bardzo mały przebieg. Innymi słowy, jak ktoś się uprze, to może wylicytować taki wóz za 8000 dolców plus powiedzmy 2500 dolarów za transport i rejestrację, i mamy 10 500 dolarów, czyli 44 100 zł. Warto się potargować!

dodge dakota convertible
Chciałem tu zdecydowanie pochwalić sprzedającego za zdjęcia do ogłoszenia. Auto czyste, w dobrym oświetleniu, z detalami, nie na lawecie, widać całe w kadrze. Fot. Jarek

Pick-upów w wersji cabrio nie było zbyt wiele

REKLAMA

Oprócz Forda, Jeepa (Gladiatora) i Dodge'a, swój szalony projekt pickupa bez dachu do produkcji wprowadził Chevrolet z modelem SSR. Z tym że SSR to przynajmniej oryginalnie wyglądał i miał naprawdę mocne silniki, przez co nikt nie odbiera mu kolekcjonerskiego charakteru. Dodge Dakota Convertible wygląda natomiast jak kanciasty obrzyn, dzieło jakiejś przypadkowości, efekt chwilowego zachłyśnięcia się możliwościami nowo zakupionego diaksa. Aż dziw, że natłukli tego te 3700 sztuk. Ale jeśli komuś się wydaje że 3700 sztuk uterenowionego kabrioleta to zbyt wiele i to nie uzasadnia ceny 77 500 zł, to mogę mu polecić tylko Range Rovera cabrio. Pickupem nie jest, ale sensu ma jeszcze mniej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA