Prawie rozjechali mu dziecko. Trochę zwątpił w policję, ale to jeszcze nie koniec
Ojciec prawie potrąconego dziecka sam wykonał kawałek policyjnej pracy. Teraz wątpi w szczęśliwy finał, ale wbrew pozorom nie jest on odległy.
Kluczowe w tym filmie są dwa ujęcia. Jedno pokazuje, jak szybko, względem innych pojazdów, przemieszcza się Mercedes. Drugie to kadry grozy. Mężczyzna towarzyszy dziecku na hulajnodze przy przechodzeniu przez przejście dla pieszych. Na ułamek sekundy odwraca wzrok, dziecko minimalnie wysuwa się do przodu. W tym momencie, tuż przed nim przejeżdża szybki Mercedes. Prawie dochodzi do potrącenia, którego skutki mogły być dramatyczne. Przydałoby się ukarać kierowcę Mercedesa, tylko jak go znaleźć?
Hulajnoga na przejściu dla pieszych i prywatne śledztwo
Ojciec dziecka z nagrania informuje, że dwa miesiące temu zgłosił sprawę na policję. W ciągu dwóch dni miał dostarczyć nagrania z prywatnego monitoringu, gdyż zawiódł ten miejski. I co? - pyta ojciec - i nic, sam sobie odpowiada.
Zakładam, że przewiduje tutaj przyszłość, a nie opisuje, co faktycznie się wydarzyło. Tym samym komentarz na profilu bandyta z kamerką nie do końca trafnie dopisuje rzeczywistość. Nie jest powiedziane, że auto w leasingu oznacza koniec sprawy, inna powinna być też wysokość kary.
Auto w leasingu a mandat
To że auto jest w leasingu nie powinno mieć żadnego znaczenia. Przy tym stopniu powszechności tej formy finansowania, jaki jest obecnie, to nie jest żadna trudna sytuacja. Wykroczenia przez kierowców w służbowych samochodach są generowane non stop.
Duże firmy mają swoje procedury na przychodzące do nich policyjne wezwania. Informacja o użytkowniku auta powinna nadejść z automatu w odpowiedzi na pytanie policji. Dlatego u swojego pracodawcy wpisujesz się w zeszyt lub jego nowocześniejszą formę, gdy korzystasz ze służbowego samochodu. Da się tę formę finansowania wykorzystać do wodzenia za nos policji, ale kary uniknąć jest trudno. To nie jest tak, że jak policja widzi leasing, to teczką sprawy podpiera nogę od stołu. Wcale go nie widzi, tylko widzi właściciela auta i może odgadnąć, że jest to firma udzielająca leasingów. A te w ukrywanie sprawców wykroczeń raczej się nie bawią.
Grzywna za niewskazanie sprawcy
Nie wiadomo, jak czyn kierowcy Mercedesa zakwalifikuje policja. Mandat za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych wydaje się pewny, ale mogą też dojść poważniejsze zarzuty. 1500 zł wygląda więc na absolutne minimum, ale wtedy, gdy mówimy o grzywnie dla kierowcy.
Jeśli faktycznie nie uda się ustalić, kto kierował, to w grę wchodzi większa kara. 2 tys. zł to minimalna kara za niewskazanie komu powierzono pojazd w postępowaniu w sprawach o spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a 4 tys. zł w sprawach o przestępstwo. Na pewno żadna korporacja nie jest chętna do uiszczenia takiej kwoty.
To że minęły aż dwa miesiące od wydarzenia, również nie świadczy o tym, że sprawa jest przegrana. Na finał można czekać znacznie dłużej, chyba że zdarzenia stanie się medialnie nośne. Dopiero niedawno doszły do nas informacje, że policja złożyła wniosek do sądu w sprawie kierowcy BMW, który przez kilkanaście kilometrów zajeżdżał drogę parze na autostradzie A1. O sprawie głośno było w latem. Sprawiedliwość rozpędza się powoli, dwa miesiące jeszcze nic nie znaczą.
Nie traćmy nadziei
Dowożą internauci, jak zwykle, jak zwykle negatywnie. Od razu ktoś wypomina ojcu dziecka, że spuścił je z oka na ten ułamek sekundy, że pozwolił mu jechać przed sobą, w ogóle jechać i już nie mam siły czytać, co jeszcze. A, wiem, że dziecko przyspieszyło, czyli praktycznie wtargnęło pod pojazd, czyli jego wina. Oczywiście, o tych bzdurach trzeba zapomnieć jak najszybciej. Są na świecie ludzie, którzy uważają, że miejsce pieszych jest wszędzie, byle nie na przejściu.
Należy za to mieć nadzieję, że sprawa zakończy się ukaraniem kierowcy. Jeśli nawet sprawca nie zostanie wskazany, to zakładam, że i tak będzie musiał zapłacić, najwyżej nie dostanie punktów karnych. W dużych firmach żadne dogadywanie się z menadżerem floty nie przechodzi, ale inna jest sytuacja, jeśli leasingobiorca jest jednocześnie jedynym użytkownikiem pojazdu. Wtedy zapłaci jako Jan Kowalski, albo jako firma Jan Kowalski. Niezależnie od tego, do jakiego podmiotu należy ten samochód, pieniądze w końcu zmienią właściciela. Może nie nastąpi to szybko, ale spora szansa jest.