REKLAMA

Zniesienie opłat za autostrady to wspaniały pomysł, jeśli chcesz zniszczyć kolej

Chyba prezes PiS nie lubi pociągów, obiecując że opłaty za autostrady będą zniesione. 

a4 opłaty
REKLAMA
REKLAMA

Nie będę szczegółowo opisywał programu wyborczego partii rządzącej, choć nieco jeży mi resztki włosów na głowie. Pojawiła się jednak dość oryginalna propozycja – całkowitego zniesienia opłat za autostrady. Drogi ekspresowe też się w tym pojawiły, chociaż ktoś chyba przeoczył, że one już są darmowe. Co więcej, prezes obiecał, że nawet autostrady eksploatowane przez prywatne firmy będą za darmo. Jeśli miałoby to faktycznie dojść do skutku, zapewne trzeba byłoby tym firmom płacić odszkodowanie z pieniędzy podatników.

Opłaty za autostrady mają swój sens

Są one „kapitalistyczno-wolnościowe” w swoim założeniu. Jeśli chcesz dojechać szybciej, musisz zapłacić więcej. Praktycznie wszystkie autostrady mają prowadzące w tym samym kierunku darmowe drogi alternatywne. Wiem, bo często z nich korzystam. Unikam jazdy autostradą jak tylko mogę. To zbyteczny wyścig, w którym nie chcę brać udziału – wolę toczyć się przez wioski. Opłaty za jazdę autostradą służą też temu, żeby nie wszyscy wybierali samochód. Są odcinki, których po prostu nie opłaca się pokonywać samodzielnie samochodem, ponieważ pociąg wychodzi szybciej i taniej. Jeśli państwo powinno w jakiś sposób ingerować w decyzje transportowe ludzi, to raczej w tym kierunku, żeby zachęcać ich do jazdy pociągami, a nie samochodami.

Powstaje pytanie skąd wziął się ten pomysł

Ktoś powie, że przecież są kraje, gdzie autostrady są darmowe. Niemcy czy Holandia to najlepsze przykłady. W innych krajach wystarczy kupić winietkę i można jechać – taki system mamy na przykład w Czechach czy Austrii. W Polsce niestety przyjęliśmy system najgorszy z możliwych, gdzie przed wjechaniem na autostradę trzeba sprawdzić, przez kogo jest ona zarządzana i jak wnosi się opłaty. Inaczej działa to na autostradach GDDKiA, inaczej na 3 odcinkach koncesyjnych, tj. A1 Rusocin-Nowa Wieś, A2 Konin-Świecko i A4 Kraków-Katowice. Co jakiś czas w prasie pojawiają się oburzone artykuły na temat zawyżania stawek przez firmy obsługujące te autostrady. Stawka „ministerialna” wynosi 0,10 zł za kilometr, ale na odcinku Stalexport A4 Kraków-Katowice za 1 km płaci się 0,25 zł, bo czemu nie? To jeszcze nic, bo za 1 km jazdy autostradą A2 Świecko-Konin płaci się... 38 groszy.

Ktoś po prostu zauważył ten chaos i to, że wywołuje on słuszne wzburzenie u kierowców

A wzburzeni wyborcy to dobrzy wyborcy, bo trzeba im coś obiecać – na przykład to, że zrobi się z tym chaosem porządek. Niestety, w najgorszy możliwy sposób, bo zamiast opłaty za autostrady likwidować, należy je po prostu ujednolicić. Tak naprawdę skandalem jest koncesjonowanie autostrad prywatnym firmom, które mogą robić ze stawkami co chcą. System opłat za autostrady powinien być prosty i ogólnopolski. Możesz kupić sobie elektroniczną winietkę na cały rok i jeździć wszystkimi autostradami ile wlezie lub zapłacić jednorazowo, jeśli potrzebujesz pojechać raz w roku na wakacje. To byłoby proste, logiczne, sensowne i przede wszystkim nie populistyczne jak obecna obietnica. Ale oczywiście obiecanie że coś będzie ZA DARMO brzmi lepiej niż „zrobimy tak, żeby to miało sens”. Sens jest w polityce nikomu niepotrzebny, trzeba czymś kupić wyborców.

Opłaty za autostrady bywały już zawieszane

Na przykład w 2014 r. premier Donald zawiesił pobieranie opłat na autostradzie A1 w kierunku nad morze we wszystkie weekendy sierpnia. Był to ukłon w stronę Polek i Polaków jadących na wakacje, nikt jednak nie planował zupełnej rezygnacji z opłat za autostrady. Aż do teraz. Niestety, obawiam się że podobnie jak poprzednie obietnice, i ta zostanie spełniona, oczywiście na zasadzie drukowania dużej ilości pieniędzy naraz. Jeśli z nagła zniknie połączenie kolejowe, z którego korzystaliście, to będziecie wiedzieli komu podziękować.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA