Najpierw się rozpłakać, ale potem można już próbować odzyskać od kogoś odszkodowanie za uszkodzenia spowodowane przez sopel lodu. Łatwo nie będzie.
Znacznie lepszym pomysłem jest zapobieganie, czyli nie narażanie się na uszkodzenia spowodowane spadającymi soplami lodu. Akurat w przypadku samochodów jest to dużo łatwiejsze, niż w przypadku pieszych, którzy nie chcą dostać soplem w głowę. A sople tej zimy mamy naprawdę dorodne, co chwila widzę, jak ktoś w mediach społecznościowych wrzuca jakiś dorodny okaz. Za moment temperatura zewnętrzna wzrośnie i te lodowe konstrukcje zaczną odpadać z dachów.
Nie daj trafić się soplem
Niestety istnieją miejsca do parkowania, które znajdują się pobliżu krawędzi dachów, czy innych konstrukcji, z których mogą zwisać sople. Rada na sople jest dość prosta, nie należy parkować pod soplami lodu i w pobliżu też nie. Może nam się czasami wydawać, że sopel na pewno ominie nasze auto, jeśli będzie spadał, ale to niekoniecznie musi okazać się prawdą. Lepiej nie wymierzać miejsca ewentualnego upadku z linijką.
Jeśli mamy pecha i sople wiszą w miejscu, gdzie bardzo często parkujemy, należy się pofatygować do zarządcy budynku i uprzejmie poprosić, żeby usunął sople. Ma on taki obowiązek, ale teraz niespodzianka, niekoniecznie może być w stanie to zrobić. Czynność bywa technicznie trudna, odpowiednie ekipy akurat zajęte, a poza tym, nie można strącać sopli, jeśli akurat ktoś ciągle stawia pod nimi samochód. Widziałem, jak u mnie na parkingu próbowano kiedyś przyciąć gałęzie drzew. Mimo kartek wywieszanych na drzwiach klatek schodowych, rozwijania taśmy i tak ktoś ciągle zostawiał samochód w pobliżu drzewa. Strącanie sopli to często operacja związana z odśnieżaniem dachu, miejsca musi więc być sporo. Największym problemem mogą okazać się ludzie, których trudno przekonać, by choć na chwilę przestali pod soplami parkować. Sople więc wiszą, ale co się stanie, gdy spadną?
Odszkodowanie za sopel na samochodzie
Spadający sopel może wybić szybę, albo uszkodzić lakier. Sopel nie ma polisy OC i to jest problem. Odszkodowania można dochodzić od właściciela budynku, z którego spadł sopel, ale słowo można nie oznacza, że odniesiemy sukces. Mogła wisieć kartka z ostrzeżeniem, my też mogliśmy tam wcale nie parkować, jeśli baliśmy się sopli. Czy właściciel budynku powinien nam zapłacić, jeśli jest starszą, schorowaną panią, która nie jest w stanie samodzielnie strącić sopli, albo ktoś kto zamówił już ekipę, ale ta przyjedzie dopiero za tydzień? Sąd może mieć różne od naszego zdanie na ten temat.
Raczej mało kto będzie chętny, żeby od razu wypłacić nam odszkodowanie z własnej kieszeni, szczególnie jeśli nie ma odpowiedniej polisy ubezpieczeniowej. Powstaje jeszcze pytanie, kogo pociągnąć do odpowiedzialności? Możemy też odnieść mylne wrażenie, że sklep, do którego przyjechaliśmy jest nam coś winien. Tymczasem, właściciel sklepu, a tym bardziej zatrudniony tam sprzedawca, mogą nie mieć kompletnie nic wspólnego ze zwisającymi na zewnątrz soplami. Powodzenia w poszukiwaniu osoby, z którą będziemy chcieli się pokłócić.
Jeśli podejrzewamy, że poszukiwania skończą się sukcesem, lepiej wstrzymać się z naprawą samochodu, żeby jej koszt mógł wycenić rzeczoznawca. Może skrzywdził nasz własny osiedlowy sopel i wiadomo, że trzeba udać się do wspólnoty mieszkaniowej? Ta na pewno posłuży się polisą, jeśli uzna swoją winę w tej sytuacji. Jeśli znamy numer telefonu, albo adres instytucji lub osoby odpowiedzialnej, to już połowa sukcesu. Podejrzewam, że większości osób odechce się poszukiwań, jeśli nie mają od razu osoby odpowiedzialnej podanej na tacy.
Co zrobić, gdy na nasz samochód spadnie sopel lodu?
Załóżmy jednak optymistycznie, że właściciela sopla lodu namierzymy, potrzebujemy jeszcze dowodów. Dobrze jest więc sporządzić porządną dokumentację zdjęciową, z której wynika, że to sopel z tego konkretnego budynku uszkodził nasz samochód. Przyda się zdjęcie, które obrazuje, jak względem budynku zaparkowany był samochód oraz takie, na którym widać bezpośredni związek sopla z uszkodzeniem pojazdu. Zdjęcia nie powinny budzić wątpliwości, co pokazują. Jeśli naszym jedynym obrazkiem będzie maksymalne zbliżenie na pęknięcie szyby, bez żadnego szerszego kadru i kontekstu, to dowód będzie słaby. Film z rejestratora drogowego też się nada. Po zabezpieczeniu dowodów, pozostaje nam tylko zapisać adres zdarzenia i szukać szczęścia w poszukiwaniu właściciela budynku.
Wyobraźmy sobie, jak mogą przebiegać takie poszukiwania i dialog. Parkujemy pod sklepem, spada sopel i niszczy nam auto. Wchodzimy do środka i się awanturujemy, niepokojąc sprzedawcę, bo nikogo innego do wyboru nie ma.
- Państwa sopel zniszczył mi samochód.
- To nie mój.
- Z państwa dachu spadł.
- To nie mój dach.
- A czyj?
- Nie wiem, następny proszę.
- Proszę dać mi numer do właściciela.
- Właściciela czego? Następny proszę.
- Sklepu.
- Nie mam, zgubiłem, będzie w środę za tydzień. Następny proszę.
Przyjeżdżamy w środę za tydzień i atakujemy właściciela sklepu.
- Państwa sopel zniszczył mi samochód.
- To nie mój.
- Jak nie pana, z pana rynny spadł.
- To nie moja rynna, ja tylko wynajmuję powierzchnię.
- A czyja?
- Przepraszam, ale ja się spieszę na narty. Do widzenia.
Z tego względu nie liczyłbym przesadnie na rychłą sprawiedliwość, tylko nie parkowałbym w pobliżu krawędzi budynków. Zmrożony śnieg też może spowodować szkody, nie tylko dobrze widoczny sopel. Prawna możliwość dochodzenia swych praw istnieje, ale bardziej prawdopodobne jest to, że za naprawy zapłacimy z AC lub własnej kieszeni.