A może właśnie taki efekt miały przynieść nowe, wyższe mandaty? A przynajmniej niektóre z nich?
Uwaga, w tym tekście będą dwa teleporty, w tym jeden z wehikułem czasu.
Teleport pierwszy (ten z wehikułem czasu): Wejherowo.
Czas akcji: popołudnie mniej więcej tydzień temu. Miejsce akcji: oczywiście Wejherowo. Akcja: pani w Oplu skręca na skrzyżowaniu, robi to nieprawidłowo, uderza w - zakładam - prawidłowo jadące BMW. Nikomu nic się nie dzieje (a przynajmniej brak o tym wzmianki), wszyscy uczestnicy zdarzenia są trzeźwi, policja uznaje kobietę kierującą Oplem winną stłuczki.
Dwa uszkodzone samochody, koniec sceny. Albo nie - na końcu jeszcze pojawia się informacja, że kierująca zostaje ukarana mandatem w wysokości 5000 zł. Teraz koniec sceny, można wskakiwać do drugiego teleportu.
Teleport drugi: nasz redakcyjny Slack.
To właśnie tam trafia link do historii tego wejherowskiego zdarzenia. Komentarze są dość proste do przewidzenia, zresztą jakiś czas temu napisałem podobny - że to chyba jednak trochę przesada. Że każdemu może się zdarzyć. Że 5000 zł za drobną pomyłkę to chyba za dużo. Że karać kogoś takim mandatem za zwykłe zagapienie się to już jazda po bandzie i można byłoby trochę przystopować. W końcu nikomu nic się nie stało, pogniotło się trochę blachy, ot wielkie rzeczy.
I w momencie, kiedy planuję na redakcyjnym Slacku napisać dokładnie coś takiego samego, przychodzi olśnienie (tak przeważnie nie myślę zbyt szybko):
Może tak właśnie powinno być?
Może po prostu od lat utrwalamy sobie w głowie niewłaściwe pojęcie o tym, czym faktycznie jest taka kolizja? Tak, w tym przypadku nikomu nic się nie stało. Może był to efekt niewielkiej prędkości, może odpowiednio współczesnych (nie znaczy, że całkiem nowych i luksusowych) samochodów, może był to najczystszy na świecie przypadek. Nic się nie stało, można się rozejść. Z punktu widzenia pt. "liczba ofiar i rannych" sprawa jest czysta.
Z drugiej natomiast - nie do końca. To zagapienie, które "każdemu może się zdarzyć" i nie należy się go przesadnie czepiać, doprowadziło w tym - i nie tylko - przypadku do kolizji co najmniej dwóch ważących tonę albo i więcej pojazdów. Nie jestem do końca pewien, czy istnieje inna dziedzina życia, w której takie coś określane jest jako nieznaczące wydarzenie. Ktoś złamał przepisy, ktoś nie zachował odpowiedniej ostrożności, w efekcie dwa spore i ciężkie pojazdy znalazły się w tym samym momencie w tym samym miejscu.
To nie jest takie znowu "nic". "Nic" faktycznie nie stało się natomiast nikomu, ale znowu - to kwestia tego, że po prostu te dwa samochody przy tych prędkościach, które miały i tym kącie uderzenia, okazały się wystarczająco bezpieczne. Zmieńmy cokolwiek w tym scenariuszu i mogłoby już nie być tak ciekawie.
Wysoki mandat w takim przypadku może zmienić to postrzeganie.
W tej chwili, siedząc za kierownicą, czujemy się po prostu bezpiecznie - z wielu powodów - i z każdym rokiem to poczucie bezpieczeństwa wzrasta. Jakaś ryzykowna decyzja, ostrzejszy manewr - ot, grozi nam najwyżej trochę pogniecionej blachy i w najgorszym razie odpalone poduszki powietrzne. A przynajmniej tyle dopuszczamy do naszej świadomości, bo nikt nie wsiada do auta z myślą "dzisiaj zginę w trakcie jazdy".
Ryzyko otrzymania wysokiego mandatu trochę te kalkulacje chłodzi. Wgniecenie na nadwoziu - e tam. 5000 zł kary - to już gorzej. I nagle potencjalnie niewinna stłuczka, z którą można byłoby się spokojnie pogodzić, bo "każdy się może zamyślić", urasta do rangi zdarzenia, którego za wszelką cenę chcielibyśmy uniknąć. I słusznie, bo w żadnym razie kolizja dwóch samochodów nie jest "niczym" - szczególnie, że nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków takiego zdarzenia.
Zresztą jeden z redakcyjnych kolegów na Slacku doskonale to podsumował:
"To świetnie, teraz wszyscy będą ostrożniej jeździć po mieście, w obawie, że dostaną mandat na dwie wypłaty".
Ok, prawdziwa jest tylko końcówka z wysokością kary, pierwsza część miała trochę inny wydźwięk i nie do końca nadaje się do publikacji. Ale tak, taki może być efekt - jak się odpowiednio dużo razy powywija chorągiewką ostrzegawczą z napisem "mandat do 5000 zł", to w końcu przestaniemy traktować kolizje jako coś, co "no zdarza się". Nie, nie do wszystkich to przemówi - zawsze ktoś wymyśli, że będzie fajnie pojechać sobie 120 km/h po miejskiej uliczce - jeśli ta uliczka da taką możliwość - i przy okazji zgarnąć kogoś na czołówkę. Nic na to nie poradzimy samymi przepisami.
Niepokojące może być tylko jedno - uznaniowość. Dlaczego kobieta kierująca Oplem dostała mandat w wysokości 5000 zł? Tego niestety nie wiemy. Kiedy dostaniemy 1000, a kiedy 3500 zł? Tego również nie wiemy.
Wiemy tylko tyle, że nie warto się zderzać z innymi, prowadząc pojazd o masie często już znacząco przekraczającej 1000 kg. A że ta wiedza kosztowała już niektórych po kilka tysięcy złotych? Jakoś jestem w stanie z tym żyć.