REKLAMA

Microlino może być idealnym samochodem miejskim. Ale cały pomysł brzmi zbyt znajomo...

Mikroskopijny miejski samochód elektryczny, który nie kosztuje fortuny i może być ładowany z domowego gniazdka w sensownym czasie? Doskonały pomysł! A przynajmniej tak pomyślało już kilka tysięcy osób w Europie.

microlino
REKLAMA
REKLAMA

A przynajmniej tych kilka tysięcy, które zdecydowało się poczekać na premierę mikroskopijnego Microlino, wzorowanego na BMW Isettcie. Auta, pomimo prezentacji niemal dwa lata temu, wciąż bowiem nie można kupić, a pierwsze modele trafią do klientów najwcześniej w grudniu tego roku.

Najwyraźniej nie było to jednak przeszkodą dla 6,5 tys. klientów, którzy już złożyli zamówienia na ten pojazd. Im bliżej do premiery, tym zainteresowanie najwyraźniej większe, bo w kwietniu tego roku takich zamówień było zaledwie 4 tys.

Microlino - o co chodzi?

Microlino, nawet nie ukrywające inspiracji Isettą, jest mierzącym zaledwie 2,4 m, trójkołowym samochodem elektrycznym, na pokład którego zmieszczą się dwie osoby (teoretycznie), a także dwie skrzynki piwa i zgrzewka wody mineralnej (tak wynika z materiałów producenta).

Napęd zapewniany jest w przypadku Microlino przez pojedynczy silnik elektryczny o mocy 15 kW (110 Nm), który zapewnia prędkość maksymalną na poziomie 90 km/h. O wiele istotniejsze jest jednak to, że czas rozpędzania się do miejskich 50 km/h wynosi zaledwie 5 s. Nie będziemy więc ostatni z każdych świateł.

Zasięg zależy od wybranego przy zakupie pakietu akumulatorów. Ten o pojemności 8 kWh zapewni nam do 125 km jazdy bez ładowania, natomiast te o pojemności 14,4 kWh - nawet do 200 km. Czas ładowania? W najgorszym przypadku ładowanie ze zwykłego gniazdka do 80 proc. zajmie nam 6 godzin (przy większym akumulatorze), natomiast w najlepszym - 2 (przy mniejszym akumulatorze i mocniejszym źródle ładowania).

Elektryczny mikrosamochód nie wymaga przy tym standardowego prawa jazdy. Należy do kategorii L7e, więc wystarczy prawo jazdy B1. Jest też już homologowany, więc gdy tylko trafi do sprzedaży, będzie można normalnie poruszać się nim po drogach, o ile komuś nie przeszkadza wysiadanie przez drzwi, będące jednocześnie maską i przednią szybą.

Problem z dobrym wynikiem w kwestii rezerwacji jest niestety taki, że póki co każdy może dokonać ich bez najmniejszych konsekwencji. Wystarczy wypełnić formularz na stronie twórców i już producent będzie mógł się pochwalić kolejną rezerwacją. Dopiero pod koniec tego roku klienci w Szwajcarii (tam Microlino trafi do sprzedaży jako pierwsze) będą musieli potwierdzić swoje zainteresowanie, przelewając na konto producenta 1000 euro, które - przy anulowaniu zamówienia - zostaną zwrócone.

A może się zdarzyć, że rezygnacji będzie sporo, głównie z uwagi na brak dokładnych danych dotyczących ceny. Microlino ma kosztować „około 12 tys. euro” (ponad 51 tys. zł) za bazową wersję, ale twórcy pojazdu nie są w stanie tego zagwarantować. Może się więc okazać, że za współczesną Isettę trzeba będzie zapłacić 14 tys. euro. Albo 17 tys. euro. Kto wie. Już pierwsze zrzuty ekranu z konfiguratora pokazują, że póki co około 12 tys. euro to co najmniej 12,6 tys. euro.

Czy coś tu nie brzmi znajomo?

Wczytując się w historię powstania Microlino możemy się dowiedzieć, że projekt motywowany jest badaniami, zgodnie z którymi większość osób jeździ samochodem w pojedynkę (średnia 1,2 osoby na pojazd), a do tego dziennie pokonują maksymalnie kilkadziesiąt kilometrów.

Ach, olśnienie. Idealnym samochodem dla nich będzie więc elektryczny mikrosamochód, który pomieści ich, czasem jeszcze jedną osobę, a do tego niewielkie zakupy. Że też nikt nigdy na to nie wpadł.

Niestety wpadł. I to dekady temu. Pomysł na elektryczny samochód tego typu pojawia się właściwie regularnie i przeważnie regularnie zostaje ostatecznie zlikwidowany przez kiepskie wyniki sprzedaży.

Co nie oznacza jednak, że wszystkie tego typu auta wymieciono już z rynku.

Renault Twizy

Jeden z niewielu elektrycznych mikrosamochodów, który jako tako trzyma się na rynku. Nic dziwnego - w końcu stoi za nim gigantyczny koncern motoryzacyjny, który nie musi aż tak szczegółowo liczyć wydatków.

Twizy z Microlino łączy m.in. cena - jeśli chcemy mieć Twizy z akumulatorem na własność, zapłacimy właśnie około 50 tys. zł. Około 1,5 tys. trzeba jeszcze doliczyć na drzwi...

Tazzari Zero

Producent o tyle ciekawy, że a) prawdopodobnie mało kto o nim wcześniej słyszał i b) będzie produkował też Microlino (choć nie jest autorem projektu). W ofercie Tazzari znajdziemy trzy samochody - Zero Junior (homologacja L6), Zero City (L7e) i Zero EM2 Space.

Ale choć marka jest włoska, to kształty samochodów są podejrzanie chińskie. Zresztą jeśli ktoś szuka elektrycznego mikrosamochodu, to więcej ich znajdzie na Aliexpress, niż u wszystkich europejskich producentów łącznie.

I... no właśnie.

Wydawałoby się, że samochód taki jak Microlino czy Twizy to idealny przepis na samochód miejski. Tani w utrzymaniu, z zasięgiem wystarczającym na codzienną jazdę (z zapasem), nie taki drogi w zakupie, a do tego względnie cichy i pozbawiony silnikowych wibracji.

A jednak albo coś w tym segmencie jest wybitnie nie tak, albo coś wybitnie nie tak jest z kupującymi.

W zasadzie każdy produkt, za którym nie stał wielki koncern, ostatecznie ponosi sromotną klęskę. Próbowali producenci mikrosamochodów z homologacją L6e/L7e (m.in. Aixam). Porażka. Próbował CityEL. Porażka. Próbował Buddy. Porażka (choć strona producenta jeszcze działa). Za każdym razem schemat jest dokładnie ten sam - ludzie nie potrzebują wielkich i drogich w utrzymaniu samochodów, więc dajmy im coś małego i taniego.

REKLAMA

A ludzie zawsze na to odpowiadają niemal jednogłośnie: nie, dziękujemy. Możliwe, że w tym wszystkim chodzi przede wszystkim o cenę. Za około 40-50 tys. zł dostajemy coś w rodzaju trzy- lub czterokołowego skutera z zabudową, w którym jazda nawet w weekendową trasę nie będzie najprzyjemniejszym doświadczeniem. Za taką samą kwotę możemy kupić albo sensownie wyposażone miejskie auto, albo nawet gołe auto klasy kompaktowej, które będzie wielokrotnie bardziej uniwersalne. Nie mówiąc już o tym, że do jazdy po mieście równie dobrze można kupić używany samochód, który będzie kilka razy tańszy od elektrycznych wynalazków. Trudno się dziwić, że klienci wybierają co innego.

I kto wie, czy tak samo ostatecznie nie skończy Microlino, choć chciałoby się jednak wierzyć, że ktoś w końcu stworzy mały elektryczny samochód, który ludzie będą chcieli kupować.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA