Pierwszy Mercedes CLA był okropny. Przez 5 dni jeździłem najnowszym. Jest o niebo lepszy
Kiedy zadzwonił do mnie kolega, że mam do odebrania nowego Mercedesa CLA, w pierwszej chwili pomyślałem, że mam pecha, bo znowu trafił mi się samochód, który mi się nie podoba. W drugiej chwili zmieniłem zdanie. Uznałem, że to bardzo dobrze, to będzie ciekawy test.
Oczywiście „nie podoba mi się” to wyłącznie moja projekcja, której dokonałem pamiętając pierwszą generację CLA. Jest to samochód, który „uwielbiałem nienawidzić”. Znajdowałem w nim wszystko to, co jest nie tak ze współczesną motoryzacją. Ciasny sedan z przednim napędem za stertę pieniędzy, ze słabą widocznością, z niezbyt mocnymi silnikami poza AMG. I z tym doklejonym do deski rozdzielczej pseudo-iPadem.
Moja projekcja była oczywiście całkowicie błędna.
Zgadza się tylko to, że CLA nadal jest sportową, 4-drzwiową wersją klasy A o dynamicznej stylizacji („coupe” nie przejdzie mi przez gardło). Zgadza się też, że klasa C i klasa CLA są podobne wielkościowo, ale ich charakter jeszcze bardziej się „rozjechał”. Jeździłem i klasą C (bardzo ją polubiłem) i teraz zupełnie nowym CLA. Te samochody są diametralnie inne. I choć sercem jestem po stronie klasy C, muszę powiedzieć że Mercedes bardzo, ale to bardzo ulepszył CLA. Jest to najbardziej nowoczesny futurystyczno-technologiczny gadżet samochodowy, jakim miałem okazję ostatnio jeździć. Ale po kolei…
Hej, Mercedes
„Dzieci, powiedzcie >>Hej<<, a potem >>Mercedes<<, zobaczycie co się stanie!” – długo nie musiałem ich namawiać. Hej, Mercedes, chcę podać adres: działa. Hej, Mercedes, chcę podnieść temperaturę – działa. Hej, Mercedes, chcę zmienić stację radiową – działa. Przyciski? Kto potrzebuje przycisków? Większość rzeczy można załatwić rozmawiając z wirtualną asystentką na pokładzie CLA. Jak na prymitywną sztuczną inteligencję działa ona doskonale. Nawet taki antytechnologiczny grzyb jak ja nie tylko poradził sobie z tą funkcjonalnością, ale nawet ją polubił. Czy może być lepsza rekomendacja? Po kilku dniach z CLA większość „bieżących potrzeb” udawało mi się załatwiać głosem. Wymagało to pewnej wprawy i wymawiania odpowiednich słów w odpowiednich momentach, ale da się tego nauczyć, podobnie jak dyktowania treści smsów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałem SMS, skoro mogę go podyktować.
Dla tych, którzy nie mają ochoty rozmawiać z samochodem, Mercedes przewidział oczywiście system multimedialny w pełni obsługiwalny z panelu dotykowego między fotelami. Jest on – modne słowo – haptyczny, czyli lekko drga, kiedy go wciskamy, żeby dać nam znać, że przyjął polecenie. Problem w tym, że czarny panel dotykowo-wciskany na kierownicy powiela właściwie funkcje panelu na tunelu centralnym, a podobno wszystko powinno dążyć w stronę uproszczenia obsługi, nie zaś jej skomplikowania.
Bardzo doceniłem nawigację i system kamer. Kamery włączają się z nagła, np. na światłach wyświetla się nam kamera pokazująca widok do przodu, ale gdy mamy włączoną nawigację, to na obrazie z tej kamery dodatkowo system nakłada strzałkę pokazującą nam, gdzie mamy skręcić. Świetne. Widok do tyłu i 360 stopni – również fantastyczny. Nie wspomniałem o wyświetlaczu head-up, ale oczywiście że jest, i to bardzo dobry. Spróbowałby być gorszy!
Ogólnie system multimedialny CLA oceniam na piątkę. Z minusem. Minus należy się za opisy niektórych funkcji, typu „ogr. prędk. op. zim.” i inne kwiatki tłumaczeniowe. Wygląd wskaźników wyświetlanych za kierownicą można zmieniać (klasyczny, progresywny, sportowy), podobnie jak kolorystykę nocnego podświetlenia ambientowego. Nie wiem, kto wymyślił samą koncepcję oświetlenia ambientowego, ale ze zdziwieniem obserwuję jej rozwój w droższych samochodach. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że ktoś mógłby cieszyć się z 64 możliwości zmiany koloru podświetlenia pasków LED w kabinie auta, co i tak widać tylko po zmroku. W każdym razie CLA pozwala na nadzwyczaj precyzyjną konfigurację preferencji użytkownika w każdym zakresie, co podobno definiuje go jako produkt premium. Nie udało mi się przebić przez wszystkie pozycje w menu – czas wypożyczenia był za krótki. Ale i tak polubiłem się z systemem MBUX na tyle, że sam się tym zdziwiłem. Po oddaniu CLA wsiadłem do mojego W210 i od razu powiedziałem „Hej, Mercedes”. Słowem się nie odezwał, cham.
Ale jak to jeździ
Tak się rozpisałem o tych multimediach, że zapomniałem powiedzieć, o jakiej wersji w ogóle mówimy. Otóż o CLA 220 4MATIC. Tylko że to nic nam jeszcze nie mówi, bo na przykład model CLA 200 to benzynowy 1.3 z turbo, niepokojąco blisko spokrewniony z silnikiem z Nissana Qashqaia i Dacii Duster. CLA 220 4MATIC na szczęście ma benzynowy silnik 2.0 turbo o mocy 190 KM, 7-biegową skrzynię dwusprzęgłową i napęd na 4 koła. Do setki potrzebuje 7 sekund, co w tej klasie samochodów nie jest jakimś porażającym wynikiem. I takie też miałem wrażenia z jazdy. Nie jest to superszybki wóz. Rozpędza się przyjemnie, wciska w fotel, ale w żadnym wypadku nie mamy ochoty krzyczeć ani zwracać obiadu, a już reakcja na konieczność redukcji biegu zajmuje mu zdecydowanie za wiele czasu.
Potem znalazłem, że można przełączyć tryb jazdy na Sport, ale nie odczułem znaczącej różnicy. No cóż, ze 190 KM więcej się nie wyciśnie, zwłaszcza że trzeba tę moc przenieść na wszystkie koła. Mocniejsza wersja CLA 250 ma 224 KM i 6,3 s do setki z tego samego silnika. Zużycie paliwa dość regularnie przekraczało mi 10 l/100 km, ale jeździłem tylko po mieście. I nie wyłączałem systemu start-stop, zwłaszcza że działał względnie płynnie. Nie aż tak płynnie, jak w klasie C, która stanowi dla mnie wzór pod tym względem, ale dostatecznie płynnie, żebym się nie wściekał.
Także hamulce i prowadzenie są raczej niesportowe – to znaczy z pewnością są bardzo sportowe, gdybyśmy porównali CLA np. z Kią Ceed 1.4 MPI, ale nie są takie, jakich się po tym samochodzie spodziewałem. W zastosowaniach rodzinnych CLA sprawdził się bez zarzutu, tzn. z łatwością przewiozłem nim dzieci i zakupy. Bagażnik ma szeroki, może dość płytki, ale wątpię żeby nabywcy tego auta wielkość bagażnika uważali za najważniejszy parametr.
Z tyłu, najkrócej rzecz ujmując, „da się siedzieć”. W środku najbardziej znienawidziłem manetkę dźwigni automatycznej, czyli to, co większość ludzi wsiadających po raz pierwszy do nowego Mercedesa bierze za dźwignię wycieraczek. Jest po prostu obrzydliwa. Nawet jej Wam nie pokażę. I nie chodzi nawet o to, że jest paskudna per se. Po prostu w starszych autach z tym rozwiązaniem była estetyczna, miła dla oka i miła w dotyku, a teraz wygląda jak element chińskiego radiobudzika. Idziecie w złym kierunku. Zawróćcie, gdy będzie to możliwe.
Podsumowując
Nowy Mercedes CLA to świetny, supermodny gadżet z mnóstwem technologii. Przy okazji też można nim jeździć. Jest o wiele lepszy jeśli chodzi o wzornictwo wnętrza niż poprzedni model, wydaje się również wygodniejszy i lepiej wykończony. W żadnym wypadku nie jest to samochód trafiający w moje gusta, ale jestem w stanie zwizualizować sobie typ klienta, który interesuje się CLA – znam bowiem takie osoby – i mogę je zapewnić, że z tego wozu będą niezwykle zadowolone. Nie znajdziemy w nim niczego, co wyglądałoby przestarzale, niczego co nawiązywałoby do klasyki marki Mercedes – jest bezkompromisowo nowoczesny pod każdym względem, a przy tym z pewnej odległości łatwo pomylić go z większym modelem CLS. W matowym lakierze nie odbija wprawdzie miejskich neonów, ale przyciąga dziesiątki spojrzeń. Z pakietem AMG wydaje się szybszy niż jest w rzeczywistości. A na bezramkowe drzwi uwagę zwróciła nawet moja 7-letnia córka.
Widzę tylko jeden problem. Poprzedniej klasy A nie było w wersji sedan. Jeśli chciałeś klasę A z nadwoziem trójbryłowym, pozostawał model CLA. Teraz można wybrać: czy chcesz A-sedan zwykłe (od 147 500 zł za 220 4MATIC), czy nie możesz żyć bez CLA i drzwi bez ramek (dopłacasz 12 000 zł). Najgorsze jest to, że ci dranie z Mercedesa doskonale znają swoich klientów i wiedzą, że oni dopłacą te 6000 zł za literkę „C” i jeszcze 6000 zł za literkę „L”, inaczej wszyscy będą widzieć że nie kupili najbardziej dopasionego gadżetu z listy. I w sumie ich rozumiem: jak kupować auto tego typu, to musi robić wrażenie. CLA robi. Jednych zachwyci, innych zrazi. Mnie zachwyciło – możliwością poobcowania z innym światem, i zdziwiło – tym, że ten pogardzany przeze mnie świat nie jest taki zły.
zdjęcia: Tomasz Domański