10 tys. samochodów kiśnie w oczekiwaniu na części. Producentowi kończą się auta zastępcze
Jaguar-Land Rover postanowił zrobić sobie centralny supermagazyn, żeby praca szła płynniej i przy mniejszej emisji CO2. Błyskawicznie ten genialny pomysł zamienił się w koszmarne wąskie gardło.
Ambitny cel osiągnięcia net-zero, czyli braku dodatniej emisji CO2 do atmosfery podczas procesu produkcji i zaopatrzenia w części skłonił koncern Jaguar-Land Rover do stworzenia supermagazynu Mercia Park. Jedyne 150 mln funtów inwestycji, 340 tys. metrów kwadratowych powierzchni magazynowej i najnowocześniejsze rozwiązania ekologiczne – oto najważniejsze cechy Mercia Park.
Ale jest jeszcze jedna, ważna cecha tego magazynu
Generuje potworne opóźnienia w dostarczaniu części do napraw i przeglądów gwarancyjnych samochodów marki Land Rover. Dyrektor działu obsługi klienta JLR w Wielkiej Brytanii, Andrew Wooliscroft, powiedział na spotkaniu z dealerami marki, że jest źle. Chodzi konkretnie o to, że nie ma kto ani kiedy rozpakowywać ciężarówek z częściami. Podobno w Mercia Park stoi 80 tirów z częściami, a nawet jeśli już uda się rozpakować więcej ciężarówek niż przyjedzie, to części po prostu są odkładane na półki, zamiast być wysyłane do dealerów. Dobra ta optymalizacja, dzięki niej mniej ludzi jeździ samochodami.
Land Rover ocenia, że już ok. 10 tys. aut jest unieruchomionych w warsztatach, bo nie ma do nich części
Chcesz na przykład dokonać przeglądu w swoim Range Roverze Velar (ten model ponoć cierpi najmocniej), oddajesz go do dealera, żeby nie przekraczać serwisowego interwału przebiegu, a dealer mówi że dobra zrobimy, ale to tak za sześć tygodni. Robisz więc awanturę o samochód zastępczy i faktycznie, niektórzy klienci go dostają, jednak dla następnych już nie starcza. JLR-owi skończyły się już auta dla klientów, dealerzy gonią resztkami sił, klienci dostają jeża, ogólnie jest śmiesznie. Nie ma też już gdzie trzymać samochodów oddanych dealerom do przeglądu lub naprawy gwarancyjnej, ponieważ ciągle dochodzą nowe, a części się nie pojawiają. Wspomniany wcześniej Andrew mówi wprost o sześciu tygodniach opóźnień.
Z jednej strony nie zazdroszczę klientom Land Rovera w Wielkiej Brytanii
To duży rynek dla tej marki, więc i aut jest dużo – w innych krajach europejskich marka Land Rover nie jest zbyt popularna, więc problemy z częściami są też znacznie mniejsze, bo dealerzy korzystają z posiadanych zapasów. Jest to jednak ciekawy przypadek, który pokazuje nam, jak wiele organizacji na licznych szczeblach potrzeba, żebyśmy mogli jeździć swoim samochodem. Wystarczy wyjąć jeden element ze skomplikowanej układanki produkcyjno-zaopatrzeniowo-logistycznej, żeby wszystko się wywróciło do góry nogami. Co zresztą pokazała pandemia. Trochę mi żal nabywców Land Rovera w Wielkiej Brytanii – nawet nie mogą przesiąść się na graty, bo ten kraj faworyzuje bogatych kierowców, biedniejszym każąc płacić kilkanaście funtów dziennie za przywilej jazdy własnym autem.
Czytaj również: