Kupiła samochód na wieloletni kredyt. Bank żąda niemożliwego ubezpieczenia
Klientka, która kupiła samochód na kredyt na siedem lat, ma duży problem. Wciśnięto jej podnoszące cenę usługi, których nie chciała, nie wykonano ich, a teraz bank żąda polisy ubezpieczeniowej na kwotę znacznie przewyższającą wartość auta. Jak postąpić w takiej sytuacji?

Oryginalny wpis można przeczytać pod tym linkiem. Streszczając temat: kredyt na siedem lat wymaga, żeby przez cały okres kredytowania samochód był ubezpieczony na pełne auto-casco bez żadnych pakietów mini. Dopóki ta wartość odnosi się tylko do samochodu, to pół biedy. Samochód kosztuje dajmy na to 50 tys. zł – na tyle go ubezpieczamy, w następnym roku wartość spada i tak przez cały okres kredytowania. Ale to byłoby za proste i zbyt zwyczajne dla korporacji parających się autohandlem, oni wymyślili coś sprytniejszego.
Pompuje się cenę samochodu dodatkowymi usługami
Klient dowiaduje się, że aby mógł kupić auto w kredycie, musi jeszcze wykupić ubezpieczenie kosztów napraw, czyli rodzaj pogwarancyjnej gwarancji (niestety, często składającej się głównie z wyłączeń). Na tym nie koniec, bo dołożymy mu jeszcze obowiązkowy lokalizator GPS i parę innych zbytecznych gadżetów, co podniesie cenę z 50 do 75 tys. zł. Ale co z ubezpieczeniem? Bank widzi na „papierze” kwotę 75 tys. zł, więc uznaje że samochód jest właśnie tyle wart i żąda polisy na tę kwotę. Jednak żadna firma nie ubezpieczy auta, którego wartość „z tabeli” wynosi 50 tys. zł na kwotę 75 tys. zł, bo byłoby to przeciw ich interesom w razie utraty lub zniszczenia pojazdu. Właśnie w takiej sytuacji znalazła się klientka dużej firmy sprzedającej samochody używane.
Grozi jej utrata samochodu
Nasuwa się pytanie, czy aby na pewno podjęto tu rozsądną decyzję. To być może największy problem, bo klient ma prawo nie wiedzieć, nie znać się i uznać, że sprzedawca działa w jego interesie. W końcu większość osób nie kupuje samochodu co tydzień, więc trudno oczekiwać żeby byli specjalistami. Przy zakupie na wieloletni kredyt przeważnie podpisujemy to, co nam podsuną, bo przeczytanie i zrozumienie wszystkiego jest niemożliwe. Przedstawiciel firmy, zapewne działający w systemie prowizyjnym, zauważył, że daną klientkę da się naciągnąć na dodatkowe usługi i zobowiązania. Używam słowa „naciągnąć”, ponieważ jak wynika z treści posta, zapłacony lokalizator GPS nigdy nie został zamontowany. To zresztą całkiem dobry punkt na rozpoczęcie procesu odstąpienia od umowy.
W komentarzach padają sensowne porady
Można wziąć kredyt konsolidacyjny na wszystko i spłacić go, żeby spłacić tamten samochodowy. Wtedy samochód jest twój, a kredyt trzeba oczywiście spłacić tak czy inaczej. Wiele osób zauważa, że taka sprzedaż wiązana jest w wielu przypadkach niedozwolona i sprawa nadaje się do UOKiK. Najlepiej zgłosić się na początek do radcy prawnego specjalizującego się w sprawach konsumenckich, bo jest istotne podejrzenie, że klient został wprowadzony w błąd i zgodził się na coś, czego zupełnie nie potrzebuje. Trzeba też podkreślić, że GPS-u nie zamontowano, więc strona sprzedająca nie wywiązała się z umowy – to powód do jej wypowiedzenia. Niestety, to wszystko wymaga czasu i pieniędzy.
Mam więc swoją poradę
Nie kupujcie samochodów na kredyt – kupcie taki, na jaki was stać. Kupujcie proste i popularne modele. Żadnych wymysłów, wynalazków i dziwactw, to temat dla fascynatów i graciarzy. Najbardziej zbyteczną rzeczą w całej tej opowieści nie są nawet te dodatkowe usługi, tylko sam kredyt na samochód na siedem lat. W ciągu siedmiu lat samochód straci znacząco na wartości, a stratę odczuje właściciel, nie bank.
Zdjęcie główne: Pixabay - Elisa Riva