589 wyrazów na szybko, czyli Hyundai Tucson Hybrid i pierwsze wrażenia
W moim garażu stanął nowy Hyundai Tucson Hybrid. Red. Prowadzący kazał mi spisać na szybko pierwsze wrażenia, co właśnie uczyniłem. Klikajcie, nie ma czasu do stracenia!
Ach, przedświąteczna magia! Ubieranie choinki, zapach ciasta i mandarynek, rodzinne spotkania i świąteczne przeboje w radiu. To jedna strona medalu. Druga to: korki, nerwowi kierowcy zmieszani z niedzielnymi, kolejki w sklepach, pełne parkingi i kolejki na myjnię o długości terytorium Chile. Uff, niech to wszystko się już skończy…
Moim kompanem w tych trudnych dniach został nowy Hyundai Tucson Hybrid
Jakby tego wszystkiego było mało, na samym początku znajomości dostałem od niego rózgę. Tucson – po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów i zaparkowaniu go w garażu – postanowił całkowicie się rozładować. To dziwne, bo jest niemal zupełnie nowy, a w środku nie zostawiłem włączonej żadnej lampki ani niczego w tym stylu. No cóż, samochody (zwłaszcza wczesne egzemplarze debiutującego modelu) miewają swoje kaprysy. Ważne, że teraz już wszystko działa i oby tak zostało.
Przy okazji nauczyłem się, do czego jest przycisk „12V BATT RESET” (po jego wciśnięciu auto pobierze prąd do rozruchu z „hybrydowego” akumulatora, a nie z klasycznego). Wiem też, jak otworzyć rozładowany samochód z systemem keyless go i bez widocznego miejsca na wciśnięcie grotu kluczyka. Trzeba chwilę pobawić się w rozmontowanie klamki.
Jaki poza tym jest Hyundai Tucson Hybrid (gdy działa)?
Ponoć to bardzo ważna premiera i powinienem na szybko spisać pierwsze wrażenie. W takim razie właśnie to robię. Nie ma czasu do stracenia, i tak zmarnowałem go już sporo na przygody z akumulatorem. Zaczynamy!
1. Ale tu się wysoko siedzi!
Pięć razy: tyle wciskałem przycisk do elektrycznego obniżania fotela zanim w końcu uwierzyłem, że siedzę już najniżej jak się da. Pozycja za kierownicą jest zaskakująco wysoka: jak w terenówce. Właściwie, to ma sens, bo po co kupować podwyższone auto i potem ustawiać fotel nisko?
Do pozycji, jaką oferuje Hyundai Tucson Hybrid, szybko przywykłem i nawet zaczęła mi się podobać. Chyba zacznę częściej tak siadać w SUV-ach. Można naprawdę patrzeć na innych z góry, a o to chodzi klientom na takie wozy.
2. Układ kierowniczy działa bardzo lekko
Właściwie powinienem napisać, że działa lekko i trochę sztucznie, jakbym grał na konsoli. Chyba że włączymy tryb Sport: wtedy zostaje tylko „sztucznie”. Co ciekawe, są tylko dwa tryby: Eco i Sport. Nie ma żadnego „Normal”… to znaczy, chyba Eco jest Normal. Nadążacie?
Tak czy inaczej, wolę jeździć w Eco, bo samochód jest wtedy bardziej zrównoważony. To oznacza, że musiałem się pogodzić z trochę przewspomaganym układem kierowniczym. Zajęło mi to pół dnia i już jest normalnie, a klientom na Tucsona przyzwyczajenie się zajmie pewnie jeszcze mniej, bo ja przesiadłem się z najnowszego Audi, a oni raczej wcześniej takimi nie jeździli.
3. Przy 140 km/h jest dość głośno
Szum opływającego powietrza przy 140 km/h jest nienajcichszy. Co z tym zrobić? Najlepiej będzie zwolnić o 10 km/h, bo przy 130 km/h wytłumienie robi się zupełnie zadowalające. Widać… to znaczy słychać wyraźnie, że producenci projektują wyciszenie swoich samochodów tak, by zadowoleni byli jeżdżący przepisowo kierowcy z krajów z niższym limitem niż nasz. A że takich krajów jest większość - no cóż, mamy pecha.
4. Hyundai Tucson Hybird ma świetny układ napędowy
Właściwie do auta tego typu trudno o lepszy zestaw niż „mocna hybryda nie-plug-in i dwusprzęgłowa skrzynia”. Spalanie? Jak na razie ok. 6,5 litra w korkach i 7,5 litra w ogóle. Jak się tym jeździ?
Stop! Ten tekst miał być na szybko, o pierwszych wrażeniach. W tym miejscu stawiam więc kropkę, a o reszcie chętnie opowiem w pełnym, „dużym” teście: bo oczywiście takiego też doczeka się Hyundai Tucson Hybrid. O ile na to pozwoli.