Hyundai Ioniq 6 jest jak chłopiec, który krzyczał „Wilk!”. I przybysz z kosmosu jednocześnie
Trudno o ciekawiej wyglądający i bardziej futurystyczny samochód za tę cenę. Ale Hyundai Ioniq 6 potrafi nie tylko zachwycić, ale i zirytować. Oto wrażenia z szybkiego testu.
Pik pik. Dzyń. Pik pik. Dzyń. Piiik. Pik. Oto opis wrażeń dźwiękowych, które Hyundai Ioniq 6 serwuje kierowcy i pozostałym osobom na pokładzie. Warto dodać, że to właściwie jedyne, co w tym wozie słychać – naturalnie mówimy bowiem o modelu elektrycznym, więc silnik nie warczy.
Skąd to pikanie? Sam nie wiem. Niektóre „pik” pochodzą z obowiązkowego w najnowszych modelach samochodów (czyli tych homologowanych już w 2023 roku) systemu ostrzegania o przekraczaniu prędkości. Napisałem o tym osobny artykuł. Auto wydaje trzy piknięcia po tym, jak kierowca pozwoli sobie na jazdę szybszą niż ta dozwolona na danym odcinku. Da się to wyłączyć, ale warto pamiętać, że włącza się znowu po każdym odpaleniu silnika, np. pod sklepem. Trudno z tym żyć na co dzień, zwłaszcza że ograniczenia na polskich drogach zmieniają się błyskawicznie, czasami trwają po 50 metrów, a i system nie zawsze właściwie je rozpoznaje.
Ale Hyundai Ioniq 6 pika też z innych powodów
W starej bajce chłopiec uwielbiał robić sobie żarty z sąsiadów, biegając po wsi i krzycząc, że właśnie nadchodzi wilk, który pożre ich owce. Gdy wilk zjawił się naprawdę, nikt mu nie uwierzył i nie pomógł. Przypomniałem sobie o tym, jeżdżąc Ioniqiem 6. Pikanie pochodziło z systemów ostrzegających. Auto zapewne dawało znać, że coś znajduje się przed samochodem, obok, za nim. Nie żebym jeździł jakoś brawurowo albo żebym akurat miał pecha i trafił na splot niebezpiecznych zdarzeń. Jeździłem normalnie. Inne auta nie ostrzegają mnie wtedy, zostawiając sygnały na sytuacje, kiedy rzeczywiście robi się gorąco. Nadopiekuńczy Hyundai Ioniq 6 mnie zmęczył.
Szkoda, bo poza tym to naprawdę świetne auto
Spójrzcie tylko, jak on wygląda! W dobie inwazji SUV-ów prezentowanie czegokolwiek, co nie ma zwiększonego prześwitu, zasługuje co najmniej na pełen szacunku ukłon. Hyundai sprawił jeszcze, że jego sedan (klapa otwiera się bez szyby!) naprawdę rewelacyjnie się prezentuje.
Z przodu styliści nie dali z siebie jeszcze wszystkiego. Front auta jest dość generyczny, czyli nie wyróżnia się niczym szczególnym. Z kolei patrzenie na Ioniqa 6 z profilu to prawdziwa przyjemność. Owszem, bok kojarzy mi się trochę z Mercedesem CLS pierwszej generacji. Ale trudno o lepszy komplement. A tył… sami już wiecie.
Czy Hyundai Ioniq 6 wygląda z tyłu jak Porsche 911?
Hyundai twierdzi, że stylistyka tego wozu jest trochę „steampunkowa”. Coś w tym jest. Nie da się jednak nie zauważyć, że tylna część przypomina Porsche 911. Ten kształt, ten spojler, ta listwa świetlna… Czy to źle? Nie sądzę. Ioniq 6 nie wygląda jak podróbka niemieckiego wozu. Jest do niego podobny, ale różni się wystarczająco, by nie posądzać designerów Hyundaia o zły gust ani złe zamiary.
To długi samochód, mierzący ponad 4,8 metra. Dość dobrze maskuje wymiary i każdy, kogo o to pytałem, obstawiał, że mówimy o bardziej zwartym aucie.
Hyundai Ioniq 6 – wnętrze
Minimalistyczny, nowoczesny kokpit nie przypomina już tego, co znamy ani z dawnych Mercedesów ani z Porsche. Ma kierownicę, na której nie znajdziemy znanego znaczka z przekrzywionym „H”. Są zamiast niego trzy kropki. To podobno logo, ale napisane w alfabecie Morse’a. Ciekawe, czy pikanie systemu ISA też coś w nim oznacza. Większość funkcji obsługuje się klikając w duży (12,3 cala) ekran na środku. Równie pokaźny jest ten za kierownicą. Miło, że jest osobny panel do sterowania klimatyzacją. To bardzo poprawia ergonomię. Nie brakuje schowków na tunelu – na napoje, drobiazgi, telefon. Można rozłożyć się z całym dobytkiem. Wieczorem Hyundai Ioniq 6 czaruje niezłym, ambientowym oświetleniem. Jego natężenie może zmieniać się wraz z prędkością.
Wnętrze robi wrażenie bardzo nowoczesnego
Nawet jak na dzisiejsze standardy, środek Ioniqa 6 robi wrażenie czegoś z nieodległej, ale jednak przyszłości. Co prawda umiejscowienie przycisków do otwierania szyb na tunelu środkowym (dzięki temu boczki drzwi mają prostszą, czystszą formę) przypomniało mi dawne auta w rodzaju BMW E46 czy Mercedesa W140. Całość jest jednak niemal tak futurystyczna, jak nadwozie. To zasługa stylistyki, ekranów, oświetlenia, ale przede wszystkim lusterek… a raczej tego, co je zastępuje.
Zestaw „kamera plus wyświetlacz zamiast lusterka” nie jest w świecie motoryzacji nowością. Podobne rozwiązanie znamy już m.in. z Audi e-tron, Lexusa ES (powiew nowoczesności w tym wyjątkowo tradycyjnym wozie) czy z Hondy E. Użyteczność takiego rozwiązania bywa dyskusyjna. Zwykle nie mogłem się przyzwyczaić – zwłaszcza w Audi za sprawą zbyt niskiego umieszczenia ekranów ciągle odruchowo patrzyłem w kamerę, zamiast na wyświetlacz. Tutaj wsiadłem pełen obaw, zwłaszcza że jazdy testowe zacząłem od manewrowania na ciasnym parkingu. Poszło całkiem gładko. Kamery w Hyundaiu wymagają oczywiście przyzwyczajenia, ale da się z nich korzystać bez bólu.
Czy są lepsze od tradycyjnych lusterek (które też są dostępne w Ioniqu 6)? Nie widzę konkretnej przewagi, choć w elektrykach liczy się oczywiście każdy metr zasięgu, lepszego dzięki korzystniejszej aerodynamice, zapewnianej przez kamery. Ioniq 6 jest zresztą wyjątkowo opływowy (Cx=0,21, to jeden z najlepszych wyników na rynku).
Ioniq 6: bagażnik i tylna kanapa
Miejsca na nogi jest tyle, że mógłbym jeszcze śmiało sobie je wydłużyć. Nie mógłbym jednak równomiernie urosnąć np. do dwóch metrów, bo wtedy byłoby mi za ciasno na głowę. Już przy moim obecnym wzroście (1,85 m) dotykałem włosami podsufitki. To cena za atrakcyjną linię nadwozia. Bagażnik ma 401 litrów. Niezbyt dużo. Kufer jest też z przodu, ale w wersji 4x4 to raczej schoweczek (14,5 litra, w odmianie RWD ma ok. 40 litrów).
Jak jeździ Hyundai Ioniq 6?
325 KM i zapewniany przez dwa osobne silniki napęd na obie osie. Do takiego Ioniqa dostałem kluczyki (wyglądają zwyczajnie, nie mają kosmicznego kształtu ani nie strzelają laserami w kierowców aut spalinowych). Osiąga 100 km/h w 5,1 s. To ciężkie auto, ale przyspiesza – jak przystało na model elektryczny – błyskawicznie i z ogromną siłą.
Auto pewnie się prowadzi i świetnie skręca. Na tyle, że od obszernych i miękkich foteli oczekiwałbym trochę lepszego trzymania bocznego. Jaki jest zasięg Ioniqa 6? Wersja taka, jak testowana ma akumulator o pojemności 77 kWh. To pozwala na pokonanie od 519 do 583 km na jednym ładowaniu. Im mniejsze koła, tym dalej zajedziemy.
Hyundai Ioniq 6 kosztuje ok. 300 tysięcy złotych
229-konna wersja z napędem na tył kosztuje 285 tysięcy złotych, a taka, jak testowana, ok. 305 tysięcy. To z pewnością jeden z najciekawszych samochodów na rynku. Nie jest SUV-em, doskonale wygląda, jest szybki, wygodny i robi wrażenie. W tej klasie cenowej trudno kupić coś, co spowoduje większe „wow” u przechodniów i znajomych. Tylko szkoda, że Ioniq 6 jest tak nadopiekuńczy i… gadatliwy.
Fot. Chris Girard
Czytaj również:
https://autoblog.spidersweb.pl/renault-austral-test-2023/