REKLAMA

Konie dostaną wtyczkę, znowu. W drodze nad Morskie Oko wspomoże je elektryczny napęd

Hybrydowy wóz znowu spróbuje podjechać pod Morskie Oko. Konie zdecydowały się nie komentować sprawy.

hybrydowy wóz morskie oko
REKLAMA
REKLAMA

Konie ciągną wozy z turystami w Tatrzańskim Parku Narodowym. Wielu ludzi oburza los koni, szczególnie gdy jakiemuś zdarzy się paść na upale w drodze z Palenicy do Włosienicy. Uważają, że szczęście i uśmiechy turystów nie są wystarczającym uzasadnieniem do męczenia zwierząt. Władze parku zdają się choć odrobinę podzielać ten pogląd i nie ustają w próbach ulżenia koniom. Dlatego konie dostaną napęd elektryczny.

Gdzie koń będzie miał wtyczkę?

Odpowiedź jest prosta: w wozie. Wóz nowego typu jest wozem hybrydowym, koniowi pomoże elektryczne wspomaganie. Jeśli to jest hybryda, to znaczy, że gdy komuś zepsuje się Tesla i musi ją pchać, to wtedy Tesla staje się pojazdem hybrydowym. Nie należy jednak bawić się w rozważania nad poprawnym nazewnictwem, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo pożarowe. Ostatniemu koniowi z elektrycznym wsparciem mógł przytrafić się usmolony ogon, bo poprzedni wóz hybrydowy spłonął. Widocznie nie był to niezawodny napęd jednego z japońskich producentów.

Pięć, a może nawet sześć lat hybrydowej koncepcji konia

Pierwszy test końsko-elektrycznego wozu odbył się w 2014 roku i zakończył się awarią. To nie zniechęciło władz TPN i w 2015 r. ogłoszono przetarg na wykonanie wozu hybrydowego. Udało się i taki pojazd trafił rok później na drogę do Morskiego Oka. Testy wypadły pomyślnie, napęd działał niezależnie od tego, czy fiakier tego chciał, czy nie. Zużycie energii było zadawalające, działo też jej odzyskiwanie na zjazdach.

Wsparcie miało się uruchamiać, gdy koń musiał pracować z maksymalnym wysiłkiem. W czasie testów na wozie siedziało 13 osób i woźnica, silnik rzadko musiał wysilić się na 100 proc. możliwości, konie chyba również, bo podobno nie wyglądały na zmęczone. Urządzenie miało posiadać coś w rodzaju czarnej skrzynki, by monitorować pracę zaprzęgu, a jego koszt miał wynosić około 200 000 zł.

Testy trwały do czasu pożaru części hybrydowego konia. Na szczęście spłonęła ta nieożywiona, a koniowi nic jest, bo płomienie strawiły sam wóz. Hybrydowemu fasiągowi (tak się chyba mówi na ten wóz w obcym narzeczu) testowanie szło dobrze, aż do roku 2018. Stał wtedy zaparkowany na Łysej Polanie i nagle pojawił się dym, powstały najprawdopodobniej w wyniku zwarcia w instalacji elektrycznej.

Koń nie chciał zdradzić, czy przed pożarem widział w pobliżu jakiegoś podejrzanego osobnika w góralskiej czapce.

Nowy wóz hybrydowy na szlaku na Morskie Oko

Koncepcja jednak nie umarła wraz z ze spalonym wozem i nowy hybrydowy wóz ma zaraz pojawić się w Tatrzańskim Parku Narodowym. Wykonała go firma Aktiv Elektronik Agregaty Polska z Poznania. Waży 1200 kg, czyli o pół tony więcej niż wóz bez wspomagania. Jest też dłuższy od tradycyjnego o 50 cm, bo ma 5,3 metra długości.

Razem z nim powrócą testy. Piąty rok mija od momentu pojawiania się na szlaku jego hybrydowego poprzednika. Jakby w takim tempie wprowadzano na drogi samochody elektryczne, to jeszcze ze dwa wieki moglibyśmy pocieszyć się spalinowymi silnikami. Wóz będzie testowany ponownie już od wiosny, ale kluczowy dla jego oceny będzie okres letni, bo wtedy osoby nienawykłe do tego, że w górach się chodzi, chętnie korzystają z tego środka transportu.

Rozwiązanie hybrydowe, zupełnie jak napęd

Los koni podobno się poprawia. W stosunku do lat 90. zmniejszono limit osób na wozie z 22 do 12 i wprowadzono obowiązkowe badania ożywionej części napędu, czyli koni. Są też obowiązkowe postoje, pojenie i zakaz kłusowania pod górę. To miły gest wobec koni i niemiły wobec ludzi, którym pracę i wypoczynek zakłóca się wymuszonymi przerwami i głośnym chłeptaniem.

REKLAMA

Zagadką pozostaje, dlaczego we wpychanie turystów w okolice Morskiego Oka wciąż zaangażowany ma być koń i dlaczego sam elektryczny napęd nie wystarczy. Hybrydowy wóz projektowany jest tak, by koń nie wykonał cięższej pracy niż przewidują normy, a nie, żeby nie wykonał jej wcale. Nie jest tak, że wóz jedzie sam, a koń, w roli dekoracji, elegancko sobie przed nim człapie.

Napęd jest hybrydowy i hybrydowe jest rozwiązanie. Zamiast zakazać zaprzęgów, tworzy się rozwiązanie, które pozwoli koniom nie padać ze zmęczenia. Trwające w nieskończoność testy zaowocują tym, że powstanie pojazd sprawny, ale o wysokiej cenie i nikt nie będzie chciał za niego zapłacić, nawet jeśli cenę od 2016 roku udało się obniżyć. Skoro i tak ma być drogo, to może miejmy już ten trudny moment za sobą i na drogę do Morskiego Oka wpuszczajmy wyłącznie Meleksy lub inne pojazdy z wyłącznie elektrycznym napędem. Jeśli turyści bardzo chcą oglądać koński łeb siedząc, to można pojazd jakoś gustownie przystroić. Żywy koń nie wydaje się tu konieczny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA