90 procent egzemplarzy wciąż istnieje. Może jednak zacznij kupować samochody na literę F
Święto Zmarłych za pasem, ale nie musimy płakać po dawnych Ferrari. Wciąż działają, choć dla wielu mówimy o śmierci za życia. Gniją w garażach.
Jakie samochody są najbardziej trwałe, solidne i mają największą szansę, by przejeździć długie lata? Założę się, że najczęstsza odpowiedź będzie tu brzmieć „Toyota”. Rzeczywiście, wozy tej marki miewają rudego wroga, ale ogólnie ich trwałość wypada ponadprzeciętnie. Według statystyk, ponad 80 proc. wszystkich aut tej marki sprzed dwóch dekad, wciąż jest na drogach. I mam wrażenie, że większość z nich jeździ w Warszawie w przewozie osób.
Jakie jeszcze wozy są trwałe? Porsche? Fakt. Ponad 70 proc. egzemplarzy, jakie kiedykolwiek sprzedano, wciąż jeździ. Jest jeszcze Rolls-Royce. Wiadomo - solidność, luksus, majątek przekazywany z pokolenia na pokolenie. Według różnych danych, na drogach wciąż ma jeździć od 65 do nawet ponad 80 proc. modeli brytyjskiej marki - dodajmy, że istniejącej od 118 lat.
Co z włoskimi „egzotykami”?
Wspaniale brzmią i jeżdżą, ale nie kojarzą się z trwałością, zwłaszcza jeśli chodzi o starsze modele. Wiadomo - lewarek zmiany biegów czasem potrafi zostać w rękach, z przycisków (zresztą tych samych, co w Seicento) potrafi odłazić lakier, a wymiana prostych części wymaga rozmontowywania całego samochodu.
Z drugiej strony, to dobro inwestycyjne. Na zadbanym Ferrari trudno stracić, więc opłaca się kisić taki wóz w garażu, nawet jeśli czasami trzeba zostawić równowartość małego mieszkania w serwisie.
Statystyki dla Ferrari wypadają imponująco
Marka istnieje od 1947 roku. Szacuje się, że do 2019 r. wyprodukowała ponad 220 000 aut, a później tempo pracy w fabrykach nieco przyspieszyło. Teraz firma jest w trudnym rozkroku między "zarabiać i sprzedawać wszystkim chętnym" i "utrzymać ekskluzywny charakter". Jak w rozmowie z Australia Drvie podaje szef programu Ferrari dla aut używanych, Andrei Scioletti, „na drogach wciąż jeździ ponad 90 procent aut, które wyprodukowaliśmy - czyli ponad 300 000 egzemplarzy”.
To naprawdę niezwykłe, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że spora część Ferrari, która wyjechała z fabryki, bliżej poznała się z różnymi latarniami i drzewami, a także z bandami na torze (to akurat honorowa śmierć dla supersamochodu). Zdaniem dyrektora w Ferrari, to zasługa świetnej opieki, jaką marka roztacza nad modelami używanymi. W wywiadzie reklamował najnowszą odsłonę programu i dodał, że „egzemplarze używane są często sposobem dla nowych klientów na wejście do świata marki”. W ramach programu Ferrari Approved można kupić auto w świetnym stanie i z gwarancją na 24 miesiące, nawet w przypadku 16-letnich wozów.
Ferrari oczywiście powstało relatywnie niewiele
„Ferrari jest na zawsze” - zachwala włoski menadżer. Można być złośliwym i podkreślić, że skoro to marka ekskluzywna, nic dziwnego, że nikt nie jedzie jej produktami na złom. Można też zauważyć inny, smutny aspekt tej historii: Scioletti mówi, że auta są „wciąż na drogach”. Niestety, tak naprawdę po prostu stoją w garażach i w dużej części nie jeżdżą wcale. To trochę jak śmierć za życia albo jak filmowy motyw z mózgiem w formalinie. No dobrze, mówię tak, bo mnie nie stać.