Oto klasyka w najlepszym wydaniu. Ferrari 12Cilindri bez żadnych turbin i hybryd
Nazwa Ferrari 12Cilindri mówi wszystko. Jest słodką obietnicą mocy, osiągów i potężnego ryku. To hołd złożony klasycznej motoryzacji, tej bez turbin, miękkich hybryd, silników elektrycznych i spętanej normami ekologicznymi.
Nie jestem wielkim fanem włoskiej marki, ale potrafię docenić piękno i sztukę, gdy z nią obcuję. I dokładnie takie wrażenie mam, gdy czytam informację prasową o premierze nowego modelu. Chłonę jak gąbka piękne marketingowe zdania, które są w niej zawarte, ale jednocześnie trafiają do mnie, bo to kwintesencja motoryzacji. Podobno Enzo Ferrari miał powiedzieć, że kupując samochód z jego firmy kupujesz silnik, a nadwozie to dodatek. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś w obecnym kierownictwie firmy postanowił wdrożyć to powiedzenie w życie.
Ferrari 12Cilindri to motoryzacja, którą pokochaliśmy
Serce tego samochodu ma 12 cylindrów w układzie V i stanowi bezpośrednie rozwinięcie jednostki F140 znanej z kultowego modelu Enzo. Kąt rozwarcia wynosi 65 stopni, pojemność to 6,5 l, a moc, jaką udało się wykrzesać inżynierom Ferrari z tego wolnossącego silnika to 830 KM. Kręci się do 9500 obrotów na minutę, a moment obrotowy wynosi 658 Nm przy 7250 obr/min. Nie ma tutaj żadnej turbiny, układu miękkiej hybrydy i innych magicznych sztuczek. Jest czyste motoryzacyjne piękno.
Silnik ma tytanowe korbowody, popychacze hydrauliczne zastąpiono sztywnym układem z popychaczami rolkowymi. Dodatkowo Ferrari wprowadził system sterowania momentem obrotowym, który modyfikuje krzywą momentu obrotowego na trzecim i czwartym biegu, tak żeby miała lepszy przebieg. Koła mają 21 cali, a zastosowanie takiej średnicy podobno pozwoliło na zwiększenie osiągów, ale o tym za chwilę. Ferrari użyło technologi brake-by-wire, dzięki czemu siła hamowania może być rozdzielana dynamicznie na każde koło.
Ferrari 12Cilindri korzysta z 8-biegowej dwusprzęgłowej skrzyni biegów, która gwarantuje o 30 proc. szybszą zmianę biegów niż w modelu 812. Nie potrafię tego objąć rozumem, ale w wyniku użycia tych komponentów powstała bestia, która do setki rozpędza się w 2,9 s, a do dwustu w 7,9 s, a maksymalna prędkość to ponad 340 km/h.
Ferrari 12Cilindri debiutuje w dwóch wersjach - klasycznej Berlinetta i jako kabriolet o tradycyjnej dla marki nazwie Spider. Ten drugi jest odrobinę wolniejszy - do setki rozpędza się w 2,95 s, a do 200 km/h w 8,2 s.
Projekt nadwozia to inspiracja modelem 36 GTB/4, który znamy jako Daytona. Maska długości lotniskowca, cofnięta kabina, blenda pomiędzy przednimi reflektorami, czarny plastik na tylnej szybie. Piękno w czystej postaci.
Ferrari 12Cilindri Berlinetta waży 1566, a Spider 1617 kg. To mniej niż przeciętny nowy kompakt. Rozstaw osi wynosi 2700 mm, a według producenta to właśnie taki rozstaw zapewnia odpowiednią zwinność w zakrętach. Długość to 4733 mm, szerokość 2176, a wysokość to zaledwie 1292 mm.
Ferrari 12Cilindri we wnętrzu również jest piękny
Mamy tutaj tradycyjną już kierownicę z milionem przełączników i kultowe już manettino, czyli selektor tryby jazdy. Przykro mi, ale tekst o włoskim samochodzie bez jakiegoś włoskiego słowa nie jest kompletny. We wnętrzu Ferrari zdecydowało się na konstrukcję z trzema wyświetlaczami - jednym kierowcy, drugi główny o przekątnej 10,25 cala został ładnie wkomponowany w konsolę, a zestaw zamyka wyświetlacz dla pasażera, żeby ten wiedział, kiedy może zacząć krzyczeć.
Cena tych bestii jest równie przerażająca. Coupe kosztuje 395 tys. euro, a Spider 435 tys. euro, ale wiem, że większość produkcji i tak już została wyprzedana. Wcale się temu nie dziwię, bo to hołd dla klasycznej motoryzacji. Taką ją zapamiętamy, gdy całkiem odejdzie w towarzystwie szumu falowników.
Więcej o Ferrari przeczytacie w:
PS: To się czyta DODICZI CILINDRI. Nie zbłaźnijcie się w towarzystwie na majówkę.