Smok Smok zionie ogniem i ma 2000 KM. Inwestorzy zioną pieniędzmi. Dane się nie kleją
Drako Dragon czyli Smoksmok to szalony projekt SUV-a wyglądającego jak podniesiony supersamochód. Ma mieć 2000 KM i przejeżdżać 675 km na jednym ładowaniu, ale przecież papier przyjmie wszystko.

Niektóre projekty samochodów elektrycznych przypominają mi samochody, które „tworzyłem” na papierze w dzieciństwie. Rysowałem wtedy jakąś efektowną sylwetkę i wymyślałem. Auto musiało być „naj”, mieć mnóstwo koni mechanicznych, same najnowocześniejsze rozwiązania i być najwspanialsze. Papier przyjmie wszystko, zwłaszcza jeśli jego władcą był dziesięciolatek. Samochody miały więc po kilka tysięcy koni mechanicznych i gadżety jak z filmu science fiction pomieszanego z Bondem.
Drako Dragon powstał trochę w ten sam sposób
Ten pomysł amerykańskiego startupu zachwyca – albo nawet szokuje – swoimi parametrami. To SUV, który wygląda jak supersamochód na szczudłach. Ma 2000 KM, rozpędzi się do 100 km/h w 1,9 s, a maksymalnie popędzi 321 km/h. Z kolei zasięg wyniesie 675 km. Tyle że akumulatory są – jak podaje portal insideeevs.com – „nieznanego pochodzenia”. W ogóle wszystko jest tu trochę niewiadomą.
Na papierze, oprócz wspaniałych osiągów, Drako Dragon w ogóle prezentuje się doskonale. Ma mieć karbonową konstrukcję, co zbija masę własną dużego, niemal pięciometrowego SUV-a do 2200 kg. Rozkład mas wynosi oczywiście idealne 50:50, a nowatorski system Quad Motor umożliwia precyzyjną kontrolę nad momentem obrotowym na każdym kole osobno. Dodajmy do tego błyskawiczne uzupełnianie zasięgu (500 kW, ładowanie do 80 proc. w 10 minut) i nowoczesne wnętrze z wielkim ekranem. Wszystko jest idealnie.
Pytanie brzmi: czy Drako Dragon rzeczywiście powstanie?
Mówiąc wprost, to wszystko brzmi zbyt pięknie, by było prawdziwe – zwłaszcza że za projekt odpowiada młoda firma, a nie producent z wieloletnią tradycją. Być może jestem człowiekiem słabej wiary… a być może trochę już wiem, jak działa ten rynek i jak wyglądają realia pozyskiwania inwestorów. Trzeba świetnie sprzedać im opowieść o potędze i brać pieniądze, póki dają.
Firma zbiera już zamówienia na pojazd. Cena wynosi 290 000 dolarów (1,3 mln złotych), ale produkcja ma ruszyć dopiero w 2026 roku. Możliwość rezerwacji kosztuje 500 USD za standardowy model i 5000 USD za model First Edition (którego sprzedaż będzie ograniczona do 99 sztuk). Drako Dragon ma powstawać w liczbie nawet 5000 egzemplarzy rocznie. Czy póki co powstał choć jeden? Trudno powiedzieć. Długo dyskutowaliśmy w redakcji na temat tego, czy ilustracje widoczne w tym artykule to rendery czy prawdziwe zdjęcia. Żyjemy w czasach, w których trudno stwierdzić, czy patrzymy na wizualizacje czy fotografie… ale to raczej rendery. Oczywiście trzymam kciuki za projekt Drako Dragon, bo granice w motoryzacji należy przesuwać. Ale podchodzę do niego sceptycznie niczym do opowieści mojego WF-isty o karierze piłkarskiej, która z pewnością na niego czekała, gdyby nie kontuzja w 1989 r.