Trzeba było kupić tego Citroena Ami 6 Break te pięć lat temu. Ktoś zrobił mu tani remont
Pięć lat temu, 28 października 2013 r. opisywałem na złomniku bardzo ciekawą ofertę: Citroena Ami 6 za 6800 zł. Auto miało czarne blachy i było uczciwym gratem. Nie kupiłem go. Dziś żałuję.
Polski rynek klasyków wygląda tak: 90% jego uczestników to ludzie, którzy chcą zarobić na pozostałych 10%, uważając ich za bezmyślne worki z pieniędzmi. W związku z tym mamy do czynienia z niewyobrażalnymi wręcz w cywilizowanych krajach patologiami, jak zwożenie samochodów z zagranicy w stanie kompletnego złomu i wystawianie ich za ceny, za jakie można kupić te same auta, tylko w dobrym stanie – w tych właśnie cywilizowanych krajach.
Tym razem jednak chodziło o Citroena Ami 6 od dawna zarejestrowanego w Polsce
Wóz do dziś ma swoje czarne blachy GDO, a jego nadmorskie pochodzenie pozwala sądzić, że jest to tzw. import marynarski. Ogłoszenie wisiało dość długo, oglądałem je jeszcze w 2013 r., pisał też o nim pan M. na stronie „Wyszukane samochody”. Taki Citroen Ami 6/8 to bardzo słodki samochodzik z lat 60. – malutkie kombi z dwucylindrowym bokserem z przodu napędzającym przednie koła. W dużej mierze bazuje na poprawionej technologii 2CV. Wyglądał przedziwnie, a w wersji sedan miał dodatkowo tylną szybę pod ujemnym kątem, jak Ford Anglia/Consul i jeszcze parę innych wozów z tego okresu. Zastanawiałem się nad jego zakupem, ale oczywiście nic z tego nie wyszło, ponieważ nie można mieć wszystkich fajnych samochodów na świecie. Choć znam parę osób, które próbują.
Sytuacja przybrała obrót najgorszy z możliwych.
Ktoś go kupił i wyremontował. Niskim kosztem. Nadwozie opacykował na biało. Chromy na czarno. Szast-prast i gotowe. Jak napisano w ogłoszeniu „po remoncie”. Wiadomo, każdy może robić ze swoim samochodem co chce, ale obmalowanie wszystkiego jak leci na biało i czarno w przypadku dość rzadkiego auta nie jest jednak czymś, co spełnia definicję remontu klasyka.
Oczywiście „po remoncie” cena zdecydowanie wzrosła – teraz wynosi 17 900 zł. Całkiem słusznie, w końcu remont też kosztował i teraz samochód jest w... no nie, nie jest w lepszym stanie. W lepszym stanie był te 5 lat temu, kiedy ktoś ogarnięty mógłby doprowadzić go do fajnego stanu: mechanicznie dobrego, wizualnie spatynowanego. Teraz wygląda jak tuning + ślubowóz, jakby ktoś chciał przenieść się w czasie do 2001 r., kiedy pacykowanie rzadkich klasyków było tak modne, że prezentowano je w czasopismach motoryzacyjnych.
Podkreślę, zanim w komentarzach posypią się wiadome treści: nie ma nic złego, że ktoś sobie maluje swoje auto. Niech maluje, nawet jeśli jest zabytkowe. Nie ma nic złego w tym, że potem chce je sprzedać. Ale wzrost ceny o 12 tys. zł po zdemolowaniu oryginalności pojazdu uważam za absurd, który w pigułce pokazuje, co jest nie tak z polskim rynkiem klasyków.