Samochody zdrożały prawie o połowę. Masz coraz mniejsze szanse na nowe cztery kółka
Jak wynika z analizy firmy JATO Dynamics, średnie ceny aut w ciągu pięciu lat wzrosły o 40 proc. Dlaczego i czy dla klientów jest jakaś nadzieja?

Czy kiedyś było lepiej? Pod pewnymi względami z całą pewnością tak. Istnieją przesłanki, by twierdzić, że motoryzacja mniej więcej 5-8 lat temu osiągnęła swój szczyt. Auta były już wystarczająco nowoczesne, oszczędne, bezpieczne i wyposażone we wszystkie potrzebne gadżety (LED-y, połączenie ze smartfonem itd.), a jednocześnie częściej bywały spalinowe i nie upominały kierowcy na każdym kroku, że nie patrzy na drogę. Bywały też lepiej wykończone i wykonane.
Były też tańsze
Wzrost cen w ostatnich latach był niezwykły. Obecnie sytuacja w pewnych markach wraca do normy - czyli wracają rabaty, a niektórzy producenci skorygowali cenniki do normalniejszych poziomów. Nie zmienia to jednak faktu, że auta są o wiele droższe i jeśli ktoś kupił nowe auto np. w roku 2019, teraz za podobny wóz, ale nowy, musi zapłacić o wiele, wiele więcej.

O ile dokładnie wzrosły ceny? Pewien pogląd daje na to badanie przeprowadzone przez JATO Dynamics i firmę doradczą Oliver Wyman. Dotyczy rynku niemieckiego, ceny podobnie wzrosły jednak również w Polsce.
Mówiąc dokładniej: z raportu wynika, że w latach 2019–2024 średnie ceny pojazdów wzrosły o 40 proc. Odbiło się to na wolumenie sprzedaży, który spadł średnio o 22 proc.
Jakie są powody takich wzrostów?
Samochody stały się bardziej skomplikowane - to znaczy, że obecnie w gamach producentów można znaleźć znacznie więcej modeli z układami hybrydowymi, począwszy od systemów MHEV, a kończąc na plug-inach, a nawet na modelach w pełni elektrycznych. Około 30 proc. średniego wzrostu cen to „zasługa” ekspansji aut na prąd. Za resztą odpowiadają pozostałe czynniki rynkowe, a także wzrost cen surowców.
Klientów nie stać już na nowe samochody
Największy spadek sprzedażowego wolumenu miał miejsce w segmencie aut relatywnie niedrogich, kosztujących mniej niż 30 tysięcy euro. To oznacza, że w wielu przypadków klienci zostali „wypchnięci” na rynek wtórny. Ewentualnie musieli kupić samochody droższe niż 30 tysięcy euro (niecałe 130 000 zł - dziś tyle kosztuje słabo wyposażony kompakt). Nie każdy tracił - w raporcie pokazano przykład jednak z marek, która podniosła sprzedaż o 19 proc., mimo cen wyższych średnio niemal o połowę.
Oczywiście, można próbować riposty: że auta zdrożały, ale zwiększyły się też wynagrodzenia klientów. Raport wyjaśnia jednak, że - owszem - przeciętna pensja netto w Niemczech wzrosła w latach 2019-2024 o 24 proc., ale dostępność aut spadła o 11 proc. Klienci póki co ratują się jeszcze różnymi formami finansowania, dobierając kredyty, biorąc leasingi i próbując na inne sposoby podziałać tak, by nie czuć wzrostu cen aż tak mocno.
Autorzy raportu wskazują, że producenci nie będą mieli zbyt różowo, bo muszą konkurować o kurczącą się grupę ludzi, których na samochody z salonu stać. Powinni przestać pompować ceny i oferować różne promocje - ale gdy dalej tak pójdzie, sprzedaż nowych aut zacznie spadać. Nie będzie w końcu skąd brać wozów używanych - i to dopiero zacznie być problem…