CarPlay bez kabla – drobiazg, którego nikt nie potrzebuje, ale każdy by chciał. I może mieć
Jeśli Twój samochód obsługuje CarPlay na kablu, bardzo prawdopodobne, że obsłuży go też bez.
Możliwość podłączenia telefonu i korzystania z dobrodziejstw Apple CarPlay czy Android Auto to dziś w nowych autach właściwie już standard. Ale zwykle wymaga to fizycznego podłączenia smartfona do stacji multimedialnej za pomocą przewodu USB.
Ja już przywykłem i wsiadając do auta, podłączam telefon, zanim zapnę pas.
Wkurza mnie tylko, jak mam do załatwienia jakieś sprawy na mieście, wsiadam do auta często i na krótko, i za każdym razem muszę/chcę podłączać kabel do telefonu. Koledzy z SW już mi wytłumaczyli, że to nie szkodzi akumulatorowi smartfona. Litowo-jonowe akumulatory podobno są wręcz stworzone do takiego korzystania, przy założeniu, że operujemy w zakresie 20-80 proc. poziomu naładowania. Większym problemem może być uszkodzenie kabla od ciągłego szarpania albo kwestia estetyki. No i sam fakt podłączania i odłączania – to niewygodne.
Ostatnio rozwiązałem wszystkie te problemy jednym zakupem.
I nie chodziło o zakup nowego auta ze stacją multimedialną obsługującą bezprzewodowo CarPlay’a, a dongle’a wpinanego w gniazdo USB..
Kupiłem to niby od amerykańskiego producenta, ale przesyłka przyszła z Chin.
Wybrałem urządzenie o nazwie CPLAY2air, bo o nim naczytałem się najwięcej w sieci. Kurier przywiózł mi niewielkie pudełko, w którym było samo urządzenie oraz krótka instrukcja obsługi w językach angielskim i chińskim. Na pierwszy rzut oka ten gadżet wygląda identycznie jak inne, tańsze, sprzedawane m.in. na Aliexpress. Ale tamtych jeszcze nie próbowałem.
Instalacja przebiegła bezproblemowo.
Podłączyłem akcesorium do gniazda USB, w które zwykle wpinam kabel smartfona. Stacja multimedialna w aucie rozpoznała je jako urządzenie CarPlay i zapytała, czy wyrażam zgodę na korzystanie. Wyraziłem.
Następnie podłączyłem się do tego urządzenia korzystając z Bluetootha w iPhonie.
I już. Po chwili korzystałem z CarPlay w identyczny sposób, jak robiłem to wcześniej, podpinając się przewodem. Od tamtej pory wystarczy, że wsiądę do auta i odpalę silnik – smartfon łączy się bezprzewodowo z donglem, a ten – przewodowo ze stacją multimedialną. A ja korzystam z CarPlay niezależnie od tego, czy telefon mam w kieszeni, w plecaku, czy gdziekolwiek indziej. Jeżdżę tak od trzech tygodni, póki co nie stwierdziłem pogorszenia jakości audio czy spowolnienia urządzenia – działa jak po kablu. Dodatkowo pojawił się wskaźnik naładowania telefonu.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to nie do końca rozwiązuje kłopot, bo w dłuższej trasie potrzebuję ładować akumulator smartfona. Mój 6s nie może się pochwalić przesadnie pojemnym aku, nie obsługuje też ładowarek bezprzewodowych. Ale i to nie problem, bo CPLAY2air ma wbudowane gniazdo USB. Po podłączeniu kabla – ładuje smartfona. Jeśli stwierdzę, że mój telefon tego potrzebuje, mogę go podłączyć bez konieczności odłączania urządzenia.
Urządzenie nie działa z telefonami z Androidem.
A przynajmniej nie połączyło się z moim Samsungiem. Po podpięciu w telefonie uruchomił się Android Auto, ale na ekranie startowym stacji multimedialnej ciągle trwało poszukiwanie urządzenia Anroid Mirror (literówka zamierzona).
Poza tym, jedyną wadą tego rozwiązania jaka mi przychodzi, jest jego cena.
Producent chce za nie 650 zł. To więcej, niż kosztował mój iPhone. I trzeba pamiętać, że to urządzenie nie ma nic wspólnego z Apple, więc nie ma pewności, czy będzie działało po którejś z kolejnych aktualizacji iOS. Ryzyko jest niewielkie, ale nigdy nie wiadomo. A, jeszcze jedno: od chwili uruchomienia stacji multimedialnej do połączenia z telefonem upływa 7-10 sekund. Na kablu CarPlay startuje szybciej.
Tak czy inaczej – mam świadomość, że to nie jest gadżet pierwszej potrzeby. Ale znacząco poprawia przyjemność korzystania ze smartfona w aucie. Pozostaje sprawdzić, czy jego odpowiedniki z Aliexpress za połowę ceny potrafią to samo.