Auta osobowe jeżdżą za cysternami, żeby sprawdzić dokąd dojadą. We Francji jest już tak źle
Mają tam takie braki paliwa, że we Francji ludzie jeżdżą za cysternami, żeby być pierwszymi przy dystrybutorze. Zabawne jest to, że wielu z nich nie potrzebuje tankować.

We Francji jest słabo. Brakuje tam paliwa, ale o dziwo winny nie jest kryzys energetyczny wywołany przez Putina. Pracownicy tamtejszych rafinerii walczą o podwyżki i strajkują od kilku tygodni. Zablokowane mają być aż trzy rafinerie i magazyn paliw. Według szacunków zmniejszyło to produkcję paliw o 60 proc. Co piąta stacja benzynowa pozostaje bez zaopatrzenia. O tych przykrych brakach paliwa we Francji pisaliśmy tu. Ludzie potrafią się tam dźgać nożami, walcząc o paliwo, ale robią coś jeszcze.
Francuzi jeżdżą za cysternami
A potem bardzo się cieszą, jak się uda im za jakąś ustawić. Kierowcy cystern paliwowych zwierzyli się mediom, że ich pojazdy cieszą się wielkim zainteresowaniem. Gdy dojeżdżają na stację, tam już tworzy się korek. Braki są takie, że kierowcy widząc cysternę podążają za nią. Takiej okazji, jak paliwo, nie wolno przegapić. A jak ich nie śledzą, to już czekają na nią stacji, jednocześnie utrudniając jej wjazd. Pewnie nikt się nie chce przesunąć, żeby go z miejsca w kolejce nie wykolegowali. Widać to na filmach zrealizowanych przez francuskie media.
Kierowcy cystern opowiadają, że kierowcy samochodów osobowych się niecierpliwią, gdy opróżniają cysternę. To proces, który trwa nawet 45 minut. Dostarczone na stację 41 tys. litrów oleju napędowego pozostaje na niej jeden dzień, a później znów jest sucho. Paliwo rozchodzi się bardzo szybko, później kierowców czekają tylko wyzerowane tablice z cenami.
Nie ma się czemu dziwić, że ludzie chcą zatankować. Pewne wątpliwości może budzić styl. Kierowcy cystern muszą prosić kierowców samochodów osobowych, żeby umożliwili im wjazd na stację. Wielu z oczekujących przyznaje, że mają jeszcze połowę baku, ale chcieli zatankować na zapas. Chcieli na zapas, to pojechali do sąsiedniej miejscowości, gdzie akurat było paliwo i blokowali wjazd na stację.
Na szczęście to nie efekt wojny
Wtedy dopiero zaczęłaby się rozlewać panika, robieniu zapasów nie byłoby końca. Efektem wojny jest tylko rozhuśtanie cen. Francuscy kierowcy muszą tylko uzbroić się w cierpliwość, bo związkowcy kiedyś dojdą do porozumienia z pracodawcami i strajk się zakończy. Sytuacja się unormuje i już nie trzeba będzie jeździć za cysternami. Można nawet obecny kłopot uznać za delikatny prztyczek, który przypomni kierowcom samochodów osobowych, że ich pojazdy to nie jedyny środek transportu. Niestety, problemy z dostępnością paliwa dotknęły też komunikację miejską, więc zostają im rowery.
Oprócz tego, żeby na rower ubierać się na cebulkę, mam dla nich jeszcze jedną dobrą radę. Niech się nauczą rozróżniać cysternę od silosa, bo mogą się nieprzyjemnie rozczarować, jak kilku kierowców w Wielkiej Brytanii. U nich też był krótki problem z dostępnością paliw i też śledzono cysterny. Raz poszukujący paliwa pojechali za bardzo podobnym do cysterny silosem (przewożącym materiały sypkie), zamiast za autem wiozącym paliwo, jak się im wydawało. Wielu dziwnych i niebezpiecznych scen można byłoby uniknąć, gdy kierowcy nie wpadali w panikę i nie zaczynali robić zapasów. A my się martwimy, że akurat nie mamy żadnej promocji.