REKLAMA

Tysiące niszczejących BMW - pomysły na rozwiązanie problemu

Los prawie nowych Beemek ulegających powolnemu rozkładowi nie jest obojętny naszym Czytelnikom.

złomowanie pojazdów BMW
REKLAMA
REKLAMA

Wczoraj poprosiliśmy Was o propozycje rozwiązania problemu 2966 egzemplarzy BMW i Mini, które od czterech lat stoją gdzieś na placu w Vancouver. Chodzi o samochody, które po zimowej nawałnicy trafiły do klientów, ale w ramach akcji serwisowej z czasem zostały wymienione na nowe. Producent uznał, że słona woda i mróz mogły spowodować spustoszenie, skutków którego nie sposób przewidzieć. Albo raczej, że można się spodziewać tego co najgorsze - że samochody nie będą się nadawać do bezawaryjnej eksploatacji. 

Samochody nie mogły wrócić na ulice, a ubezpieczyciel nie ma chyba pomysłu jak rozwiązać problem. Z pomocą pospieszyli nasi Czytelnicy - pod wczorajszym tekstem pojawiło się mnóstwo propozycji rozwiązań tego problemu. By oszczędzić Wam konieczności przebijania się przez setki komentarzy, wybraliśmy najciekawsze.

Faktycznie - pomysł wykorzystania wraków jako pomoce naukowe brzmi sensownie. Czytelnik o wdzięcznym pseudonimie AAAAaaaaAAAAaaaaAAAA dodał jeszcze, że w ten sposób BMW mogłoby zaplusować u miłośników ekologii, bo nie zmarnowałoby surowców. Tylko jaki w tym byłby interes ubezpieczyciela, który jest właścicielem wraków?

Ten pomysł przewijał się w wielu komentarzach. Ale właśnie, to jest pytanie - czy ubezpieczycielowi opłacałoby się organizować masową rozbiórkę i kontrolę stanu podzespołów z demontażu. I czy wziąłby na siebie odpowiedzialność za sprzedaż używanych części z samochodów po takich przejściach. polish guy zwrócił uwagę, że w demontaż części trzeba by zainwestować dobrych kilka milionów - znaleźć miejsce, przygotować narzędzia i dobrze przeszkolony zespół pracowników. Odsetek elementów nadających się do odsprzedaży mógłby nie zrekompensować kosztów. Czytelnik Bol zwrócił uwagę, że tanie części zamienne do tak nowych modeli mogłyby psuć interes ASO BMW i zapewne niemiecki koncern odpowiednio zabezpieczył się w umowie przed taką ewentualnością. 

SaycoRa dodał, że przecież do zawodów sportowych i tak demoluje się wnętrza i wspawuje klatki bezpieczeństwa. Elementy mechaniczne zwykle również nie są seryjne, więc nie ma ryzyka, że pojawi się np. problem z kręceniem kierownicą.

Biorąc pod uwagę jakie powypadkowe twory wychodzą spod ręki naszych blacharzy i z powodzeniem poruszają się po polskich drogach, taka koncepcja nie jest wcale zła. ASO zarobiłoby na poprawianiu tego co się popsuło, a producent zwolniłby się z odpowiedzialności za ewentualne usterki. Choć z drugiej strony, jeśli jakieś by wystąpiły, to rzutowałoby to na wizerunek marki. A po drugie - gdyby te samochody miały prawo wrócić na drogi, to ktoś znalazłby sposób jak oszczędzić sobie odwiedzin na „pakiet startowy” w ASO.

Jan Wróblewski dodał, że niemiecki RTL z pewnością chętnie wykorzystałby je do kręcenia kolejnych odcinków serialu Cobra 11. Tam też rozbijają auta na potęgę. I zasadniczo ten pomysł ma chyba najmniej wad. Tylko uruchomienie tych samochodów dziś i przetransportowanie ich do Europy byłoby ekonomicznie racjonalne? To musiałby przeliczyć ktoś od efektów specjalnych.

Ale i tak najchętniej przerobilibyście gnijące BMW na żyletki.

Wpisy z taką propozycją pojawiały się nader często i generalnie wielu czytelników kibicowało pomysłowi doszczętnego zniszczenia kanadyjskich samochodów w różne, bardziej lub mniej wymyślne sposoby, z rytualnymi pożarami na czele. Tylko kto jeszcze używa żyletek? I jak spalić wraki, żeby nie wyemitować zbyt wiele CO2?

Jak widać, każde rozwiązanie ma swoje wady. Sprzedać - źle, rozmontować - też niedobrze. Zdaje się, że pozostawienie aut na placu tak jak stoją będzie najmniejszym złem. Przynajmniej z biznesowego punktu widzenia. Zdrowy rozsądek i troska o ekologię sugerują co innego, ale przecież

REKLAMA

zdjęcie otwierające: autor: littlerascalsracing dla  jalopnik.com

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA