Pojechałem BMW X5 M50d do Radomia. Ten samochód ma coś wspólnego z tym miastem
BMW X5 i Radom łączy jedno: pewne problemy wizerunkowe. Wybrałem się więc topową wersją nowego SUV-a, by spróbować odczarować to miasto. A przy okazji porządnie przetestować X5.
BMW X5 ma problem. Bywa doceniane za osiągi i luksus, ale jednocześnie uchodzi za samochodowy odpowiednik białych kozaków drogiej marki. Może i dobrej jakości, ale jakoś tak w złym guście... O właścicielach X5 mówi się, że jeżdżą agresywnie, nie używają kierunkowskazów i parkują na miejscach dla inwalidów.
Najlepszej opinii nie ma też Radom. Jest większy od niejednego miasta wojewódzkiego, ale bywa wyśmiewany za swoją rzekomą prowincjonalność. W takich opiniach przodują chyba Warszawiacy, ale i mieszkańcy innych rejonów mają swoje za uszami.
„X5 to taki samochód dla biznesmena z Radomia” – usłyszałem kiedyś taką drwiącą opinię. Dlatego gdy tylko dowiedziałem się, że będę testował najnowszą generację SUV-a BMW, wiedziałem, dokąd nim pojadę. Poszukać ciekawych miejsc na zdjęcia, innych niż w oklepanej Warszawie. Do tego trochę „odczarować” Radom. A przede wszystkim sprawdzić X5 w mieście i w trasie.
Zaczęło się efektownie.
Gdy BMW X5 pierwszej generacji weszło na rynek (to było prawie 20 lat temu! Youngtimer alert!), wydawało się olbrzymie. Dziś nawet X3 jest od niego sporo dłuższe, bo mierzy 4708 mm, a stare X5 miało 4667 mm długości. Z kolei nowe X5 urosło w każdą stronę. Mierzy 4922 mm, a między lusterkami zajmuje aż 2218 mm świata. Do kwestii wymiarów jeszcze wrócę, ale jedno jest pewne: ten samochód jest po prostu pokaźny. I tak właśnie wygląda. Robi wrażenie.
Ale czy jest piękny? Chyba nie musi być. Tak jak mistrz kulturystyki raczej nie musi mieć ładnej twarzy, tak X5 musi być przede wszystkim muskularne. No i jest. Ale muszę je docenić za to, że jego nerki z przodu nie wydają się tak ogromne, jak w X7, które za chwilę stanie obok w salonach. Najbardziej kontrowersyjny – bo i mocno różniący się od poprzedników – jest tył nowego X5. Moim zdaniem pasuje do całości.
Podróż też dobrze się zaczyna.
Po drodze z Warszawy do Radomia, przed Tarczynem stoi niepozorny budynek. To najlepsza restauracja z serbską kuchnią, w jakiej byłem – wliczając w to lokale w samym Belgradzie. Naprawdę warto rozpocząć podróż od porządnej gurmanskiej pljeskavicy. Żeby było jasne: restauracja nie płaci mi za reklamę. Choć mogłaby, na przykład w kotletach. Ale wtedy nie zmieściłbym się już chyba nawet w obszernym fotelu X5…
Chwilę później: nareszcie, ekspresówka.
Odkąd otwarto obwodnicę Radomia, jadąc z Warszawy do Krakowa nie trzeba już przejeżdżać przez to miasto. Ja też prawie się zagapiłem i o mały włos, a przejechałbym odpowiedni zjazd. Nic dziwnego – BMW X5 dobrze sprawuje się w trasie i jadąc, można myśleć sobie o czymś innym. Jest ciche i szybkie.
Jak szybkie? Na jego tylnej klapie widnieje znaczek „M50d”. Jest to więc najmocniejsza wersja z silnikiem wysokoprężnym, a w tej chwili – dopóki nie zadebiutuje „pełnoprawne”, benzynowe M – również najmocniejsze X5 w ogóle. Ma 400 KM i potężne, astronomiczne 760 niutonometrów momentu obrotowego. To wszystko z „zaledwie” trzech litrów pojemności, ale za to przy udziale aż… czterech turbosprężarek. Szaleństwo!
Tyle że przyspieszenie do 100 km/h wcale nie jest tu tak szalone, jak można by się tego spodziewać. Ani na papierze (5,2 s to oczywiście rewelacyjny wynik, ale czy na pewno godny litery M na klapie?), ani zza kierownicy. Spodziewałem się więcej.
I dostałem „więcej”. Tyle że dopiero powyżej 100 km/h. Mimo ogromnego nadwozia i wielkiej powierzchni czołowej, X5 M50d przyspiesza na autostradzie bez żadnej zadyszki.
Tak czy inaczej, myślałem, że wersja z „M” w nazwie będzie jeszcze szybsza. Szczerze mówiąc, dopiero ta odmiana ma osiągi, które można nazwać adekwatnymi do masy i ceny tego auta. Nie bardzo chciałbym sprawdzić, jak radzi sobie bazowe X5.
Muszę też zwrócić uwagę na to, że w wersji M50d dość trudno jest jeździć X5 łagodnie. Tuż po ruszeniu głowy kierowcy i pasażerów od razu uderzają w zagłówek. Samochód stara się od początku wciskać w fotel, nawet gdy kierowca wcale tego nie chce. Po odpuszczeniu gazu skrzynia biegów potrafi szarpać – i to nawet w trybie Comfort. To wymaga przyzwyczajenia. Co ciekawe, gdy jedziemy agresywnie, wszystko działa idealnie.
W Radomiu zaczęliśmy od komisu.
Jednym z powodów redakcyjnej wizyty w Radomiu było przygotowanie materiału z wizyt w kilku tamtejszych komisach z samochodami używanymi. Nie będę zdradzał, co z nich wyszło, bo nie chcę psuć roboty kol. Michałowi, który pisze tamten tekst. Mogę tylko napisać, że pierwsze z odwiedzanych miejsc bardzo nam się spodobało. Wystawiane tam samochody były interesujące i nietypowe, a sprzedający sprawiał wrażenie bardzo uczciwego. Był sympatyczny. Pokazał nam, co ma, opowiedział o wadach i zaletach tych egzemplarzy, a na koniec pożegnał nas słowami: „Żebyście nie myśleli, że w Radomiu jest tak źle!”.
Dla mnie, jako testującego BMW, ta wizyta była istotna z jeszcze jednego powodu. Aby dojechać do jego komisu, trzeba było przejechać się po wertepach. To niezły sprawdzian dla X5. Zdało go celująco.
Na szczęście to niezwykle wygodny samochód.
Nie wiem, na ile to zasługa opcjonalnego, adaptacyjnego zawieszenia (opcja za 18 tysięcy złotych), bo nie jeździłem egzemplarzem z innym „zawiasem”. Ale w takiej konfiguracji X5 porusza się po wybojach i złych drogach aksamitnie. Bez wstrząsów i hałasów. Pomimo dość niskiego profilu opon. I pomimo znaczka „M” na klapie.
Następny przystanek: lotnisko, z którego donikąd nie polecimy.
Port lotniczy w Radomiu to chyba jeden z głównych powodów, dla których w ostatnich latach to miasto stało się tematem żartów. Teraz na płycie lotniska hula wiatr, a terminal ogrodzono płotem, jak na budowie. Masa miejsca się tu po prostu marnuje.
Jeśli już jesteśmy przy miejscu… X5 też zajmuje go – niczym lotnisko – całe mnóstwo. Żeby zaparkować pod moim blokiem, musiałem wjeżdżać na milimetry, ryzykując uszkodzeniem drogocennych elementów karoserii. W zatłoczonym mieście jazda i parkowanie takim samochodem męczy.
Na szczęście kolosalne wymiary zewnętrzne przekładają się na przestrzeń w środku. Bagażnik z dwuetapowo otwieraną klapą (najpierw część górna z szybą, potem dolna, uchylająca się na dół) ma 645 litrów. Z tyłu mogłem bez problemu usiąść sam za sobą (mam 1,85 m wzrostu) i nie brakowało mi miejsca ani na głowę, ani na kolana czy stopy.
Niestety, na drodze czuć, że X5 jest ogromne.
Kłopoty ze znalezieniem miejsca do parkowania to jedno. Drugie – i jeszcze ważniejsze – to zachowanie się tak wielkiego wozu w czasie jazdy. Mimo jego osiągów, nie wolno traktować X5 jak samochodu sportowego, ani nawet usportowionego. Jest na to za duże i za ciężkie.
Podczas szybkiego pokonywania zakrętów nadwozie się wychyla. Owszem, układ kierowniczy jest (jak przystało na BMW) precyzyjny i ma świetnie dobraną siłę wspomagania. Ale i tak czuć, że kręte drogi nie są żywiołem X5.
Jeszcze gorzej jest przy hamowaniu. X5 prowokuje do agresywnej jazdy, ale trzeba pamiętać, że waży aż 2350 kilogramów! To tyle, ile samica słonia. Wszystkie te kilogramy czuć podczas gwałtownego wytracania prędkości. Hamulce są zaledwie „w porządku”. Nie siedźcie tym wozem na zderzaku samochodu przed wami.
Czas na reprezentacyjną ulicę Radomia.
Ulica Żeromskiego na pewnym odcinku jest deptakiem. Zostawiłem więc BMW na parkingu i poszedłem na spacer. Ta część miasta jest ładna, zadbana i przestronna. I pełna ciekawych, miłych kawiarni i knajpek, w których ceny mile zaskakują przybysza ze stolicy.
Jeśli chodzi o ładne miejsca, kokpit X5 też do nich należy. Zwłaszcza jeśli fotele (mówiąc na marginesie, bardzo wygodne) są wykończone skórą w widocznym na zdjęciach kolorze. Deska rozdzielcza jest ergonomiczna, system multimedialny intuicyjny, a całość wykonano z bardzo dobrych materiałów. Można ewentualnie przyczepiać się do dwóch rzeczy: że całość jest podobna do kokpitu w tańszej serii 3 („Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać”, powiedzą złośliwi. Niesłusznie) i że „kryształowy” drążek zmiany przełożeń wygląda odpustowo. Ale można wybrać zwyczajny.
BMW X5 M50d – spalanie i ceny
A co z cenami BMW? Czy tutaj też kryje się jakieś miłe zaskoczenie?
No cóż, bazową cenę na poziomie 442 tysięcy złotych trudno uznać za okazyjną. Kwotę, którą trzeba zapłacić za taki egzemplarz, jak testowany – czyli dokładnie 598 815 zł – tym bardziej. Ale i tak tego wozu nikt nie będzie kupował za gotówkę.
Pozytywnie zaskakuje za to spalanie. Podczas typowo miejskiej jazdy wynosi 13,5 litra na sto kilometrów. W trasie oscyluje wokół 10-11 litrów – i to wtedy, gdy jedziemy dynamicznie. To rozsądne wyniki, jak na 400 koni i 2350 kg masy własnej. Pytanie tylko, czy klienci na ten samochód w ogóle przejmują się rachunkami na stacji.
Podsumowanie
Dzień spędzony w Radomiu sprawił, że teraz zupełnie nie rozumiem, skąd biorą się drwiny na temat tego miejsca. To zupełnie normalne miasto, z wieloma naprawdę ładnymi rejonami. Polecam przekonać się na własne oczy, że – tak jak mówił wspomniany w artykule handlarz – „w Radomiu naprawdę nie jest tak źle”.
A co z BMW X5? Właściciele dużych SUV-ów rzeczywiście bywają niekulturalni na drodze. Jazda olbrzymim, luksusowym wozem faktycznie trochę do tego prowokuje. Ale jaki jest sam samochód?
Na pewno dobry, wygodny i efektowny. Tyle że nie widzę żadnego konkretnego powodu, dla którego miałbym wybrać go zamiast porównywalnie wyposażonej serii 5 w wersji kombi. Miałaby te same zalety, a przy tym była zwinniejsza. X5 M50d jest niczym napakowany kulturysta, który przesadził ze sterydami i teraz ledwo mieści się we framudze drzwi w swoim mieszkaniu.