Jeździłem Bentleyem, marząc o tym, że wyjdziemy z grupy. To była krótka przejażdżka
Dziś wszystko jest już jasne, ale w zeszły poniedziałek cała Polska żyła nadzieją. Ja też, a pierwszego meczu naszej drużyny na Euro słuchałem w radiu. Za mobilną strefę kibica robił Bentley Continental GT V8.
„Oszalałeś? Umawiasz się na zdjęcia akurat w czasie pierwszego meczu Polski na Euro?!” – zapytał mnie kolega, któremu tłumaczyłem, jakie mam plany na wieczór. Fakt był taki, że rzeczywiście odpuściłem oglądanie zmagań polskiej reprezentacji na rzecz pracy. Całkiem przyjemnej.
W moje ręce trafił Bentley Continental GT V8
Lubię piłkę nożną, choć daleko mi do wielkiego fana. Mam nawet w portfelu starą kartę kibica jednego z klubów, ale nie podam z pamięci ani zbyt wielu składów, ani wyników. Gdybym miał w tamten poniedziałek umawiać się na zdjęcia jakiegoś Golfa czy Astry, na pewno zrobiłbym to tak, żeby móc obejrzeć mecz. Ale tym razem nie jeździłem Golfem, tylko Bentleyem. Wziąłem więc fotografa – który jest fanem siatkówki i nie interesuje się futbolem – i pojechaliśmy korzystać z tego, że w czasie meczu wszyscy siedzą przed telewizorami, a miasto jest niemal zupełnie puste. Bentley mógł rozłożyć skrzydła.
Co z meczem? Słuchaliśmy go w radiu. To też ma swój urok, bo można sobie wyobrażać, że zawodnicy grają lepiej i szybciej niż naprawdę. Komentarz brzmi też trochę jak sprzed pół wieku. Teoretycznie pasuje do szacownej marki, jaką jest Bentley. Ale Continental GT wcale nie jest modelem wyłącznie dla starszego dżentelmena.
To bardzo popularny samochód wśród piłkarzy
Bentley Continental GT jest składnikiem „pakietu startowego” piłkarza, który właśnie dostał się do dobrej drużyny. W dawnych czasach Wayne Rooney musiał najpierw przez jakiś czas jeździć Chryslerem 300C, którego tak przerobił z przodu, by bardziej przypominał Bentleya. Dopiero później dorobił się prawdziwego. Dziś to raczej kwestia tygodniówki.
Przemierzając Warszawę za kierownicą Continentala GT i słuchając meczu w radiu, mogłem się poczuć trochę jak piłkarz, na przykład taki, którego nie powołano do reprezentacji. W prawdziwym życiu też nie robiłem furory w drużynach na WF-ie.
Wygląd Bentleya zrobi za to furorę na parkingu pod stadionem
Wiadomo, że koledzy z drużyny starają się najbardziej, jak mogą, by zaskoczyć innych tym, czym akurat wpadli na trening (wygrałby ten, który przyjechałby Dacią), ale Bentley Continental GT to klasyka. Każda generacja wygląda dobrze i każda nawiązuje do poprzedniej, łącząc dynamiczną sylwetkę z odrobiną klasycznego klimatu.
„Conti” naprawdę rewelacyjnie się prezentuje. Widać, że to wyjątkowy samochód i zwraca na siebie uwagę, ale moim zdaniem nadal robi to w dobrym stylu, bez zbędnej agresji. Czarny mu pasuje, choć przy tak bogatej palecie czerwieni, pomarańczy, bieli i szarości aż szkoda nie wziąć ciekawszego koloru.
To nie jest napakowany osiłek w dresie, tylko raczej stylowo ubrany piłkarz w dobrym garniturze. Niestety, ci najbardziej stylowi podobno lubią dostawać czerwone kartki…
W środku można odpocząć
Po męczącym treningu z wymagającym trenerem dobrze jest się zregenerować. W Bentleyu można to zrobić nawet za kierownicą. Wcale nie chodzi tylko o wygodne fotele z masażem, ale o ogólny klimat panujący w kokpicie. Wszystko jest tu po prostu luksusowe. Najlepszy jest zapach. Można by powiedzieć, że to zapach skóry, ale określenie „zapach bogactwa” lepiej opisuje sytuację we wnętrzu.
Klasy dodaje funkcja, którą zachwycałem się już podczas testu modelu Flying Spur – tyle że Flying Spurem wypada raczej jeździć z szoferem, a tutaj trzeba prowadzić samemu i można klikać odpowiedni przycisk na kokpicie. Chodzi o obracany ekran, który po wciśnięciu guzika znika i zamienia się w analogowe zegary. Miło, chociaż większość piłkarzy woli raczej elektroniczne błyskotki. Czy kokpit Bentleya ze swoim wykończeniem z 80-letnich drzew orzechowych nie wygląda zbyt staroświecko? Raczej nie, zwłaszcza że zawsze można poszaleć z kolorystyką.
Oczywiście, ekrany, wygląd menu albo niektóre przyciski są identyczne jak w nowych Audi. Może to i dobrze, bo żona piłkarza, jeżdżąca na co dzień Q7 albo Q8, bez problemu się odnajdzie, gdy raz na jakiś czas będzie wracać z imprezy, prowadząc Bentleya. Czy piłkarz, który akurat zrobił sobie przerwę w sportowym trybie życia i nie może prowadzić, zmieści się wtedy z tyłu? Tylko wtedy, gdy nie jest zbyt wysoki. Co ciekawe, więcej jest miejsca na głowę niż na nogi. A nogi w tym zawodzie są bardzo cenne.
Pod maską: 4.0 V8, 549 KM
W ofercie Bentleya można znaleźć też silnik W12. Jeśli koledzy z szatni lubią prześcigać się na liczbę cylindrów i koni mechanicznych, właściciel takiego Continentala przegra jak Polska z… nieważne, nie rozdrapujmy ran. W sprincie do setki, W12 okaże się o włos szybsze (4 s w „ósemce”, 3,6 w „dwunastce”), ale V8 wygra dźwiękiem. Nie jest natarczywy, ale soczysty – na tyle, na ile pozwalają obecne normy. Pewnie czuć też podczas jazdy, że przód ośmiocylindrowej wersji jest lżejszy. Tyle że Bentley Continental GT V8 nie jest bolidem na ciasne, górskie zakręty. Daje tam radę, ale jest trochę za ciężki, jak Brazylijczyk Ronaldo pod koniec kariery.
Jak jest w terenie zabudowanym?
W mieście – na przykład podczas klasycznej rundki po warszawskim placu Trzech Krzyży i jego okolicach - Bentley też czuje się nieźle. O ile manewrowanie i parkowanie mierzącym 5,3 metra Flying Spurem było trudne jak wbicie bramki z czterdziestu metrów, o tyle Continental GT mierzy mniej niż 4,9 m, czyli mniej więcej tyle, ile co bardziej wyrośnięci przedstawiciele klasy średniej. Trzeba jednak pamiętać o długich drzwiach, drogocennych felgach i błyszczącym lakierze. Lepiej, żeby nikt nas nie obił. Za faul grozi czerwona kartka i słony rachunek w serwisie.
Niestety, w mieście wszyscy strasznie patrzą się na Bentleya i chcą się z nim ścigać. Trochę mnie to zdziwiło. Zza kierownicy Flying Spura świat był spokojniejszym miejscem, a inni kierowcy co najwyżej dyskretnie zerkali, jaka osobistość jest wieziona ogromna limuzyną i odwracali wzrok, gdy to ja na nich patrzyłem. Ale gdy jeździłem Continentalem GT, kierowca Mercedesa C 43 AMG za wszelką cenę chciał pokazać, ile potrafi, zmieniając pasy 162 razy na dystansie 300 metrów. Ja jechałem cały czas tym samym, a na światłach stanęliśmy obok siebie. Patrzył na mnie, podjeżdżał i prowokował jak Materazzi Zidane’a. Bentley mógłby dać mu z główki swoim V8, ale zamiast tego, udawałem angielskiego lorda i po prostu go zignorowałem. To jeszcze bardziej boli.
Na autostradzie Bentley Continental GT V8 zachwyca
Zbieranie zazdrosnych spojrzeń i szybkie ruszanie spod świateł z niesamowitym wbijaniem w fotel i łaskotaniem w brzuchu cieszy, zwłaszcza początkującego piłkarza dobrej ligi. Ale Bentley Continental GT V8 powstał przede wszystkim na dalekie podróże, więc warto go zabrać gdzieś dalej.
W drodze na mecz wyjazdowy (uwaga na policję – na wyjeździe punkty jeszcze liczą się podwójnie) ten samochód pozwala się przekonać, czym jest prawdziwe gran turismo. Osiągi są genialne, a im dalej od miejskich prędkości, tym większe wrażenie robią przyspieszanie, elastyczność i po prostu potęga tego silnika.
Podobnie niesamowita jest stabilność Bentleya. Nic nie jest go w stanie wyprowadzić z równowagi. Gdyby był trenerem, zachowywałby kamienną twarz nawet przy wyniku 0:7.
Czy Bentley ma wady?
O spalaniu (może zużyć 13, a może i 28 litrów na sto kilometrów) nie wypada tu wspominać, bo to nie jest liga samochodu, w której ktoś się przejmuje kosztem wizyt na stacji.
Wadą może być trochę zbyt ospała reakcja na gaz, nawet w trybie Sport. Przy starcie „z dwóch nóg”, czyli wciśnięciu gazu i hamulca do oporu i odpuszczeniu hamulca, Bentley Continental GT V8 jest po prostu absurdalnie szybki i robi lepsze wrażenie niż wozy, które „na papierze” osiągają 100 km/h w krótszym czasie. Ale gdy jedziemy ze stałą prędkością i zechcemy przyspieszyć, na reakcje auta trzeba poczekać trochę dłużej niż można by się spodziewać.
Trzeba też pamiętać – choć to wcale nie jest wada – że Bentley Continental GT V8 nie jest samochodem, który idealne izoluje od świata. Komfort tłumienia nierówności jest bardzo dobry, ale nie spodziewajmy się wrażeń jak z latającego dywanu. Czuć niektóre dziury. Wyciszenie też wcale nie jest perfekcyjne. Odgłos V8 to jedno, ale dość spory szum opływającego powietrza (winowajca: szyby bez ramek) to drugie. Czy to przeszkadza? Nie, bo między innymi dzięki temu Continental GT jest pomostem między autem sportowym a luksusowym. I między autem z tego świata, a takim z absolutnego kosmosu. Dobrze, że nie jest idealny. Drużyny, które bez przerwy wygrywają, są nudne.
Niestety, w końcu usłyszałem ostatni gwizdek sędziego
Wykorzystałem doliczony czas gry, ale musiałem udać się do salonu Bentleya, by zwrócić kluczyki. Polacy po meczu ze Słowacją schodzili z boiska w potwornych nastrojach. Ja miałem lepszy humor, bo przecież miło spędziłem dzień, ale za to na nich w garażach czekają Bentleye, a na mnie nie. Prędko się to raczej nie zmieni. Taki egzemplarz, jak testowany, wyceniono na 231 740 euro bez uwzględnienia podatków. To ponad milion złotych.
Ja tymczasem straciłem pięć złotych. Postawiłem, że w meczu ze Słowacja będzie remis. Dobrze, że go nie oglądałem. Bentley kontra piłkarze: 1:0.
Fot. Chris Girard