Zabrakło prądu w całym mieście. Samochody stanęły, nie wiedząc, co robić dalej
Wielka awaria prądu w San Francisco spowodowała gigantyczne korki wywołane przez autonomiczne pojazdy Waymo. Brak zasilania świateł drogowych sprawił, że komputery całkowicie się pogubiły.

Latarka, świeczka, agregat prądotwórczy – to wszystko może przydać się w razie nagłej, znacznej awarii prądu. Do tej listy chyba trzeba będzie dopisać „analogowy” samochód z silnikiem spalinowym, niepodłączony do internetu i niewyposażony w układy jazdy autonomicznej lub półautonomicznej. Usterka zasilania w San Francisco miała bowiem swoją nietypową konsekwencję: autonomiczne, elektryczne Jaguary i-Pace od firmy Waymo stanęły zdezorientowane w miejscu, powodując ogromne korki. A potem było już tylko gorzej.
W San Francisco naprawiano podstację elektryczną po pożarze
W trakcie usuwania skutków pożaru doszło do awarii, a prąd straciło w jednej chwili ponad 114 tys. odbiorców. Skala była duża terytorialnie, tzn. na wielu ulicach nie było latarń, nie działała sygnalizacja. Po San Francisco jeździ wiele autonomicznych pojazdów głównie od firmy Waymo, od niedawna również Tesla Robotaxi. Wiele, czyli ile? Tego nikt dokładnie nie wie, a Waymo unika jak może odpowiedzi na to pytanie. Ocenia się, że na ulicach miasta pracuje jednocześnie między 250 a 300 samochodów. Wystarczy, żeby kilkadziesiąt z nich popadło w dezorientację, a korki będą monstrualne. I tak dokładnie stało się w tym przypadku. Pojazdy od Waymo przemieszczając się po dzielnicach dotkniętych awarią prądu po prostu się zatrzymały – na wszelki wypadek. Ich kamery nie rejestrowały obecności sygnalizatorów w świetlnych w miejscach, których system się „spodziewa”, więc uznając, że coś jest nie tak, automatyka po prostu zatrzymała pojazdy.
Do tego doszedł korek, ale informacyjny
Brak działających routerów wi-fi w domach sprawił, że ludzie zaczęli dużo powszechniej korzystać z danych przesyłanych przez sieć komórkową. Sieć też się zatkała, więc autonomiczne pojazdy nie mogły połączyć się z centralą nadzorującą ich ruch. Każdy z takich samochodów ma możliwość przekazywania obrazu z kamer do pracownika znajdującego się w biurze, który z poziomu swojego komputera może „poprowadzić” auto, gdyby doszło do jakiejś niespodziewanej sytuacji wymagającej szybkiej interwencji człowieka. Niestety, w jednym momencie znaczna liczba aut, być może nawet trzycyfrowa, próbowała połączyć się zdalnie z centralą, co spowodowało już całkowity zator w przesyle danych. Samochody więc po prostu stały, czasem na środku drogi, nawet przez wiele minut.
Elon Musk kręci bekę
Elon twierdzi, że awaria prądu w ogóle nie zaszkodziła jego taksówkom autonomicznym, czyli Robotaxis. Oczywiście jeśli Elon coś mówi, to zwykle jest to nieprawda. Prawda jest taka, że Tesla w ogóle jeszcze nie ma floty taksówek autonomicznych w San Francisco. Wszystkie „Tesla Robotaxi” jeżdżą z normalnym, ludzkim kierowcą, tyle że w trybie FSD – Full Self Driving, zatem awaria prądu nie miała jak im zaszkodzić. Jedyną konkurencyjną wobec Waymo firmą w San Francisco obsługującą autonomiczne taksówki jest Zoox, należący do Amazona.
Samochody autonomiczne mają jeden problem
Zależą od idealnego współgrania mnóstwa czynników, w tym oznakowania (omapowania) drogi, warunków atmosferycznych, innych - tradycyjnych - kierowców i tak dalej. Nie da się przewidzieć wszystkich scenariuszy, w których autonomiczna taksówka po prostu się zatrzyma i dalej nie pojedzie, bo nie ma pojęcia co zrobić. Dopóki będzie istnieć przepaść między zdolnością decyzyjną człowieka a maszyny bazującej na próbie dopasowania wgranego wcześniej scenariusza, dopóty taksówki autonomiczne będą regularnie obiektem podśmiewania się z ich nieporadności. Przyjdzie jednak taki dzień, że maszyny będą potrafiły poradzić sobie same. Widziałem o tym co najmniej ze trzy filmy.
Zdjęcie główne: Petersen Auto Museum







































