Aktywiści w Wielkiej Brytanii blokują SUV-y. Mogliby założyć sekstet
Mogliby, bo jest ich sześcioro. Pozostałe 67,2 mln obywateli Wielkiej Brytanii woli jeździć SUV-ami. Ale czy powinni?
Doskonałe są takie akcje. Sześć osób siada na drodze i protestuje. Przyjeżdża prasa (7 dziennikarzy) i policja (15 funkcjonariuszy), żeby obstawiać protest. Aktywiści siedzą, żeby nie przepuszczać samochodów. Nie przepuszczają też komunikacji zbiorowej. Cierpią oczywiście zwykli ludzie, którzy muszą znosić fochy kilku osób o szczególnie wybujałym ego. To wszystko już znamy i nic nowego w tej sprawie się nie dzieje. Taka grupka w Wielkiej Brytanii działa od jakiegoś czasu i nazywa się Insulate Britain, czyli izoluj termicznie Wielką Brytanię. O dziwo, walczą oni o to, żeby ludzie nie marzli w domach. Ale marzną od globalnego ocieplenia czy co?
Moją uwagę przykuł jednak ostatni wyczyn tej grupy
Jestem ostatnią osobą, która broniłaby kobiet w czarnych SUV-ach dowożących dzieci do szkoły. Sam wożę dzieci do szkoły na rowerze, bo mogę sobie na to pozwolić. Nawet gdybym miał czarnego SUV-a, nie woziłbym nim dzieci do szkoły, pomijam że nigdy bym go nie kupił. Z roszczeniowymi madkami typu „Karen” parkującymi byle jak należy walczyć metodami prawnymi, zgłaszając je na straż miejską i takie tam. Jeśli któraś z nich bezczelnie, na ten przykład, jedzie po chodniku, to można stanąć na tym chodniku blokując ją i wezwać policję.
Tu jednak sytuacja jest nieco inna. Ta kobieta co do zasady nie robi nic złego. Wszystko, co robi, jest dozwolone. Można posiadać dowolnie wielkiego czarnego SUV-a i wozić nim dziecko do szkoły pod warunkiem parkowania w wyznaczonych miejscach, nieprzekraczania limitów prędkości itp. Jeśli ktoś robi wszystko prawidłowo, w ramach aktywności dopuszczonych przez państwo, to przeszkadzanie mu jest atakiem na jego nietykalność. Kobieta z czarnego SUV-a nie robi nic innego niż setki tysięcy innych kierowców i kierowczyń w Wielkiej Brytanii, ale aktywistyczny sekstet (występujący tu chyba w kwintecie) bierze na celownik właśnie ją – bo im się „nie spodobała”.
Protesty nie polegają na atakowaniu pojedynczych ludzi
„Protest” polegający na tym, że w kilka osób atakujesz pojedynczą osobę, bo ci się ona nie podoba, to nie jest żaden protest, tylko napaść. Nic dziwnego, że napadnięci bronią się, w tym przypadku kierująca SUV-em przepycha zderzakiem siedzącą na ziemi aktywistkę. Pewnie nie powinna była tego robić, tylko poczekać na policję, ale obstawiam że niewiele by to dało. O dziwo, lewicowi brytyjscy politycy wyrażają ostrożne poparcie dla aktywistów – trochę dziwne, bo spodziewałem się, że atakowanie kobiet jest czymś, co lewica powinna piętnować. Ale te meandry ideologii są tak skomplikowane, że nikt tego nie pojmie. To, co wczoraj było złe, dziś jest dobre, i na odwrót.
Walkę z wielkimi SUV-ami trzeba zacząć trochę gdzieś indziej
Raczej na poziomie rad miejskich, które powinny zwracać uwagę na wielkość samochodów i zacząć promować w końcu małe auta. Tam, gdzie mieszczą się 2 Range Rovery, zmieszczą się trzy Toyoty Yaris. Wyznaczanie małych miejsc parkingowych, wysokie opłaty jeśli masz auto dłuższe niż ileś cm, wreszcie nawet (aaa!!!) personalne roczne limity emisji CO2 – to wszystko można zrobić, żeby brytyjskie madki zniechęcić do ciśnięcia Range Roverami. Ale to trzeba robić na poziomie władzy, a nie atakowania pojedynczych ludzi. Po co ja to piszę, przecież ten aktywistyczny sekstet i tak nie zna polskiego.