Pojechałem Toyotą Hilux zobaczyć jak modernizuje się nastawnie kolejowe
Mój znajomy ma ciekawą pracę: modernizuje nastawnie kolejowe. Jak się dowiedział, że wypożyczyłem Hiluxa, powiedział, że koniecznie muszę z nim pojechać. Zgodziłem się, bo to wyglądało na niezłą przygodę.
Polska kolej to mieszanka technologicznego zacofania z nowoczesnością. Na jednej ze stacji kolejowych jeszcze kilka lat temu działał komputer „Odra”. Dziś coraz więcej nastawni ma sterowanie w pełni elektroniczne, ale wciąż niemało jest nastawni na małych stacjach, gdzie wajchy trzeba przestawiać ręcznie. Właśnie do takich miejsc jeździ mój znajomy z ekipą modernizacyjną. Problem w tym, że jeżdżą zwykle jakimś udręczonym kombivanem, a nastawnie znajdują się w miejscach, do których droga prowadzi tylko teoretycznie. Zatem dojazd na miejsce przeważnie wiąże się z jakimiś trudnościami typu „zawisł brzuchem na wertepach”. Stąd entuzjazm wobec Hiluxa – ten wóz przejedzie przez wszystko.
„Miastowi, wynocha!”
Przyjechałem po kolegę, on wziął jeszcze swojego znajomego i ruszyliśmy do pierwszej nastawni, gdzie specjaliści mieli sprawdzić, jak przerobić „mechanikę” na „elektronikę”. Zapakowaliśmy narzędzia na pakę i w drogę. Z początku asfaltem, kulturalnie. Wkrótce jednak okazało się, że drogi asfaltowe prowadzą głównie w poprzek torów, a my musimy jechać wzdłuż. Wtedy zrozumiałem, dlaczego kolega tak bardzo chciał przejechać się Hiluxem. Tam, którędy jechaliśmy, auto osobowe musiałoby jechać 5 km/h, a i to nie dawałoby gwarancji przejechania przez błotniste wertepy zwane szumnie „drogą techniczną”. Pickupem – bez stresu, nawet bez przełączania z 2WD na 4WD.
Docieramy do nastawni. Na początku zderzamy się z dyżurnym ruchu, który wcale nie jest zadowolony z tego, że przyjechaliśmy. „Co wy mi chcecie modernizować?” – dyżurny wścieka się na „miastowych” – „ja mam dwa lata do emerytury, a ci mi będą całą robotę demolować” – jeży się pan Jurek, który pracuje na kolei ponad 30 lat. Jeden z modernizatorów przekonuje go, że dzięki temu nie będzie musiał chodzić i przestawiać ręcznie zespołu dźwigni. Pan Jurek nie jest przekonany. „Przy komputerze będę siedział i klikał jak jakieś dziecko?”. Obraża się i nie odzywa słowem, kiedy ekipa sprawdza co trzeba będzie zrobić, żeby przenieść nastawnię z XX w. w XXI w. Kiedyś serwisowało się to wielkimi narzędziami, teraz najbardziej przydaje się już miernik napięcia i laptop. A ja mam czas pooglądać sobie dźwignie nastawnicze. Gdybym przyjechał tu jako 10-latek, pewnie siłą by mnie stąd nie wyciągnęli. Spójrzcie na te wspaniałe urządzenia.
Ruszamy dalej
Przed nami kolejne kilometry po gruntówkach. Nie może się obyć bez suchara: dlaczego te nastawnie są tak daleko od jakichś normalnych dróg? No cóż, chcieli żeby były jak najbliżej torów. Śmiechom i żartom nie ma końca. Za to kończy się droga i kawałek przejeżdżamy po polu, dojeżdżając wreszcie do jakiegoś asfaltu. I oto kolejna nastawnia i kolejny dyżurny. Tym razem już wszystko jest elektroniczne, z komputerami i ekranami. Potrzebna jest tylko aktualizacja oprogramowania. Po pół godzinie wszystko jest gotowe i możemy ruszać dalej. Choć tym razem w poszukiwaniu jedzenia, bo trochę zgłodnieliśmy. Pozwalam koledze poprowadzić Hiluxa, jest bardzo zadowolony – „i tak nie wjeżdżałbym tym do miasta, my jeździmy tylko po wioskach i polach. Taki by nam się nadał”. Dzięki płynnej jeździe spalanie 2,4-litrowego diesla spada nam do 9 l/100 km.
Obiad w barze dla tirowców składa się z obowiązkowej zupy dnia i schaboszczaka. Zawsze trzeba wybierać te bary, przed którymi stoi sporo ciężarówek. Wtedy jest najmniejsza szansa, że nasz schabowy sam wbiegnie nam na talerz. Tego dnia objeżdżamy jeszcze dwie nastawnie, obie już nowoczesne. Do Warszawy wracamy pod wieczór – tu nie ma czego nastawiać, choć kolejowa dzielnica Odolany nadal jest ogromna, ale wszystkim zarządza tzw. Lokalne Centrum Sterowania z systemem w pełni automatycznym. To już nie działka moich kolegów, oni są tylko od „małego kalibru”.
„Ja bym mu nie ufał”
Przy okazji dowiedziałem się paru ciekawostek o przejazdach kolejowych. Nawet jeśli rogatka jest otwarta (szlaban podniesiony) i tak lepiej się zatrzymać i rozejrzeć. „Ja wiem kto projektował ten system, więc do końca mu nie ufam”. Cenna wiedza. A jeśli już widzimy pociąg z którejkolwiek strony, nie uznawajmy, że „pewnie jeszcze zdążymy”, bo z wnętrza auta nie mamy szansy ocenić prędkości zbliżającej się lokomotywy. W zderzeniu z pociągiem nawet Hilux może się poddać.
Tego dnia dowiedziałem się bardzo dużo o sterowaniu ruchem pociągów, które bywa niemal tak skomplikowane jak sterowanie ruchem samolotów. Najgorsze bywa to, że samolot może jeszcze wykonać jakiś manewr, a pociąg w razie problemów może tylko hamować. Kolega-programista dowiedział się zaś, że zdecydowanie potrzebuje pick-upa i poszedł pisać wniosek do swojego pracodawcy o Hiluxa. Oczywiście w bardziej roboczej wersji. Ciekawe, czy do Hiluxa dawałoby się założyć kolejowe koła i postawić go na torach jak drezynę? Z Warszawą się udawało.
Materiał powstał we współpracy z marką Toyota.