REKLAMA

3333 zł za jedno ładowanie Tesli. Życie w Teksasie nie jest dla miętkich

Po teksańskiej masakrze śniegiem i mrozem ceny elektryczności na południu USA pobiły wszystkie rekordy.

Nowa Tesla Model S lifting
REKLAMA
REKLAMA

Zmiany klimatyczne na Ziemi wywołane działalnością człowieka objawiają się w różny sposób. Może to także być ekstremalna zima tam, gdzie normalnie jej nie ma. Na przykład w Teksasie. Fale potwornego mrozu, rekordy niskich temperatur, padający śnieg, oblodzone drogi – to rzeczywistość teksańczyków z paru ostatnich dni. Sieć energetyczna kompletnie wysiadła, setki tysięcy domostw nie miało prądu, a wielce użyteczne okazały się generatory elektryczności wbudowane w spalinowe pickupy marki Ford.

Jest popyt, nie ma podaży, to cena rośnie

Stany Zjednoczone to już nie „land of the free”, tylko „land of the fee” (kraj opłat). W tym przypadku mowa o opłacie za watogodzinę energii. Dostarczaniem energii elektrycznej na terenie stanu Teksas zarządza ERCOT – stanowa rada bezpieczeństwa energetycznego. Kupuje ona na wolnym rynku energię od elektrowni i przesyła ją do odbiorców za pomocą sieci energetycznej. Oczywiście chce kupić ją jak najtaniej i sprzedać jak najdrożej, co skutkuje pewną delikatną równowagą. Przed atakiem zimy naładowanie Tesli od 20 do 100% z domowego gniazdka kosztowało 18 dolarów, a cena za 1000 watogodzin (1 kWh) wynosiła zaledwie 14 centów, czyli 0,50-0,52 zł. Dla porównania, polscy operatorzy stacji ładowania pobierają od 1,1 do nawet ponad 2 zł za 1 kWh.

Zapotrzebowanie na energię gwałtownie rośnie, podaż gwałtownie maleje. Zamarznięte wiatraki nie produkują prądu. Drogi są nieprzejezdne, więc w razie awarii sieci całe miasta i wioski są wyłączone. W szczytowym okresie w systemie „brakowało” 10 gigawatów energii, czyli tyle ile trzeba, żeby zasilić 5 mln domostw. Cena skoczyła z 25 dolarów za MWh do... 9000 dolarów za MWh. A to oznaczało, że jedno ładowanie Tesli S czy X Long Range w wersji 100 kWh, uwzględniając straty, mogło kosztować nawet 900 dolców. Oczywiście była to sytuacja wyjątkowa i wątpię, czy ktoś postanowił ładować Teslę akurat w czasie największego ataku zimy, kiedy i tak za bardzo nie dawało się donikąd dojechać, chyba że pługiem śnieżnym. 

Pokazuje to jednak ciekawą zależność

REKLAMA

Do tej pory paliwo do samochodów i elektryczność zasilająca nasze życie były od siebie rozdzielone. Można było nie mieć prądu, ale mieć paliwo do samochodu i móc dokądś pojechać lub ten prąd z tego paliwa wytworzyć. Teraz, wraz z elektryfikacją motoryzacji, korzystamy wszyscy z tego samego rodzaju energii, czyli z elektryczności. Jej brak lub bardzo utrudniona dostępność wyłącza też możliwość przemieszczania się. Gdyby wszystkie pojazdy w Teksasie były wyłącznie elektryczne, na drogi nie wyjechałby zapewne żaden pług śnieżny, bo nie byłoby prądu, żeby go zasilić, bo sieć elektryczna jest uszkodzona, a żeby ją naprawić, potrzebny jest elektryczny pojazd, który nie pojedzie, bo nie ma prądu, bo sieć elektryczna jest uszkodzona.

I to jest przyszłość, przed którą nie ma żadnej ucieczki. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA