REKLAMA

Czy opłaca się jechać dalej, by zatankować taniej? Policzyliśmy, kiedy "turystyka paliwowa" ma sens

Ceny na stacjach benzynowych potrafią się między sobą mocno różnić. Czy warto specjalnie nadłożyć drogi, by zatankować taniej? Odpowiedź brzmi „to zależy”, a my tłumaczymy, od czego.

ceny paliw
REKLAMA

Przed nami czas wielkich wyjazdów. Duża część polskich kierowców - w tym być może także i wy - wybiera się na groby bliskich do innych części Polski. Oznacza to tłok na drogach, korki w okolicach cmentarzy i policyjną akcję „Znicz”. Oraz to, że przydałoby się zatankować samochód… a ceny paliw rosną. Naturalne jest więc to, że szuka się stacji tańszej, a nie droższej. Co zwykle ma sens… do pewnego stopnia.

REKLAMA

Litr benzyny i oleju napędowego kosztuje już zwykle powyżej 6 złotych…

…i drożeje, bo na rynku hurtowym też mamy do czynienia z podwyżkami. Da się jeszcze znaleźć stacje z cenami w rodzaju 5,99 zł za litr ON, ale częściej spotyka się kwoty w rodzaju 6,10 zł (to w tych tańszych punktach) albo 6,40 zł (to w droższych).

To normalne, że jeśli w okolicy mamy dwie stacje, obydwie są markowe i budzą zaufania, na jednej z nich litr paliwa kosztuje np. 6,15 zł, a na drugiej 6,40 zł, wybierzemy tę tańszą. Istnieje jednak również zjawisko „turystyki paliwowej”. Kierowcy potrafią pokonać naprawdę spore odległości w poszukiwaniu niższych cen, często spędzają też sporo czasu w kolejkach. Regularnie mijam pewną stację przy popularnym markecie, przy której ogonek aut czekających na tankowanie tańsze o kilkanaście groszy wystaje na ulicę. Dziwię się trochę stojącym tam, że nie wolą spędzać soboty w inny sposób. Ich sprawa.

Czy jazda w poszukiwaniu tańszego paliwa się opłaca?

Tak było rok temu, teraz jest... podobnie.

Wizja zaoszczędzenia kilkunastu czy kilkudziesięciu groszy na litrze paliwa wydaje się kusząca, zwłaszcza że gdy policzymy, o ile mniej płaci się wtedy za cały bak, powstaje już kwota, za którą można sobie coś kupić. Zawsze lepiej wydać dyszkę na kawę niż zapłacić więcej za takie samo paliwo, jak gdzie indziej.

O ile za tańszym paliwem nie trzeba specjalnie jeździć, interes wydaje się opłacalny. Nie ma też wątpliwości, że opłaca się zjechać z autostrady do najbliższej miejscowości i zatankować tam, a nie na niezwykle drogich stacjach przy samych drogach typu „A” czy „S”. Jeśli sytuacja w baku i czas nam na to oczywiście pozwalają.

Co z jeżdżeniem po mieście?

Samochód jeżdżąc na stację też zużywa paliwo - o tym wielu fanów wycieczek na dalsze stacje niestety zdaje się zapominać. Policzmy więc, o ile tańsze musi być paliwo w danym miejscu, by opłacało się tam jechać. Przyjmijmy, że jedziemy wozem, który spada 8 litrów paliwa na sto kilometrów. Warto jednak pamiętać, że jeśli wycieczka na stację odbywa się na zimnym silniku, auto potrzebuje więcej paliwa niż zazwyczaj.

Załóżmy, że na jednej stacji paliwo kosztuje 6,09 zł, a na drugiej 6,39 zł. Jeśli zamierzamy zalać do baku 50 litrów paliwa, koszt całego baku na taniej stacji wyniesie 304,50 zł, a na droższej - 319,50 zł. Koszt przejechania kilometra przyjmijmy jako 0,49 zł - czyli przyjmijmy, że wóz zużywa tańsze paliwo.

Jeśli tańsza stacja jest 2 kilometry dalej…

Jechać po paliwo aż do Niemiec się nie opłaca.

Podróż w dwie strony będzie nas wtedy kosztować 1,96 zł. To oznacza, że oszczędność, początkowo wynosząca 15 złotych, stopnieje do nieco ponad 13 złotych. Wciąż starczy na kawę.

Jeśli jednak stacja jest 5 kilometrów dalej, w dwie strony to już 10 km. Oszczędność topnieje do 10 złotych. Przy 7 kilometrach dalej, oszczędzamy już tylko kilka złotych. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę stracony czas, interes zaczyna stawać pod znakiem zapytania - zwłaszcza że w wyliczeniach nie bierzemy pod uwagę zużycia innych elementów auta.

Jazda na mocniej oddaloną stację ma sens przy tankowaniu większej liczby litrów do baku - z drugiej strony, wielu kierowców leje „za pięć dyszek” albo „za stówkę”. Przy takich transakcjach już nawet pojechanie na sąsiednią stację przestaje się z finansowego punktu widzenia kalkulować. Jeśli w grę wchodzi jeszcze spędzanie czasu w kolejce (bo tania stacja jest zwykle popularniejsza), lepiej "przepłacić" parę złotych i załatwić sprawę szybciej.

Podsumowując…

REKLAMA

…przyjemnie jest nie przepłacać, ale warto wcześniej pomyśleć, czy ma to sens - zarówno jeśli chodzi o koszty, jak i o czas. Zwłaszcza teraz, gdy przedświąteczny czas na drogach grozi utknięciem w korkach. No, chyba że gdzieś są smaczniejsze hot dogi. Wtedy rozumiem nawet daleką wyprawę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA