Jestem gotów na elektryczny skuter, ale moje miasto nie jest
Moja miłość do elektrycznego skutera Super Soco CUx miała taki sam wykres jak krzywa momentu obrotowego jego silnika.
Silnik elektryczny ma największy moment obrotowy przy najmniejszej liczbie obrotów, a potem ten moment liniowo spada. Dokładnie tak samo układały się moje uczucia wobec elektrycznego skutera Super Soco CUx. Gdy startowałem z miejsca, uwielbiałem go. Im bardziej się rozpędzałem, tym bardziej moje uwielbienie zamieniało się w irytację. Potem jednak zdałem sobie sprawę, że to po prostu wina Warszawy – miasta niedostosowanego do jazdy jednośladem rozwijającym w najlepszy dzień 62 km/h (częściej 58 km/h).
Super Soco CUx – krótka charakterystyka
Jest to skuter napędzany energią elektryczną zgromadzoną w akumulatorze umieszczonym pod siodłem. Teoretycznie może zabrać dwie osoby, ale w rzeczywistości jest malutki i kiedy jeździłem na nim sam, to zajmowałem właściwie całe siodło. Silnik marki Bosch rozwija moc maksymalną 2500 W, co pozwala się rozpędzić do ok. 60 km/h w niemal zupełnej ciszy, nie licząc szumu wiatru. 10-kilowy akumulator można łatwo wyjąć i zanieść do domu w celu naładowania, co zajmuje od 4 do 6 godzin przy korzystaniu ze zwykłej domowej sieci.
Skuter Super Soco CUx ma trzy tryby jazdy, które de facto są po prostu poziomem automatycznej blokady prędkości: do ok. 35 km/h, do 45 km/h i bez ogranicznika. Oczywiście jazda w trybie 1, czyli do 35 km/h, pozwala skutecznie oszczędzać zasięg i zapewne gdybym mieszkał w Bilbao, ten tryb byłby zupełnie wystarczający. Skuter wyposażono w system bezkluczykowy. Można go uruchamiać naciśnięciem stacyjki, ale tradycyjny kluczyk też jest na miejscu. Korzystałem ze zwykłego odpalania, bo jakoś nie umiałem się z tym keylessem dogadać, a poza tym czuję niewytłumaczalny komfort psychiczny wynikający z tego, że kluczyk znajduje się w stacyjce podczas jazdy. Bez niego mam (zapewne irracjonalne) wrażenie, że kierownica za chwilę mi się zablokuje.
Super Soco CUx jest trochę podobny do Lambretty
Pod kierownicą znalazł się haczyk na torbę, a pod nim duża kieszeń na drobiazgi. Trochę się komuś pozajączkowała kolejność, bo haczyk powinien być pod kieszenią, a nie nad nią. Inaczej kieszeń przeszkadza w powieszeniu torby. Niestety, pod siodłem mieści się już tylko akumulator, ale przecież jest tylny kufer. Wygląda na płytki, a zmieściłem w nim kask szczękowy na moją niepotrzebnie wielką głowę. Skuter nie ma centralnej stopki, tylko boczną, przez co nie stoi zbyt stabilnie. Trzeba szukać mu miejsca na asfalcie lub na kostce, nie na żwirze ani na gołym gruncie.
Nie ma tu oczywiście żadnych tradycyjnych wskaźników. Jest tylko wyświetlacz centralny, bardzo czytelny nawet w dzień. Podczas jazdy widzimy na nim prędkość i procent naładowania akumulatora (ale nie zasięg, ten musimy sobie wykombinować sami). CUx, mimo nieco retro-wyglądu nawiązującego delikatnie do Lambretty LD, jest bezwzględnie nowoczesny i posiada oświetlenie zewnętrzne LED, nie tylko estetyczne ale i nadzwyczaj skuteczne.
Dobrze, to może się przejedźmy
Zanim ruszymy, trzeba wykonać sporo czynności. Kluczykiem otwieramy skrytkę pod siodłem, wkładamy do niej naładowany akumulator i podłączamy go. Przestawiamy bezpiecznik główny na pozycję włączoną. Zamykamy siodło, przekręcamy kluczyk i przełączamy skuter w tryb „READY”. Teraz wystarczy odkręcić manetkę. Oczywiście całej operacji nie trzeba powtarzać za każdym razem, ale stosunkowo często, a dlaczego – o tym za chwilę.
Manetkę trzeba odkręcać delikatnie, żeby nie zrobić Conrado Moreno. Super Soco CUx rusza dynamicznie i ochoczo nabiera prędkości. Cisza, która nam przy tym towarzyszy jest z jednej strony przyjemna, z drugiej strony nie pozwala nas zauważyć. Ludzie po prostu włażą pod ten skuter, bo go nie słyszą. Jak to szło, loud pipes save lives?
Jeśli akumulator jest dobrze naładowany, to CUx-a rozbujamy nawet do 62-63 km/h. Jeśli poziom naładowania spadnie poniżej ok. 70%, to spadnie też i prędkość maksymalna, mniej więcej do 58 km/h. Postanowiłem jeździć CUx-em tak, jakbym jeździł skuterem spalinowym i w żadnym razie nie próbować oszczędzać zasięgu. Skuter nie jest po to, żeby snuć się 30 km/h, skuter jest po to, żeby dojeżdżać na miejsce szybciej niż samochodem. Ogień!
Ogień zagasł
Bardzo szybko przekonałem się, że Warszawa ze swoimi szerokimi arteriami jest miejscem kompletnie nieprzyjaznym dla skutera tego rodzaju. Moją 10-konną 125-tką przepycham się na przód rzędu samochodów stojących pod światłami, potem dynamicznie ruszam i kierowcom aut zajmuje kilkanaście sekund, zanim mnie dogonią. Tutaj czas doganiania wynosił jakieś 3-4 sekundy, a potem zaczynały się nerwy i trąbienie. Skutek był taki, że w celu uniknięcia nieprzyjemnych sytuacji stawałem po prostu za ostatnim stojącym na światłach samochodem i wdychałem jego spaliny, gdy przyspieszaliśmy. Tym sposobem cały sens skutera spadł z rowerka. Powtórzę jednak, że absolutnie nie jest to wina samego skutera, który nie został zaprojektowany do miasta w stylu radzieckim, ze słabą siatką ulic, ale za to ogromnymi alejami po sześć pasów. Gdybym mieszkał we Włoszech, Hiszpanii czy Grecji – a nawet choćby w Wiedniu czy Amsterdamie, CUx byłby niepokonany.
Super Soco CUx – zasięg
Po przejechaniu 16 km z 99% naładowania zrobiło się 68%. Przy mojej masie i rodzaju użytkowania Super Soco CUx realnie przejeżdża 40-50 km zanim trzeba go znów naładować. Oczywiście gdybym jeździł wolniej, to przejechałby więcej, ale wolniejsza jazda po Warszawie to trochę samobójstwo. To nie CUx jest zły, to ja mieszkam w złym miejscu, czekam więc na możliwość przetestowania czegoś elektrycznego, co odpowiada bardziej 125-tce, a nie 50-tce.