10 tys. km na chińskim skuterze. Test długodystansowy Kymco People 1
Motocyklistą to chyba nie zostanę, ale skutery nazywane pogardliwie „nocnikami” to wspaniały środek transportu.
Sześć lat temu, zimą 2014 r., uznałem że wykorzystam nowe przepisy umożliwiające jazdę na jednośladzie o pojemności do 125 ccm z prawem jazdy kategorii B. Kupię sobie skuter, możliwie na dużych kołach, żeby lepiej pokonywał zapadnięte studzienki ściekowe i nauczę się na nim jeździć. Pamiętam instruktorów nauki jazdy motocyklem, którzy płakali wtedy, że z powodu liberalizacji przepisów nastąpi krwawa łaźnia, a „samochodziarze”, którzy wsiądą na 125-centymetrowe dwa koła, będą zabijać się jak lemingi spadające z klifu. Nic takiego oczywiście nie nastąpiło, nadal zabijają się głównie motocykliści z prawem jazdy kat. A jeżdżący na bardzo szybkich motocyklach, bardzo szybko i bardzo bezpiecznie.
Kymco People 1 - sprawdziłem opinie
Po przeczytaniu 2137 testów skuterów 125 ccm uznałem, że nie warto wydawać sterty siana na jakieś produkty typu Vespa czy Yamaha, skuter produkcji chińskiej zrobi to samo, tyle że za połowę tej wartości. Najlepsze oceny wśród tańszych marek miała marka KYMCO z Tajwanu, gdzieś za nią snuł się SYM, a najgorzej wypadały wszelkie produkty typu Barton, Router, Toros itp. Kupiłem w końcu Kymco, ale nie Agility City 125, które kupowali wtedy wszyscy, a droższy model People 1. Dlaczego? Z powodu elektronicznego wtrysku paliwa. Agility City 125 ma gaźnik, co niby jest fajne, ale powoduje zwiększone zużycie paliwa, a ja nienawidzę tankować. Po 10 000 km mogę powiedzieć: to była świetna decyzja, People 1 nigdy nie spalił więcej niż 2,8 l/100 km. Zbiornik wystarcza na przejechanie ok. 150 km – uważam że to dobry wynik jak na skuter, a sprytne ukrycie baku w przedniej części pojazdu, pod kierownicą, pozwoliło na zwiększenie pojemności schowka pod siodłem.
Kymco People 1 okazał się nudnawy
Po odebraniu miałem tylko jedno zastrzeżenie do mojego nowego skutera: nie działał wskaźnik poziomu paliwa. Umówienie się na serwis gwarancyjny trwało strasznie długo, prawie dwa miesiące musiałem notować na kartce ostatnie tankowanie, żeby na pewno nie zabrakło mi wachy w trakcie jazdy. W końcu po kilkukrotnej wymianie maili udało się umówić do serwisu – wcześniej cały czas utrzymywano, że nie mogą mnie przyjąć, bo nie mają części zamiennych do tego modelu, tak jakby mnie to w ogóle interesowało.
Od czasu naprawy wskaźnika nie przydarzyła mi się żadna awaria. Skuter KYMCO potwierdził swoją wysoko ocenianą jakość. Chociaż po 8000 km trzeba było wymienić rolki wariatora. Nie nazwałbym tego awarią, raczej przedwczesnym zużyciem, które objawiło się tym, że skuter ruszał niezbyt płynnie, w sposób szarpiący. Po wymianie rolek start stał się znacznie przyjemniejszy. Tyle że teraz na liczniku jest 9970 km i szarpanie powoli powraca. Gdy znowu się nasili, na pewno nie pojadę już do ASO – za wymianę rolek wezmę się z kolegą, który się na tym zna, przy okazji nabędę nową umiejętność.
Choć gdy pomyślę dłużej, przypominam sobie jeszcze jedną usterkę: z początku do otwierania schowka i odpalania skutera miał służyć jeden kluczyk. Tyle że zamek schowka zaprojektowano pod kluczyk krótszy, a ten był dłuższy. Należało włożyć go do połowy grotu i obrócić. Powodowało to wyginanie się grotu w jego środkowej części. Ostatecznie po prostu się złamał. Zapasowym kluczykiem uruchomiłem skuter i udałem się do naprawy gwarancyjnej. Z początku mówiono coś o... zespawaniu kluczyka (serio?), po moich protestach dostałem drugi kluczyk do stacyjki i osobny komplet do otwierania schowka + nowy zamek.
Jak się jeździ Kymco People 1 po mieście?
Model People 1 to spory skuter, ale wciąż na mnie za mały. Siedzę dość nisko, a podłoga znajduje się stosunkowo wysoko, za co odpowiadają też duże koła (przód 16 cali, tył 14). Przy 190 cm wzrostu sprawia to, że jazda dłuższa niż pół godziny wiąże się z bólem kręgosłupa. Gdybym miał wybierać następny skuter – na co się nie zanosi – kupiłbym taki, w którym nogi trzyma się bardziej do przodu. Znakomity jest natomiast kufer, który był wyposażeniem seryjnym tego modelu. Jestem zdziwiony, jak duże obciążenie potrafi wytrzymać. Poza tym idealnie mieści się w nim mój wielki kask na moją wielką głowę.
People 1 jest cichy – nie tak jak Honda PCX, która jedzie praktycznie bezszelestnie, ale nie ma mowy o tym, żeby po dłuższej jeździe głowa bolała tak samo jak kręgosłup. Maksymalnie pojedzie 100 km/h, realna prędkość to 90 km/h, a komfortowa – 80 km/h. W mieście nie potrzeba więcej. Powyżej przeszkadza przede wszystkim szum powietrza, silnik przestaje być słyszalny. Duże koła są faktycznie znaczną zaletą, poprawiającą stabilność skutera. Po przejażdżce testowej skuterem Benelli na małych kołach byłem przerażony, z radością wróciłem do własnego pojazdu.
People 1 ma skuteczne hamulce (fabryczne klocki po 10 tys. km), jest stabilny, a zawieszenie nazwałbym dość twardym. Przedziwny jest wspomniany już wskaźnik paliwa, który działa w odwrotną stronę. Gdy bak jest pełny, wskazówka znajduje się po lewej stronie, tam gdzie normalnie spodziewamy się znaleźć cyfrę 0. W miarę ubywania paliwa, przesuwa się ona na prawo, tak jakby wartość się zwiększała. Równie pogmatwane jest sterowanie światłami, odbywające się za pomocą dwóch przełączników na kierownicy, które właściwie dublują swoje funkcje. Rozrusznik obsługuje się przyciskiem, skuter ma też dwie stopki – dużą, centralną i małą boczną, do chwilowego zatrzymania. Jeździłem nim wielokrotnie w dwie osoby i w tej roli sprawdza się zaskakująco dobrze, jedynie odrobinę tracąc na osiągach.
Piekło to inni, czy niekoniecznie?
Gdy sezon na jednoślady dopiero się zaczyna – trochę tak. Kierowcy nie uważają wtedy na skutery i motocykle, potrafią z nagła zmieniać pas bez patrzenia w lusterka. Mniej więcej w maju problem ustaje, bo ludzie się orientują, że znowu trzeba uważać. Zdaję sobie sprawę, że jazda na skuterze nie jest zbyt bezpieczna w porównaniu z jazdą samochodem i wymaga zupełnie innego rodzaju ostrożności niż prowadzenie auta, ale podróżując po stolicy wykorzystuję wszelkie cechy skutera, które pozwalają mi nie stać w korku. Jeśli są dwa pasy, przejeżdżam między autami, przeważnie nie szybciej niż 20 km/h i staję pod światłami jako pierwszy. Na szczęście People 1 ma na tyle dobry start, że nie ma mowy o tym, żebym w ten sposób opóźniał ruch.
Tam, gdzie dozwolony jest ruch motocykli na buspasie – korzystam z niego. Jeśli np. na rampie wjazdowej na most czy trasę szybkiego ruchu jest korek – omijam go, bo żaden kierowca osobówki nie straci ani sekundy na tym, że motocyklista go ominie i dojedzie gdzieś szybciej. Niestanie w korku jest największą zaletą skutera, która przyćmiewa wszystkie jego wady. Jestem w stanie wybaczyć to że zmoknę albo zmarznę, jeśli wiem, że mogę nadzwyczaj precyzyjnie zaplanować czas podróży i co więcej, jest znikoma szansa że z jakiegoś powodu w tej podróży utknę. W samochodzie to praktycznie niemożliwe. Nauczyłem się też maksymalnie wykorzystywać przestrzeń bagażową skutera. Nieraz zawiózł na pocztę naprawdę sporo paczek.
Nie zostałem jednak motocyklistą
Wiele osób mówiło, że gdy zakosztuję jazdy na 125 ccm, będę koniecznie chciał przesiąść się na coś mocniejszego i zrobić prawo jazdy kat. A. Nie wiem za bardzo kiedy ma to nastąpić, bo po przejechaniu 10 tys. km na skuterze jedyne o czym marzę, to przesiadka na podobny pojazd, tyle że elektryczny – żeby był cichszy i żebym mógł ładować akumulator w domu, a nie jeździć co tydzień na stację benzynową. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem więc test Grzegorza opisujący elektryczny motocykl Soco TC Max i stwierdziłem, że to chyba jeszcze nie dla mnie i poczekam na coś podobnego, ale bardziej praktycznego. Na spalinowej 125-tce może raz czy dwa razy zabrakło mi mocy, ale w niczym to nie przeszkodziło – a gdybym miał tej mocy więcej, pewnie odwaliłbym coś głupiego.
Zupełnie rozumiem osoby, które popróbowały jazdy na jednośladzie i uznały, że to nie dla nich. Są faktycznie momenty, w których czuje się strach – nie tylko przed wywrotką, ale i przed zachowaniem innych kierowców. Jeśli nie umie się go wypierać, to rzeczywiście może niekoniecznie jazda na jednośladzie jest dla ciebie. Nie czuję jednak zarazem tej fantastycznej motocyklowej wolności, o której opowiadają mi koledzy jeżdżący na większych „sprzętach”.
A czy się wywaliłem?
Oczywiście, i winny był złośliwy kierowca, który skręcał przede mną w lewo i w połowie skrzyżowania wbił hamulec do podłogi. Jezdnia była mokra i sekundę później leżałem już na glebie. Skuter zarysował się w jednym miejscu, ale nie przeszkadza mi to w niczym, nawet mój kask się nie uszkodził. Niestety, pojazd przygniótł mi nogę, a to było już mniej przyjemne. Dałem jednak radę pozbierać się sam i zejść z jezdni. Nie polecam tego doświadczenia w żadnej postaci, a przede wszystkim – nigdy nie jeździjcie z krótkim rękawem ani nogawkami, ani w odkrytych butach, chyba że ma być jak w tym dowcipie: do krawężnika to same oczy dojechały.
Kolejne kilometry na Kymco People 1
Na razie zostaję przy tym co mam, ale czekam na skuter elektryczny, który będzie jechał 80-90 km/h, będzie miał zasięg 70-80 km i akumulator z możliwością demontażu oraz ładowania w domu. Jeśli taki pojazd się pojawi, najlepiej jakiejś marki do której mam zaufanie, z przyjemnością wymienię moje Kymco na coś takiego. A tymczasem, po 10 tys. km, mam do powiedzenia tyle: więcej osób powinno jeździć po mieście na jednośladach. Byłoby o wiele mniej korków, o wiele mniej idiotycznego parkowania i o wiele mniej emisji spalin. Wcale nie trzeba być motocyklistą z krwi i kości by latać na czymś takim, traktując ten pojazd w pełni utylitarnie.