Seat nie potrafi naprawić klamry pasów bezpieczeństwa w Ibizie. Zamiast tego przesyła naklejkę
Niedawna akcja serwisowa przeprowadzona w Ibizie nic nie dała. Samochód stał się teraz w praktyce czteroosobowy, a wożenie piątego pasażera grozi… śmiercią czwartego.

Jednym z samochodów u mnie w domu jest Seat Ibiza aktualnej generacji. Został odebrany tuż przed Wigilią 2017 roku i do tej pory przejechał prawie 13 tysięcy kilometrów. Nie mogę powiedzieć o tym aucie złego słowa. Nic się w nim nie psuje, ma sporo miejsca w środku, dobrze się prowadzi, a jego silnik 1.0 TSI o mocy 115 KM jest naprawdę dynamiczny i niewiele pali. Auto sprawdza się we wszystkim tym, do czego zostało kupione i nikt ani przez chwilę nie żałował, że padło akurat na Seata, a nie na któregoś z konkurentów. Po przejechaniu się ostatnio wersją 1.5 TSI 150 KM uznałem też, że nie ma sensu dopłacać do większego silnika. Wszystko jest w porządku… to znaczy, prawie wszystko.
W maju Seat wysłał list z zaproszeniem na akcję serwisową.
Brzmi groźnie. Dlatego trzeba było umówić się do serwisu na bezpłatne wykonanie poprawek. Oczywiście, jest to niedogodność, ale byłem wyrozumiały: takie rzeczy się zdarzają i trudno wskazać model, w którym nigdy nie trzeba było przeprowadzać żadnej akcji serwisowej.
Cała wizyta w ASO trwała mniej, niż trwa przygotowanie i wypicie filiżanki kawy. Wydawało się, że problem z pasami został już rozwiązany.
10 września wysłano kolejny list.

Część tekstu napisano wytłuczonym drukiem, a ostatnie zdanie – czerwoną czcionką.
Co więcej, do listu dołączono… naklejkę.

Napisano także, by przykleić ją na desce rozdzielczej. Póki co to jedyny sposób rozwiązania problemu, który może zaproponować Seat. Na widok tej nalepki szeroko się uśmiechnąłem. Choć mam też pełne prawo, by się zdenerwować.
Z jednej strony – tym autem od grudnia nigdy nie jechało pięć osób. Nikt nie siedział na środkowym miejscu z tyłu. Uciążliwość tej usterki jest więc w tym przypadku żadna. Ale… co z tego? W dowolnej chwili może wydarzyć się sytuacja, w której będzie potrzeba przewiezienia kompletu pasażerów.
W końcu w salonie zapłacono za samochód pięcioosobowy.

Niepokojące jest też, że Seat ma do czynienia z usterką, przez którą ktoś może zginąć lub zostać ranny (a może nawet już tak się stało?), ale nie potrafi sobie z nią poradzić. Zamiast tego wysyła naklejki. To nie wpływa dobrze na zaufanie do marki.
Swoją drogą, sporo takich Seatów jeździ w Uberze. W wymaganiach tej firmy jest napisane, że samochód musi być co najmniej pięcioosobowy. Oprócz tego, że Ibiza teoretycznie nie spełnia teraz tego wymogu, kierowca może też mniej zarobić: chcąc się trzymać zaleceń, nie zabierze tylu osób, ile mogą zabrać jego koledzy.