Rolls-Royce Wraith powstał z martwych. Wszystko da się naprawić
Zawsze się cieszę, kiedy oglądam jakieś skuteczne i profesjonalne naprawy blacharskie. Zamiast samochód zezłomować, można go przecież naprawić. Nawet jeśli to Rolls-Royce Wraith.
W oko wpadł mi ostatnio fanpage firmy Royal Car Service spod Warszawy. Wpadł mi w oko, bo zobaczyłem na nim ciekawą historię – oto ktoś w Stanach Zjednoczonych mocno rozbił czarnego Rolls-Royce'a Wraith, a samochód trafił do Polski do naprawy. Tak, wiem, zaraz ktoś napisze „TEGO SIĘ NIE DA NAPRAWIĆ HURR DURR”, czytałem takie komentarze pod wieloma relacjami z napraw lub renowacji blacharskich.
Przód jeszcze jakoś się uchował.
Tył natomiast oberwał straszliwie.
Bez wątpienia wiele osób na widok takich uszkodzeń by się poddało i uznało że lepiej oddać na złom. Trudno nawet znaleźć nietknięty element blacharski. Do Wraitha można znaleźć trochę używanych części na angielskim eBayu, a przykładowe ceny to 1800-2000 funtów za błotnik, podobną cenę mają zderzaki... i to właściwie tyle. Bardzo dużo trzeba dorobić lub naprostować to, co jest.
Rolls-Royce Wraith – naprawa
Właściciel Royal Car żałuje, że nie robił zdjęć w trakcie naprawy, ale pewnie było z tym tak dużo pracy, że robienie zdjęć zeszło na daleki plan. Po wstępnym naprostowaniu i wymianie elementów auto prezentowało się tak:
Ktoś napisał w komentarzu, że to inny samochód. Dlatego że ma inne felgi? Felgi można zmienić. Właściciel serwisu twierdzi, że wszystkie naprawy wykonywano zgodnie z technologią producenta. Ciekawe, czy ten Wraith ma już aluminiowe panele nadwozia – producent twierdzi, że od 2018 r. wszystkie Rollsy są aluminiowe. Ten pewnie jeszcze ma nadwozie ze stali.
Jak widać, wymieniono właściwie... całe nadwozie, choć nie obyło się oczywiście bez prostowania wielu elementów. Prawy błotnik zapewne pochodzi z demontażu innego auta, podobnie jak przedni zderzak i inne części blacharskie. Ciekawe ile Wraithów trzeba było zdemontować, żeby naprawić tego jednego?
Teraz czas na żmudne szpachlowanie i podkładowanie, i jeszcze raz, i jeszcze trochę – w końcu to Rolls, więc musi być ładnie (tak jakby np. na Fabii mogło być brzydko, nienawidzę tego wyrażenia, pracę trzeba robić zawsze dobrze). Na tym zdjęciu widać, jak ogromny jest Wraith. Ogromny i bez sensu, bo ma tylko dwoje drzwi, a tylna klapa nie otwiera się razem z szybą.
I właściwie gotowe:
I najważniejsze pytanie:
Nie wiem czy wiecie, ale większość drogich samochodów ściągniętych z USA to auta powypadkowe. Tyle że wiele firm po prostu to ukrywa i wystawia błyszczące fury na sprzedaż, na wszelki wypadek milcząc na temat ich przeszłości. Niejedno Porsche czy Ferrari zaliczyło grubego dzwona za oceanem, a swoje drugie życie dostaje w Europie Wschodniej, Rosji, lub jeszcze dalej na wschód. Jak mówi znane przysłowie, nie święci garnki lepią, więc mając odpowiednią wiedzę i narzędzia, można odbudować nadwozie samochodu na wzór fabryczny bez szkody dla jego trwałości i bezpieczeństwa. Ten Rolls jest tylko jednym z wielu przykładów samochodów po poważnych wypadkach odbudowanych w Polsce. Jeżdżą one wśród nas, w normalnym ruchu, a my nawet tego nie wiemy.
Szanuję, że ktoś zdecydował się pokazać zdjęcia przed i po w przypadku tego Rollsa, bo otwierają one oczy na to, skąd biorą się „tanie, drogie wozy”. A teraz czas na to pytanie: kupilibyście tak odbudowanego Wraitha z dokumentacją naprawy czy wolelibyście egzemplarz, którego przeszłości nie znacie i nie wiecie, czy pół roku temu nie spadł na niego asteroid?
Wszystkie zdjęcia dostałem od Royal Car Service w Mościskach