Każda troska znika, gdy wsiądziesz w Renault Trafica. Ale tylko w tego, bez fotela jednego
Pakiecie Signature - nagle to wszystko traci sens, gdy ciebie nie ma.
Jest taki samochód, który wozi urzędników na kontrole i szkolenia, bo w przetargach wygrywa ceną. Właściwie to wozi wszystkich, bo wszędzie nią wygrywa. Nie wygrywa tylko pierwszego wrażenia, zmagań na liczbę systemów wspierających kierowcę, ergonomię i jeszcze kilku rzeczy nie wygrywa, ale i tak jest lepszy od większości SUV-ów, choć sam SUV-em ani trochę nie jest.
Oto Renault Trafic Spaceclass - van na bazie samochodu dostawczego, który ma sens tylko w parze i tylko z jak najmniejszą liczbą foteli.
Renault Trafic Spaceclass - cena
Występuje w kilku wariantach - wersji długiej i krótkiej (różnią się długością i rozstawem osi), z mocą 145 i 170 KM (zawsze z dieslem) oraz z automatyczną lub manualną skrzynią biegów. Co jest kompletnie nieistotne, bo najważniejsza jego cecha kryje się za, a nie przed siedzeniem kierowcy. Zanim jednak do niej dojedziemy, przejdziemy przez szereg plusów ujemnych. Najpierw musimy pokonać smoka, żeby dojść do księżniczki.
Najtańszy Renault Trafic Spaceclass kosztuje 162 100 zł, czyli tyle, ile wyposażone po dach kompaktowe kombi. Tylko, że żadne kombi nie jest w stanie przebić tego co Spaceclass oferuje. Problem w tym, że trzeba nim przejechać tak z 1000 kilometrów żeby się o tym przekonać. Początki z Renault Trafic miałem trudne. Nie pasowało mi wszystko.
Jak się jeździ busem?
Mikołaj jeździł Volkswagenem Transporterem w wersji Multivan i Mercedesem V. Według niego prowadzą się jak zwykłe samochody osobowe. Nie mogłem powiedzieć tego samego o Renault Trafic. Układ kierownicy i przednie zawieszenie zdawały się być odrębnym bytem, oddzielonym od pozostałej części pojazdu.
Mimo że przednie koła są dość blisko stóp kierowcy to miałem wrażenie, że cały samochód musi je gonić. Tę mizerię pogłębiał fakt, że nawet przy prędkości 40 km/h i próbie dynamicznej zmiany pasa ruchu, przednie koła zrywały przyczepność, a deszcz akurat nie padał. Pedał przyspieszenia i hamulec również nie sprawiały wrażenia precyzyjnych, czułem się jakbym musiał gaz pompować, a nie dozować. To krzyżówka autokaru z tramwajem - takie miałem wrażenie, a to z pewnością nie był pierwszy bus jakiego prowadziłem.
A jak zorientowałem się, że pasażerowie z tyłu mają przyjemniejszy żywot niż kierowca, to miałem poważną chwilę zawahania, czy to na pewno jest pojazd, w którym ktoś zawodowo spędza swój cały dzień pracy.
Do wszystkiego jest daleko, wszędzie trzeba się schylać i sięgać. Dźwignia hamulca ręcznego - daleko. Schowek w bocznych drzwiach - nisko, czyli daleko i jest tam mało miejsca żeby wcisnąć rękę z zegarkiem. Rozkładany uchwyt na napoje napój - daleko i po złej stronie deski rozdzielczej, a ten bliżej jest płytki. Nawet przyciski do sterowania centralnym wyświetlaczem też były daleko. Nad głową zaś było brak przestrzeni na dokumenty lub inne szpargały, których tony kierowcy busów zawsze wożą ze sobą. Ewidentnie nie jest to samochód do pracy, przynajmniej nie takiej nie za karę.
Jasnym punktem ergonomii było gniazdo portu USB, które umieszczono na wierzchu deski za uchwytem na telefon. Sam uchwyt niestety zaprojektowano chyba 20 lat temu, nie zmieści do niego żaden współczesny smartfon. Dobre umieszczenie portu, sprawiające, że kabelek nie lata po środku samochodu, traci tym samym połowę swojej wartości.
Wyposażenie Renault Trafic Spaceclass
Z wyposażeniem też nie jest za bogato, przynajmniej na tle zwykłych aut osobowych. Jest automatyczna klimatyzacja, ale nawiew w części pasażerskiej kierowca może tylko wyłączyć lub włączyć. Sterować jego ustawieniami można tylko z tylnej części pojazdu i nie jest to najmądrzej zaprojektowanie rozwiązanie. Prawie jak oddzielne krany do ciepłej i zimnej wody w niektórych krajach.
System multimedialny R-link, tak jak każdy samochodowy system, przegrywa walkę ze smartfonem. Nawigacja przy poszukiwaniu trasy informuje, że właśnie przeszukuje kilkadziesiąt tysięcy punktów. Przeszukuje je pieczołowicie i długotrwale, a ja w tym czasie wyjmuję telefon z kieszeni i po trzech sekundach umieszczam telefon z gotową trasą w tym archaicznym uchwycie. Android Auto i Apple CarPlay brak, więc jesteśmy skazani na przechylony obraz z telefonu.
Skoro Spaceclass to luksusowa salonka, to systemy elektroniczne wspierające kierowcę też powinny być luksusowe. Tu najbardziej widać dystans do samochodów osobowych, które sporo systemów potrafią zabrać na pokład już w bazowych wersjach. W Traficu nie ma aktywnego tempomatu, nie ma ostrzeżenia o opuszczaniu pasa ruchu, nie mówiąc o systemie, który aktywnie by w tym pasie samochód przytrzymywał. Nie ma nawet sygnalizowania, że w martwym polu znajduje się jakiś pojazd. Słowem, nie ma tu wiele z tego, co działa na rzecz bezpieczeństwa kierowcy w długiej trasie.
Jest tylko możliwość zamówienia auta z automatyczną skrzynią biegów, co podejrzewam skusi około 0,000001 proc. kierowców busów sporządzających OPZ w Polsce. A szkoda, bo ten element Trafica serdecznie polecam. Nie mam do pracy tej skrzyni nawet grama zastrzeżeń i powiem więcej, mało który obecnie produkowany samochód osobowy wybiera biegi tak poprawnie.
Tym komplementem możemy przejść do części pochwalnej, po tej litanii narzekań obiektywnych stwierdzeń. Bo wszystkie nagle tracą sens (gdy ciebie nie ma), wobec jednego kluczowego elementu wyposażenia - foteli w ustawieniu kapitańskim.
Spaceclass - to gdzie ta klasa?
Nie da się zrobić z samochodu dostawczego luksusowej salonki wstawiając skórzane fotele. Doceniam pomysł - nie wyszło - ale i tak jestem zachwycony. Cała wspaniałość Trafica Spaceclass nie tkwi w rodzaju tapicerki, tylko w obrotowych fotelach i przesuwanym stoliczku.
Możliwość aranżacji ustawienia foteli w tylnej części całkowicie zmienia stan gry. Postój w trasie nabiera nowych barw, gdy delektując się dobrze osłodzoną herbatą z termosu, podziwiamy widoki przez szeroko otwarte przesuwane drzwi (z obu stron). Jakiekolwiek czynności wykonywane przy dzieciach również przestają przypominać operację w ciasnej przestrzeni (mam tu dobre porównanie, ale nie mogę go użyć ze względu na jego obecny polityczny kontekst). Przewijanie, karmienie, przebieranie, bicie pasem, na wszystko nagle mamy mnóstwo miejsca.
Dzieci mogą się pobić o to, w którym rzędzie będzie stał przesuwany, rozkładany stolik, szwagier może wyrzucać kiepy przez malutkie uchylne okno, rodzinne podróżowanie nagle zaczyna być fajne. Nawet tylna klapa, która jest ciężka i pozbawiona elektrycznego sterowania, tworzy dodatkową przestrzeń na zmianę butów narciarskich i tym podobne czynności. Każde kombi i każdy SUV wysiada przy wygodzie, jaką daje wykorzystywanie przestrzeni w Traficu Spaceclass.
Drobnym problemem jest to, że za zrobienie ze Spaceclassa naprawdę space class, trzeba dopłacić.
Co dokupić do klasy kosmicznej?
Ile kosztuje najtańszy Spaceclass, już wiemy. Najtańszy z automatyczną skrzynią to koszt 171 250 zł. Wybrana moc silnika, szczególnie przy automatycznej skrzyni, nie powinna mieć znaczenia. Różnica w sprincie do setki to 1,2 sekundy (12,2 i 11 sekund), a automat jest szybszy niż manual (13,2 s.). Cóż więc ma znaczenie?
Skórzana tapicerka kosztuje dodatkowo 10 900 zł. Musimy ją kupić by zyskać dostęp do Pakietu Signature za 18 900 zł, który w drugim rzędzie da nam dwa obrotowe fotele z Isofixem, trzymiejscową kanapę w trzecim rzędzie (2 x Isofix) i przesuwny stolik. Możemy również wybrać podobny pakiet Escapade za 13 900 zł, bez skórzanej tapicerki, ale za to z lampką LED i możliwością przekształcenia trzeciego rzędu w łóżko. Jedną z tych opcji wybrać trzeba, bo inaczej cały misterny plan by zrobić sobie w środku salonik, bierze w łeb. Bez nich to zwykły blaszak z fotelami i nieważne, że po ich zakupie zmniejsza się liczba miejsc.
Ile pali Spaceclass?
W walce ze zwykłymi osobówkami trzeba wykazać się jeszcze dobrym spalaniem. Trafic Spaceclass pali 8 litrów w trasie. Tak mniej więcej, na jednopasmowej drodze krajowej da się zejść trochę niżej, na autostradzie będzie więcej. W mieście da się zamknąć w 9 litrów ON. Nie jest więc źle i niektóre SUV-y powinny mu zazdrościć. Jak nie spalania, to chociaż tego, że w trasie nagle zaczyna być nadspodziewanie zgrabnym samochodem. W mieście skrzynka na jabłka, w trasie bolid. Byłaby to doskonała alternatywa dla tych popularnych pojazdów, gdy nie jeden szkopuł.
Trafic nie ma sensu, jako jedyny samochód w rodzinie. Bez wsparcia mniejszego samochodu szybko odechce nam się borykać z jego gabarytami. Jest przeszklony, zapewnia dobrą widoczność i potężne lusterka, ale kilka wyjazdów tyłem z miejskiego miejsca parkingowego, może sprawić, że zatęsknimy za krótszym samochodem, a o trudnościach ze znalezieniem odpowiedniego miejsca parkingowego nie trzeba nawet wspominać. To że można wysiąść przez rozsuwane drzwi nie rozwiązuje sprawy ciasnych miejsc.
1 000 km trasy w Traficu zmienia wszystko
Trafic Spaceclass jest samochodem luksusowym, jeśli za luksus uważamy dostęp do przestrzeni. Luksus na pewno poczują pasażerowie, kierowca przesiadający się z osobówki chwilę będzie musiał sam siebie do tej koncepcji luksusu przekonać. Drugi - ten większy - samochód w rodzinie, powinien być Spaceclassem. Tylko nie zapomnijcie dopłacić do obracanych foteli.