Alternatywny alfabet alternatywnego samochodu. Oto nowy Range Rover Evoque
Jest stylowy niczym modna torebka, ale jednocześnie ciężki jak plecak pierwszoklasisty. Przez tydzień sprawdziłem Range Rovera Evoque od A do Z… czy jakoś tak.
Najnowszy Range Rover Evoque to samochód trochę niszowy i alternatywny. To znaczy, że kupuje się go dlatego, że nie chce się jeździć konkurencyjnym, niemieckim SUV-em premium. Czuć, że jest zrobiony trochę inaczej, według innej filozofii.
Proponuję więc alternatywny alfabet według Range Rovera Evoque’a. Nie będzie od A do Z, ale od A do… C. Z kilkoma innymi literami po drodze. Dodam tylko, że testowany przeze mnie egzemplarz miał najmocniejszego, 240-konnego diesla 2.0, napęd na cztery koła i był w bogatej wersji wyposażenia HSE.
A jak Alternatywa.
Tak jak wspominałem, ten wóz nie jest zaprojektowany według tych samych zasad, co niemieckie SUV-y, takie jak Audi Q5 i BMW X3. Range Rover mocniej nawiązuje do terenowych tradycji. Ma kierownicę olbrzymią niczym koło sterowe i więcej gadżetów, które pomagają poza asfaltem. Siedzi się w nim trochę wyżej. Ma swój niepowtarzalny klimat, który nie każdemu się spodoba. No i wyjątkowo istotny jest w nim następny podpunkt tej opowieści.
S jak Styl.
Range jest stylowy. Nowa generacja Evoque’a wygląda jak poprzednia pomieszana z Velarem. I dobrze, bo to dwa ładne wozy. Ich połączenie też wyszło bardzo mile dla oka.
Nie zabrakło tu efektownych detali, takich jak np. wysuwane klamki (póki co to nowość i wyróżnik, ale za kilka lat pewnie co drugi wóz będzie takie miał). Całość ma dynamiczne linie i jest gustowna niczym sesje zdjęciowe z nowego numeru „Vogue’a”. Ten samochód jest doskonałym uzupełnieniem modnej stylizacji. Prawie jak torebka albo kurtka od projektanta.
I to styl będzie sprzedawał ten model. Spytajcie 10 osób, które go zamówiły, dlaczego padło właśnie na Range’a, a nie na coś konkurencyjnego. Założę się, że co najmniej w 8 przypadkach powodem był właśnie wygląd i wizerunek.
W jak Wykończenie.
Po co kupuje się produkt premium? Przede wszystkim po to, by zrobić wrażenie na sąsiadach poczuć się wyjątkowo. I tutaj naprawdę to możliwe.
Nie jestem pewien, czy w przypadku wersji bazowej moje wrażenia byłyby takie same. Ale tutaj – w testowanej odmianie HSE – to jest klasa premium. Po prostu.
Wszystko dokładnie zmontowano i wykonano z takich materiałów, jakich można by oczekiwać po Range Roverze. Całość (może oprócz lewarka zmiany przełożeń) robi wrażenie solidnego i jest miła w dotyku. No i bardzo dobrze wygląda. Być może Evoque w środku jest jeszcze ładniejszy niż na zewnątrz. A przynajmniej jest równie ładny. Czyli dobre wrażenie nie znika po otwarciu drzwi.
G jak Gadżety.
Jeżeli ktoś lubi gadżety, to tutaj nie będzie zawiedziony. Dwa duże, świetnej jakości dotykowe ekrany idealnie wkomponowano w kokpit. Górny odpowiada m.in. za nawigację (choć jej wskazania mogą wyświetlać się też między zegarami) i za pokazywanie obrazu z kamer umieszczonych dookoła auta. Po włączeniu zapłonu delikatnie przechyla się w stronę kierowcy i pasażerów.
Na dolnym zazwyczaj pokazują się ustawienia klimatyzacji, ale na szczęście pokrętła pozostawiono klasyczne. Po przestawieniu wyświetlacza w odpowiedni tryb, można sterować za jego pośrednictwem np. ustawieniami zawieszenia. Łącznie z aktywacją trybów na piasek czy kamienie. Czyli można zrobić coś, czego nigdy nie zrobi zdecydowana większość kierowców Evoque’a.
Ciekawie rozwiązano też przyciski na kierownicy. W zależności od wybranego trybu i tego, w które podmenu (jest takie słowo? teraz tak - red prow.) klikniemy, zmieniają swoje funkcje. Czyli np. tam, gdzie zwykle zmieniamy głośność radia, tymczasowo możemy wciskać strzałki i przełączać np. widok zegarów.
L jak Lusterko.
To też gadżet, ale właściwie zasłużył na osobną literkę. O co chodzi? Po wciśnięciu przycisku na obudowie lusterka wstecznego zamiast tradycyjnego obrazu pokazuje się na nim obraz z kamery umieszczonej z tyłu. Czyli widać drogę za autem i jadące po niej samochody, ale nie widać np. tylnych zagłówków, pasażerów jadących z tyłu i słupków C.
Wbrew temu, co można było przeczytać w niektórych artykułach, to nie jest rewolucyjny pomysł. Już od kilku lat takie rozwiązanie stosuje np. Cadillac. Testowałem nawet egzemplarz z tego typu lusterkiem.
I tak samo jak wtedy, tak i teraz za nic w świecie nie mogłem się przestawić. Nie mam wątpliwości, że taka kamera to dobry pomysł. W lusterku rzeczywiście więcej widać. Można załadować bagażnik aż po dach i nadal obserwować drogę za autem. Przy takim rozwiązaniu nie ma też znaczenia, że tylna szyba Evoque’a jest mała.
Ale mnie od tego po prostu bolała głowa. Obraz był za duży i za blisko mnie. Być może mogłem się przyzwyczaić. Ale… zamiast tego wolałem po prostu przestawić lusterko w „klasyczny” tryb. Póki się jeszcze da.
M jak Masa.
Nie, to nie „Alfabet Mafii”, tylko tekst o Range Roverze. Ale gdyby ten samochód działał w jakiejś szemranej grupie, mógłby mieć pseudonim „Masa”. Dlaczego?
Powiedzmy to sobie szczerze: Evoque jest ciężki jak na samochód tej wielkości. Mierzy 4317 mm, czyli mniej niż aktualna Toyota Corolla. Ale waży 1955 kg, czyli pewnie tyle, co połowa linii produkcyjnej Corolli.
To czuć. Evoque jest ospały przy ruszaniu i ociężały podczas hamowania i ostrych skrętów. Ma 240 koni, ale podczas jazdy zachowuje się trochę tak, jakby biegaczowi założyć na plecy bardzo ciężki plecak.
P jak Przekładnia.
Ten podpunkt właściwie powinien nazywać się „Skrzynia biegów”, ale S było już zajęte przez Styl. Zresztą konstruktorzy Range Rovera chyba pomyśleli podobnie i dali premie stylistom, a inżynierom od skrzyni biegów obcięli wynagrodzenie. To czuć.
W teorii hydrokinetyczna skrzynia aż o dziewięciu przełożeniach powinna być po królewsku płynna i dystyngowana. Ale z brytyjskich manier pozostała jej tylko flegmatyczność, zwłaszcza przy redukcjach. Do tego: tendencja do wrzucania zbyt wysokich przełożeń przy spokojnej jeździe. I odczuwalne od czasu do czasu poszarpywanie. No nie, to nie przystoi…
O jak Osiągi.
Niestety, ten akapit cierpi z powodu dwóch poprzednich. 240 koni to w teorii bardzo dużo. W gamie Evoque’a nie ma mocniejszego silnika Diesla. Niestety, ze względu na masę i ospałą skrzynię, ten samochód nie robi wrażenia specjalnie szybkiego.
Na papierze osiąga 100 km/h w 7,7 s. W prawdziwym życiu, przy miejskich prędkościach i przy „wyścigach” spod świateł, Volkswagen Caddy CNG (wkrótce test na Autoblogu!) jest godnym przeciwnikiem. Zanim Evoque się namyśli i wreszcie wystartuje albo zredukuje bieg, dostawczak jest już z przodu.
Lepiej jest oczywiście na autostradzie. Dopiero tam czuć moc i moment obrotowy wozu (500 Nm!). Powyżej 100 km/h wrażenia są o wiele lepsze niż wcześniej. Szkoda, że większość tych aut spędzi swoje życie pomiędzy tabliczkami z symbolem terenu zabudowanego…
Ł jak Łakomstwo.
Gdyby ten Range Rover był człowiekiem, cierpiałby męki piekielne za nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Średni wynik z całego testu to ponad 12 litrów na sto kilometrów. Żeby zejść do 10,5 litra, trzeba bardzo spokojnie jeździć po mieście późnym wieczorem. Jazda w trasie z prędkościami 120-140 km/h oznacza, że co 100 kilometrów z baku ubędzie 8,5 litra oleju napędowego. Sporo jak na diesla.
N jak Nogi.
To nie jest tekst medyczny. Nie zajmuje się też obuwiem ani nie śpiewam w zespole Czarno-Czarni (to ci od „Pokaż swoje nogi”). Ale o nogach muszę napisać. Dokładniej: o nogach pasażera z tyłu.
Lepiej, by były krótkie. Owszem, nowa generacja Evoque’a zdaniem producenta jest o wiele bardziej przestronna od poprzedniej. Ma też rozstaw osi dłuższy mniej więcej o zapałkę (2660 mm w poprzednim, 2681 mm w nowym). Ale test siadania samemu za sobą wypadł tu co najwyżej na trzy z dwoma.
Mam 1,85 m wzrostu i żeby w miarę wygodnie usiąść w drugim rzędzie, musiałem przysunąć fotel kierowcy „o kliknięcie” do przodu. Dopóki ktoś wozi z tyłu dzieci, będzie zadowolony. Ale lepiej, by leasing na auto skończył się, zanim podrosną.
C jak Cała Reszta i Cena.
O tym samochodzie warto jeszcze napisać, że jest świetnie wyciszony. Że na wybojach zaskakuje komfortem, mimo nieskromnych felg. No i trzeba koniecznie wspomnieć, ile kosztuje.
Bazowa wersja z tym silnikiem jest wyceniona na 199 900 zł. Testowany egzemplarz kosztuje o 84 tysiące więcej. Czy to dużo? Z pewnością. Czy warto?
Tu mógłbym napisać jeszcze K jak Koniec. Czyli czas na podsumowanie. Uważam, że Evoque jest świetny jako gadżet i jako przedmiot stylowy i prestiżowy. Jest ładny, modny, świetnie wykonany i przyjemnie się w nim przebywa. Ale jeśli chodzi o jazdę, są w tej klasie lepsze samochody.
Pytanie, co liczy się dla potencjalnych klientów: sekunda do setki mniej czy lepsza prezencja pod popularną kawiarnią? Pewnie znajdą się i tacy i tacy. I dlatego tak ważne jest to, że na rynku aut nadal panuje różnorodność i że zawsze jest jakaś alternatywa.
Zdjęcia: Tomasz Domański, Tymon Grabowski