Jeszcze kilkanaście lat temu przekładnie automatyczne można było spotkać głównie w samochodach luksusowych. Dziś można je zamówić do miejskiego malucha... i są coraz lepsze niż manualne.
Gdy za dzieciaka uczyłem się jeździć Trabantem przeklinałem tę skrzynię biegów przy kierownicy. Kiedy po zrobieniu prawka na Fiacie Uno na jakiś czas wsiadłem w Hondę Accord z 1980 r. z benzynowym 1.6 i starym automatem, nie mogłem się nadziwić jak można jeździć z taką skrzynią. Accord przyspieszał jakby chciał, a nie mógł, wolno zmieniał biegi i do tego sporo palił. Pamiętam, że mój ojciec przyzwyczajony do manuali, w pierwszych dniach po przesiadce do Hondy przywiązywał sobie lewą nogę do fotela, żeby zwalczyć odruch wciskania sprzęgła przed dojazdem do skrzyżowania.
Wolę manual, bo prawdziwi kierowcy muszą w pełni kontrolować auto.
Tak mówiliśmy w liceum. Automaty były dla dziadków - nie pozwalały na sportową jazdę, trudno było tym zjarać laka, a poza tym, w okolicy brakowało mechaników, którzy potrafiliby je zreanimować w przypadku awarii. Zresztą, jeżdżąc wysłużonymi 126p, Golfami i Lanosami, nie bardzo mieliśmy alternatywę. Wtedy każdy chciał być jak Brian O'Conner i Dominic Toretto!
Z biegiem czasu trochę zmieniłem podejście.
Codzienne dojazdy w korkach na studia sprawiły, że raczej zacząłem się wkurzać na konieczność mieszania ręką i ciągłego ugniatania sprzęgła. A w trasie i tak wrzucało się najwyższy bieg i połykało kilometry - w zasadzie ta mechaniczna skrzynia miała więc tylko wady. Do tego gdy miałem okazje pojeździć nowszymi samochodami, z nowoczesnymi przekładniami automatycznymi, denerwowała mnie coraz bardziej.
Dlatego gdy w końcu przesiadłem się do ukochanego E39, wybrałem trzylitrowego diesla z automatem GM-u. I nigdy nie żałowałem - w takim statku automat sprawdzał się idealnie! Przekładnia z Omegi nie była co prawda szczytem inżynierskich osiągnięć, ale przecież E39 nie ma służyć do uprawiania sportów motorowych. Do dailycara pasowała idealnie. Za to gdy mój teść oglądał to auto i zauważył, że mam dwa pedały i dziwną wajchę stwierdził, że jak zwykle musiałem kupić jakiś wynalazek, którym nikt nie umiałby jeździć.
Do dziś jednak uważam, że są samochody, w których zamówienie skrzyni automatycznej to grzech.
Weźmy taką Toyotę GT86, albo Mazdę MX-5. Nie rozumiem, jak można chcieć mieć taki samochód z automatem. Przecież takie samochody kupuje się właśnie po to, by się nimi zrosnąć, mieć nad nimi pełną kontrolę i czuć frajdę z jazdy każdym porem skóry.
Z drugiej strony, nie rozumiem, jak można kupić SUV-a albo nowoczesny duży samochód z przekładnią manualną. Przecież on ma tylko przewozić ludzi z punktu A do B. Jak autobus. Ma być wygodny i tyle. I do niego automat będzie idealny.