Kiełbasa z grilla szkodzi. To, jak wyglądał mój powrót z majówki, jest tego najlepszym dowodem
Polacy odpoczęli podczas weekendu majowego, więc będą jeździć spokojnie, bez agresji i nigdzie się nie spiesząc. To jasne jak słońce.
Miałem wracać z majówki w sobotę, by uniknąć tłoku na drodze. Przedłużyłem jednak pobyt do niedzielnego poranka, bo żal było mi pogody i wolałem dłużej cieszyć się słońcem, książką i szumiącym lasem. To sprawiło, że trafiłem już na początki wzmożonego ruchu pod hasłem „wszyscy wracają do Warszawy”, zwłaszcza że jechałem jedną z najpopularniejszych tras, skupiających i miłośników moczenia się w zimnej wodzie słodkiej, jak i lodowatej słonej.
Wszyscy wypoczęli, więc powinni jeździć spokojnie
Pogoda dopisała, weekend był długi i piękny. W niedzielę nikt raczej nie musi gnać do biura, teoretycznie nie ma więc powodów do pośpiechu ani nerwów na trasie. Dobry żart, wiem.
Scena pierwsza
Na dwupasmówce robi się gęsto. Dystans między autami na lewym pasie - wciąż jadącymi ponad 100 km/h - można mierzyć w milisekundach. Niektórzy jadą tak blisko tych z przodu, że przy podobnym odstępie czułbym się nieswojo nawet na parkingu.
Nagle światła samochodów rozbłyskują na czerwono. Dochodzi do mocnego hamowania, zwalniamy do 30, może 40 km/h. Słychać pisk opon, ktoś uciekł na pas zieleni i wzbił tumany piachu, a ja przez przeraźliwie długą chwilę patrzyłem w lusterko, czy kierowca jadącego za mną dostawczaka da radę zahamować. Dał, ale przy okazji dałem radę zauważyć, że chyba powinien wyciąć sobie włosy z nosa.
Po takim zbiorowym doświadczeniu wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że jazda może być niebezpieczna, że nie warto było szaleć tak i że nie trzeba próbować ciągle czytać tekstów na cudzej podkładce rejestracji. I tak jest tam napisane „Wal śmiało, samochód teściowej”.
Ile trwał moment uspokojenia i refleksji? Cztery i pół sekundy. Puszczam dostawczaka. Natychmiast podjeżdża na milimetry do gościa z przodu. To ten, który przed chwilą zwiedził pas zieleni. On z kolei miga długimi autu przed sobą i pisze jednoczenie SMS-a.
Scena druga
Z daleka zobaczyłem w lusterku szybko zbliżający się pojazd marki o trzyliterowej nazwie (nie, to nie Aro). Zjechałem na prawy pas, ale z kolejnym nie poszło mu tak łatwo. Kierowca jechał więc najpierw środkiem, po dwóch pasach naraz, myśląc chyba, że ruch się przed nim rozstąpi jak Morze Czerwone. Potem podjeżdżał do zderzaka, aż w końcu nie wytrzymał. Wyprzedził pojawiającym się pasem do skrętu w prawo, na centymetry mijając betonową barierę. Udało się - jest jedno auto z przodu. Do wyprzedzenia zostało mu ich jeszcze tylko mniej więcej 4236. Wszyscy jadą z taką samą prędkością, szybciej się nie da, choćby skały robiły to, czego zwykle nie robią.
Scena trzecia
Czasami wcale nie opłaca się zjeżdżać co chwilę z lewego pasa, bo podąża nim nieskończona kawalkada aut. Raz jedziemy szybciej, raz wolniej, ale wciąż szybciej od ciężarówek i aut z przyczepami kempingowymi na prawym. Czasem pojawia się mała luka na pasie obok. Kierowca auta, które wciąż nie jest Aro (ale nie ten, co wcześniej, tylko inny) za wszelką cenę próbuje wyprzedzać z prawej, właśnie tymi lukami. Zanim mi się nie znudziło, naliczyłem osiem takich prób. Za każdym razem kończy się w ten sam sposób - brakuje mu wigoru, by zdążyć (i na szczęście starcza rozumu, by nie próbować się wciskać na żyletki na lewy) i musi hamować. Utyka za wolno jadącym autem na prawym pasie i traci miejsce w „peletonie” na lewym. Wraca, kilka aut do tylu w stosunku do pozycji początkowej, a po chwili znowu próbuje. Jeszcze nie zrozumiał, że ta strategia chyba nie działa najlepiej.
Scena czwarta
Doganiam kierowcę wściekłego kombivana, który kilka kilometrów wcześniej wyprzedzał slalomem, zajeżdżając drogę sześciu autom z rzędu i zmuszając wszystkich do hamowania. „Musi mu się bardzo spieszyć” - pomyślałem. Teraz jedzie prawym pasem z prędkością zestawu z naczepą. Z wielką uwagą sprawdza coś w telefonie.
Kiełbasa z grilla niektórym ewidentnie szkodzi
Wielu z tych kierowców jechało z małymi dziećmi. Niektórych mijałem pewnie wcześniej w sklepie albo na plaży. Być może powiedzieliśmy sobie przyjaźnie „dzień dobry” albo poleciliśmy sobie wzajemnie godny uwagi zestaw mięs. Mogłem komuś podpowiedzieć, gdzie znajdzie otwarty sklep, a on podziękował mi i życzył miłego dnia.
Za kierownicą w ludzi wstępuje diabeł
Jeżdżą, jakby przypiekano ich węglami z grilla. Spieszą się bez sensu, ich agresywne manewry nawet nie przynoszą efektu, a potem dojeżdżają na miejsce zmęczeni, jakby przez całą majówkę wtaczali pod górę głaz. „W tej Polsce ludzie nie umieją jeździć, za rok jedziemy za granicę” - tak być może mówią. Gdy język na znakach zmieni się na czeski, słowacki czy niemiecki, nagle trzymają odstęp, używają kierunkowskazów i nie przekraczają prędkości. Wyprzedzanie pasem do skrętu nie przyszłoby im do głowy.
Co z tym zrobić? Ten tekst nie skończy się jakąś rewolucyjną propozycją. Przychodzą mi do głowy same nieładne i niepopularne. Następnym razem po prostu wrócę wcześniej. A potem włączę radio i usłyszę o tym, dla ilu kierowców i pasażerów ta majówka była ostatnią. Mamy coraz lepsze samochody i drogi, więc statystyki pewnie będą pocieszające. Ale mentalność zmienia się za wolno, tak jak za wolno frajerzy zjeżdżają z lewego pasa!!!