Pojawiły się miejsca parkingowe w cenie domu. Obyło się bez patodeweloperów
Nie narzekajcie, że macie problem z parkowaniem. W Nowym Yorku pojawiły się miejsca parkingowe za ponad pół miliona dolarów.
Są ludzie, którzy jeżdżą po Nowym Jorku samochodem. Dziwne, ale niech im będzie. W sumie Casey Neistat, oprócz elektrycznej deskorolki, też korzysta z wielkich SUV-ów. Może jakby przestał, to inni też by to rzucili. Skoro jeżdżą, to muszą też parkować, co w tym mieście jest pewnym problemem. Choć może dla wielu osób wydanie 595 tys. dolarów na miejsce parkingowe to nie jest duży kłopot.
Miejsce parkingowe za 595 tys. dolarów
Podobno 300 tys. dolarów to jest rozsądna cena miejsca parkingowego w Nowym Jorku. Tak podaje Carbuzz, cytując Senada Azdema, pośrednika nieruchomości z Florydy. To może cenę przekraczającą pół miliona dolarów można uznać tylko za lekką ekstrawagancję? Ceny miejsc w zautomatyzowanym garażu przy ulicy 121 East 22nd na Manhatanie sięgają od 300 do 595 tys. dolarów. Tak drogie miejsca są przypisane do apartamentów kosztujących po kilkanaście milionów dolarów. Może kawalerkę na Mokotowie dałoby radę za to kupić?
Oprócz tego, że jest drogo, to jest też automatycznie. Samochody do swoich miejsc, na różnych poziomach, rozwożone są na platformach. Proces uruchamia się tagiem RFID lub za pomocą aplikacji i tym przypadku jest w pełni zautomatyzowany. Dojazd na miejsce ma trwać nieco ponad dwie minuty. Przygotowanie przez wykonawcę jednego miejsca to koszt między 50 a 70 tys. dolarów. Także nie tylko za technologię się w Nowym Jorku płaci, a bardziej za to, że w ogóle da się zaparkować.
Przestrzeń zwrócona samochodom
Całkiem ładnie tu wyzyskano przestrzeń, bo zamiast kilku aut można zaparkować kilkadziesiąt samochodów. U nas powinno się to wprowadzić jako standard. Do wysokich cen za miejsca w podziemnych garażach jesteśmy już przyzwyczajeni. Są drogie i ciasne, ale za to pozbawione wszelkich udogodnień związanych z posiadaniem własnego garażu.
Ludzie stawiają za swoimi autami szafki, rowery, układają opony. Widziałem nawet jak ktoś na części miejsca parkingowego, a trochę na części wspólnej, samowolnie zrobił sobie z płyt gipsowych coś w rodzaju komórki lokatorskiej bez dachu. Wiele ze sprzedawanych miejsc zbudowanych jest na granicy normy i dość trudno wjeżdża się w nie jakimkolwiek samochodem. W dobie SUV-ów jest to pewien kłopot, choć lakiernicy się cieszą.
Pamiętajmy też, że żadni patodewoloperzy nie istnieją, to po prostu zwyczajni ludzie, którzy wykonują swoją pracę najlepiej, jak potrafią i w granicach obowiązującego prawa. A wykonywanie jej jak najlepiej oznacza maksymalizację zysków z każdego metra przestrzeni. Technologia dałaby im tylko nowe narzędzia.
Parkowanie to luksus
Taki zautomatyzowany parking wyręczyłby wszystkich udręczonych codziennym, upokarzającym wciskaniem się we własne miejsce postojowe. Auto zostawiasz przy wjeździe, a automatyczna platforma załatwia już resztę. Deweloperzy na pewno też by się cieszyli, bo liczba miejsc na sprzedaż mogłaby się znacznie zwiększyć i w dodatku można byłoby je sprzedawać drożej. Może nawet udałoby się dogonić Nowy Jork z jego cenami.
Panuje u nas takie przekonanie, że coś nam się należy, że coś musi być. Na przykład musi być gdzie zaparkować. A to nie jest prawda, nikt nam niczego w łonie matki nie obiecywał, a już na pewno nie darmowe i łatwe parkowanie. Własne miejsce w bogatej dzielnicy, w dużym mieście, to w USA przywilej dla czołówki bogatych ludzi. W Polsce uważamy, że nam się taka możliwość należy zawsze i wszędzie. Dobijamy się kredytami, żeby kupić kilka metrów kwadratowych i złościmy, gdy musimy zapłacić kilka złotych za możliwość postoju w centrum. Nie jest tak źle, taki szejk naftowy to musi wydać prawie trzy miliony złotych, żeby kulturalnie zaparkować.