W nowoczesnym samochodzie po kolizji wszystko przestaje działać. Czy da się z tym coś począć?
Nowe samochody mają tak dużo elektronicznych układów, że w razie kolizji komputer może losowo wyłączyć istotne elementy pojazdu – często zupełnie nadmiarowo. Zauważyła to pewna firma i oferuje możliwość ich odblokowania.

Niespecjalnie zazdroszczę komuś, kto nie z własnej winy miał stłuczkę w nowym samochodzie, zwłaszcza elektrycznym – ale też hybrydzie czy plug-inie. Impuls z wyłącznika wstrząsowego może pozbawić działania kluczowe układy pojazdu, które wcale nie doznały uszkodzeń podczas kolizji. Radzę nie być zdziwionym, jak po uderzeniu przy niewielkiej prędkości, które zakończyło się np. pęknięciem zderzaka i rozbiciem lampy, samochód elektryczny poinformuje nas, że bateria główna nie działa. Wiele nowych samochodów stosuje bezpiecznik pirotechniczny, który po wybuchu unieruchamia sterownik silnika i akumulatora czyli BMS (Battery Management System). Jakiś czas temu słyszałem również o problemach z autami marki Volvo. Jeśli przeszły kolizję i zostały po niej naprawione nawet w pełni zgodnie ze sztuką, to nadal wiele rzeczy po prostu w nich nie działa.
Są firmy, które sobie z tym radzą
EV Clinic to zakład z Zagrzebia z filią w Berlinie proponuje odblokowanie auta po kolizji za połowę ceny z ASO. Standardowo ta usługa kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, co teoretycznie powinno pokryć ubezpieczenie. Chyba, że mamy już kilkuletnie auto elektryczne i nie opłaciliśmy auto-casco, wtedy mamy problem. Ale na tym kłopoty użytkowników samochodów elektrycznych się bynajmniej nie kończą. Są bowiem przypadki, gdy układ zarządzania baterią (BMS) jest... zintegrowany z akumulatorem głównym. Tak robi na przykład Stellantis – mowa teraz choćby o Fiacie 600e. W razie awarii BMS trzeba wymienić cały akumulator, tzn. wyrzucić na złom idealnie dobry i kosztowny podzespół, bo zepsuło się coś mniejszego. A to dlatego, że producent nie sprzedaje nowego BMS-a w ogóle, można liczyć wyłącznie na części używane. Z tymi jest problem, bo jeśli Fiat 600e idzie na części, to zwykle jest po kolizji, czyli BMS nie działa. Kłopotliwe w tej kwestii są również elektryczne Mercedesy. Części do nich są horrendalnie drogie, elektronika – zagmatwana do przesady. Dla odmiany BMW podobno jest łatwe i tanie do samodzielnego odblokowania (film).
W serwisie Reddit nie brakuje właścicieli, którym bezpiecznik pirotechniczny wystrzelił „tak o”
Stało się to z nagła i bez wyraźnego powodu. Wyobraźcie sobie, że samochód elektryczny przestaje działać, a odblokowanie go to pięciocyfrowy koszt. Na tym tle trochę śmieszne wydają się zapewnienia, że samochody elektryczne w ogóle się nie psują, bo nie mają w sobie nic, co zepsuć by się mogło. Okazuje się, że najmniej problematycznym autem bezemisyjnym jest obecnie Tesla – zwłaszcza modele S, 3 i poniekąd też Y. Są one trwałe, dobrze rozpracowane przez niezależne serwisy i o dziwo – naprawialne. Wydaje się więc, że zakup używanej Tesli zamiast nowego auta elektrycznego z niższego segmentu może być całkiem dobrym pomysłem. Ponadto doszukałem się informacji, że w Tesli w przypadku wystrzelenia bezpiecznika wstrząsowego, wstawia się nowy za 50 zł, a resetu można dokonać samodzielnie. To brzmi jak coś zupełnie wyjątkowego na tle polityki tzw. tradycyjnych producentów samochodów. O tym, co potrafią wyprawiać budując swoje pojazdy elektryczne jeszcze napiszę...
Zdjęcie główne: EV Clinic