Picasso przestaje podpisywać się na Citroenach
Zmian w nazewnictwie modeli z koncernu PSA ciąg dalszy. W Peugeocie Rifter zastępuje Partnera, a teraz Citroen żegna się z nazwą Picasso. Co łączyło słynnego malarza z Citroenami?
Prasa francuska donosi – model C4 Picasso będzie się teraz nazywał C4 Spacetourer, zaś dotychczasowy Grand C4 Picasso zostanie przechrzczony na Grand C4 Spacetourera. To kończy dwudziestoletnią historię autografów artysty na błotnikach francuskich minivanów.
Na początku była Xsara
Zaczęło się od prezentacji bardziej rodzinnej wersji Xsary w 1998 roku. Rok później Xsara Picasso – bo tak ją nazwano - weszła do sprzedaży. Okazała się wielkim sukcesem. Przez lata liderowała w rankingach w swojej klasie i była sprzedawana w Europie aż do 2012 roku, do końca radząc sobie z konkurencją ze strony nowocześniejszych modeli. Była produkowana we Francji, Hiszpanii i Anglii, ale i w Brazylii, Chinach i w Egipcie. Klienci polubili ten model za praktyczność (tylne siedzenia można wyjąć, robiąc z Picasso małego dostawczaka) i rozsądne ceny. Nawet design – początkowo kontrowersyjny – jednak się sprawdził.
Następca pojawił się w 2006 roku
Model C4 Picasso przez większość swojej rynkowej kariery sąsiadował w salonach z Xsarą Picasso. C4 w tej wersji również było udane, a w dodatku po raz pierwszy można było zamówić wersję Grand z siedmioma siedzeniami. Od 2013 roku sprzedawana jest druga generacja tego auta. Futurystycznie stylizowana, nadal broni pozycji minivanów na europejskim rynku.
W 2008 roku rodzinę modeli „z autografem” uzupełniło mniejsze C3 Picasso. Nie było tak udane, jak jego więksi bracia, ale sprawdziło się jako rodzinny samochód do miasta. Jego kariera zakończyła się w 2013 wraz z debiutem bardziej „uterenowionego” modelu C3 Aircross.
Co Picasso robi w Citroenie?
Historia powiązań Pabla Picassa z Citroenem wcale nie rozpoczęła się wiele lat po jego śmierci. W 1958 roku młody meksykański dziennikarz żyjący we Francji, Manuel Mejido, uznał, że wywiad z Picasso byłby świetnym impulsem do rozwoju jego kariery. Ale jak dostać się do Mistrza? Sprytny Mejido uderzył w polityczną nutę. Wiedział, że malarz uciekł z frankistowskiej Hiszpanii i był wielkim zwolennikiem tamtejszego frontu republikańskiego. Dlatego dziennikarz skłamał, że jest wysłannikiem hiszpańskich republikanów, którzy uciekli do Meksyku. Udało się – umówił się na wywiad, na który dojechał pożyczonym od kolegi brązowym Citroenem DS.
Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze, kiedy nagle malarz na dwie godziny zniknął. Gdy powrócił, pochwalił się swoim dziełem – na boku DS-a narysował coś, co nazwał „Wieńcami pokoju”.
„Wspaniałe! Ale nie podpisałeś się, Mistrzu!” – powiedział na widok dzieła sprytny Mejido. Picasso błyskawicznie to nadrobił. Powstała fotografia, panowie się pożegnali, po czym Meksykanin pojechał do właściciela DS-a, by wręczyć mu równowartość 1000 dolarów za samochód. Oczywiście nie wspomniał nic o dziele Picassa. Właściciel, nieco zaskoczony, przyjął pieniądze. Mejido następnie pojechał do pierwszej lepszej galerii sztuki i sprzedał auto za równowartość 6000 dolarów.
Dlaczego tak łatwo pozbył się tak cennego auta? „Po prostu potrzebowałem pieniędzy” – przyznaje dziś Mejido.
Wieść o pomalowanym DS-ie zaginęła. Nikt nie wie, czy auto jeszcze istnieje. Gdyby trafiło gdzieś na aukcję, z pewnością byłoby warte niesamowicie dużo pieniędzy.
Sam Picasso nigdy nie miał Citroena. Ale lubił samochody i w swojej kolekcji miał m.in. Alfy Romeo, Mercedesy, Hotchkissa albo Hispano-Suizę. A gdy w 1998 roku do rodziny artysty zgłosił się Citroen i zaoferował współpracę, doszło do kłótni między spadkobiercami, która trafiła nawet do sądu.
Mimo wszystko, nazwisko Picasso trafiło na błotniki minivanów. Dlaczego z nich zniknie?
Citroen oficjalnie podaje, że chce „ujednolicić nazewnictwo swoich aut”. Tak naprawdę powodem mogą być kwestie umowy z rodziną Picasso, która prawdopodobnie została zawarta na 20 lat. Citroen musiał płacić potężne sumy za wykorzystanie nazwiska, więc ktoś w zarządzie pewnie w końcu powiedział „dość!”. To być może korzystne z punktu widzenia finansów korporacji, ale klienci mają prawo ubolewać.
Nazwa Picasso była ciekawa i charakterystyczna. Dobrze się kojarzyła, a gdy ktoś mówił w kontekście motoryzacji nazwisko słynnego artysty, natychmiast przed oczami stawały Citroeny. A Spacetourer? To ponure i nudne słowo, niczym z korporacyjnego generatora. Równie dobrze mogą się tak nazywać Citroeny, jak i samochody dowolnej innej marki świata. Szkoda.