Jeździłem najnowszym Nissanem Juke. Wiem też, jak wygląda bez kamuflażu
Jako jeden z trzech dziennikarzy z Polski obejrzałem nowego Nissana Juke’a. Pojeździłem nim i porównałem go z poprzednikiem. Jeszcze nie mogę pokazać go bez kamuflażu, ale za to mogę dokładnie o nim poopowiadać.
Najpierw z hukiem przemknął obok mnie McLaren Speedtail. Rany, na żywo wygląda naprawdę doskonale! Chwilę później gapiłem się na przejeżdżającego Rolls-Royce’a Cullinana, który był… ubłocony aż po dach. Zaraz za nim zamruczał żółty Vauxhall Monaro, wychodzący z zakrętu z lekkim poślizgiem. Na koniec minęło mnie jeszcze poszerzone i potwornie głośne Porsche 911 964.
Stałem z puszką Coli Light (Zero akurat nie było, Light jest okropna!) i rozdziawiałem usta. To miejsce przypomina trochę raj dla miłośników motoryzacji. Gdzie byłem? Na pewnym torze testowym w okolicach Londynu. Czy czekała mnie przejażdżka McLarenem? Cóż, nie tym razem. Miałem wsiąść w coś o wiele ważniejszego z punktu widzenia rynku. Kogo obchodzi jakiś McLaren za miliard? Teraz liczą się SUV-y i crossovery segmentu B.
Miałem obejrzeć najnowszego Nissana Juke’a.
Była to tajna prezentacja, więc najpierw zaklejono mi obiektyw w telefonie, a później w ogóle mi ten telefon zabrano. Dziwnie się czułem, nie mogąc przez trzy godziny poklikać na fejsiku i Instagramie. Tak czy inaczej, miałem co robić. Najpierw obejrzałem egzemplarz bez kamuflażu, a później wsiadłem do zamaskowanego i się przejechałem. Porozmawiałem też z przedstawicielami Nissana… no i wypiłem trochę niedobrej coli.
Obecny Juke jest na rynku od 2010 roku.
Z jednej strony, to potwornie długo, jak na dzisiejsze standardy świata samochodów. Gdy Juke debiutował, miał dwóch konkurentów. Dziś wszyscy chcą sprzedawać wozy segmentu B-SUV, a konkurentów Nissana jest 21. A przynajmniej tylu było kilka tygodni temu, podczas moich jazd. Pewnie od tego czasu zadebiutowało coś nowego.
Ale… klienci nadal chętnie kupują Juke’a. Przez 9 lat sprzedano ponad milion egzemplarzy modelu, a sprzedaż w Polsce obecnie… rośnie! Dlatego wprowadzenie nowej generacji jest bardzo istotne, ale Nissan miał sporo czasu, by ją dopracować.
Jak wygląda z zewnątrz?
Niestety, nie mogę jeszcze pokazać go w całej okazałości. Będzie to możliwe na początku września. Teraz muszą wam wystarczyć zdjęcia w kamuflażu, a ja mogę dokładnie opowiedzieć o tym, co widziałem. Możecie uruchomić wyobraźnię!
Za stylistykę nowego Juke’a odpowiada dokładnie ta sama ekipa, która narysowała schodzącą generację. Szefostwo poleciło, by nowy model był utrzymany w tym samym duchu, co starszy: bo to właśnie design sprzedaje ten wóz.
Jednocześnie, mimo upływu lat, wciąż znam osoby, które nie przyzwyczaiły się do wyglądu Juke’a (a zwłaszcza jego przodu). Obecna generacja jest bardzo kontrowersyjna. Albo kochasz jego stylistykę, albo jej nie znosisz. Nie ma niczego pomiędzy.
Nowa generacja jest trochę bardziej zachowawcza.
Muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem: nowy Juke wygląda w taki sposób, że od razu widać, jaki to model. Ale… jest łatwiejszy do przyswojenia. Juke stał się bardziej lekkostrawną potrawą. Już nie ma tak dziwacznego przodu. Stylistycznie bliżej mu do Micry albo do Leafa – choć jest od nich ciekawszy. Z kolei profil przypomina mi trochę… Toyotę CH-R. Projektanci oczywiście sporo wspominali o „linii w stylu coupe”.
Styliści wykonali dobrą robotę: dotychczasowi klienci nie powinni marudzić, że nowy Juke jest nudny. A ci, którzy dotychczas na widok tego wozu uciekali z krzykiem, powinni przestać.
Długość wynosi 4,21 m.
Szerokość to z kolei równe 1,8 m. Wysokość wynosi 1,58 m, a rozstaw osi: 2,636 m. To oznacza, że nowy Juke urósł w każdą stronę (wymiary poprzedniego: 4,165/1,765/1,57 i 2,53 m rozstawu osi). Jest jednak o 6 proc. lżejszy od obecnego. Ma być też o 13 proc. sztywniejszy. Powstał na tej samej platformie, co nowe Renault Clio i Captur.
Zajrzyjmy do środka.
To znaczy, ja zajrzałem, a wam mogę trochę poopowiadać. We wnętrzu przede wszystkim zrobiło się przestronniej. Nie lubiłem siedzieć w poprzednim Juke’u, bo był po prostu strasznie ciasny. W nowym jest rzeczywiście więcej miejsca. Drzwi z tyłu otwierają się szerzej, otwór bagażnika jest większy, a pasażerowie z tyłu mają więcej miejsca na kolana i stopy. Ze względu na „linię w stylu coupe”, nie jest różowo z przestrzenią na głowę z tyłu, jeśli ktoś zamierza wozić tam osoby mojego wzrostu (1,85 m). Ale z tyłu Juke’a będą raczej jeździć dzieci.
Gdy siedzi się za kierownicą, widać więcej świata i nie ma się już tak klaustrofobicznego wrażenia, a to za sprawą cieńszych słupków A. Kokpit jest narysowany ciekawie i ma miłe dla oka okrągłe nawiewy. Zaskoczeniem (ale raczej na plus) jest obecność klasycznych zegarów. Nie ma wyświetlacza w ich miejscu. Cieszę się też, że Nissan wreszcie wszedł w XXI wiek i dał możliwość regulacji kierownicy w dwóch płaszczyznach.
Wnętrze Juke’a można na różne sposoby personalizować. Da się wybierać spośród kilku pakietów wykończenia. Fotele mogą być skórzane albo materiałowe. Kolorystyka może być pomarańczowa, czarno-biała albo po prostu szara. Podczas prezentacji wiele razy słyszałem słowo „premium” albo „premiumness” („premiumowośc?”). Nie szedłbym aż tak daleko. Ale w porównaniu z obecnym modelem, nowy wygląda już po prostu… współcześnie.
Na koniec tej części, mała ciekawostka: podobno obecnego Juke’a najchętniej personalizują klienci po 50. roku życia. Młodsi wybierają nudniejsze konfiguracje.
No i jeszcze jedno: w gamie kolorów tym razem nie będzie żółtego. Ale będzie za to interesujący pomarańczowy.
Pora się przejechać.
Trasa testowa nie była długa, więc to nie będzie „prawdziwy” test. Mogę co najwyżej opowiedzieć o swoich pierwszych wrażeniach z jazdy. Nietypowy był za to układ tej trasy: tor miał imitować brytyjskie „B-Roads”, czyli boczne drogi. Było kręto, pagórkowato, a asfalt nie zawsze był idealny. W sam raz!
Zacząłem od… starego Juke’a. Podstawienie jednego egzemplarza tamtego modelu to świetny pomysł. Skoro Nissan chwalił się, że w następcy poprawiono większość bolączek poprzednika, miło, że dał mi możliwość sprawdzenia tego na żywo.
Starszy Juke miał silnik wolnossący 1.6.
Górzysta trasa testowa bezlitośnie obnażyła słabości tego motoru. Brakowało mi elastyczności i momentu obrotowego. Gdy wcisnąłem gaz „do dechy”, w pewnej chwili myślałem, że coś się popsuło. Koledzy w nowych egzemplarzach błyskawicznie mi uciekli.
Testowany egzemplarz przedprodukcyjny nowego modelu miał silnik 1.0 T o takiej samej jak w poprzedniku mocy 117 KM. Zmniejszono nie tylko pojemność, ale i liczbę cylindrów. Tu są tylko trzy.
Oba silniki dzieli jednak przepaść w kwestii dynamiki, reakcji na gaz i charakteru. 1.0 jest żwawy i żywiołowo reaguje na gaz. Owszem, brzmi „trzycylindrowo” i chropowato. Ale przynajmniej nie trzeba bez przerwy kręcić go pod czerwone pole na obrotomierzu. Słychać też, że nowy Juke jest lepiej wyciszony od hałasów z opon i zawieszenia, i od szumu opływającego powietrza.
Względem poprzednika poprawiono układ kierowniczy i skrzynię.
Manualna skrzynia biegów ma krótszy skok, a układ kierowniczy jest bardziej bezpośredni. W nowym modelu siedzi się nieco niżej, a fotel jest wygodniejszy, z dłuższym siedziskiem. Miałem okazję jechać też egzemplarzem z automatyczną, 7-biegową skrzynia automatyczną. Na tak krótkiej trasie trudno było ocenić jej zachowanie w różnych warunkach (ciekawe, czy np. nie szarpie podczas wolnej jazdy). Nie miałem jednak uwag do szybkości jej działania.
Nowy Juke jest po prostu lepszy od poprzedniego.
Poprawiono dosłownie wszystko: od wyglądu, przez przestronność wnętrza, aż po prowadzenie i osiągi. Nowy model wygląda jak projektowany według podręcznika „Jak odnieść sukces na rynku motoryzacyjnym w 2020 roku?”. Pomimo ogromnej konkurencji na rynku, Nissanowi pewnie znowu się uda. Czekam jednak na dłuższy test. Wtedy będę miał okazję trochę się poprzyczepiać.